Lidia Filus jest żywym dowodem na to, że przywiązanie do rodzimych tradycji i zaangażowanie w życie Polonii można połączyć z zawodowym sukcesem i uznaniem wśród Amerykanów. Sprawuje funkcję prezesa w czterech polonijnych organizacjach i aktywnie włącza się życie naszej społeczności, będąc jednocześnie cenionym przez w USA naukowcem, pedagogiem i szefową katedry matematyki na Uniwersytecie Northeastern Illinois (NEIU). W rozmowie z Alicją Otap prof. Filus opowiada m.in. o tym, że przy obiedzie często z mężem rozmawia o matematyce...
Na czym polegają obowiązki szefa Wydziału Matematyki na NEIU? Czy są stresujące?
Lidia Filus: Pracuję pod dużą presją, ponieważ mam pieczę nad wszystkim, od najdrobniejszych kwestii po bardzo poważne. W dużym skrócie – zakres moich obowiązków obejmuje finanse i zarządzanie, programy wykładowe i kursy oraz sprawy studenckie i personelu. Muszę wiedzieć o wszystkim, co się dzieje na moim wydziale. Nawet jeśli ktoś inny jest wytypowany do realizacji danego projektu, to i tak muszę znać odpowiedź na postawione mi niespodziewanie pytania... Nawet w korytarzu. Jestem przygotowana do trudnych rozmów. Wiem, że nie mogę mieć z góry przyjętego stanowiska i muszę być otwarta na fakty. Niemal codziennie są jakieś „niespodzianki”, które zmieniają plan dnia i zatrzymują mnie dłużej w pracy.
Nieprzewidziane problemy?
– Zwykle są to sprawy studentów i wykładowców z mojego wydziału. Jeśli pracownik boryka się z jakimiś problemami i prosi o rozmowę, to nie mogę odmówić. Staram się zrozumieć jego sytuację i stworzyć mu takie warunki, żeby czuł się jak najlepiej w pracy, a jednocześnie zapewnić wszystko co najlepsze studentom. Są to sprawy, które wymagają też przemyślenia i przedyskutowania ze wszystkimi osobami, których dotyczą. Na dodatek pracujemy w warunkach, w których musimy się bardzo dobrze rozliczać z pieniędzy, bo jest to stanowy uniwersytet. Budżet się zmniejsza. Są audyty. Trzeba prowadzić dokumentacje i być w porządku z kontraktami o warunkach pracy, bo mamy różne związki zawodowe. Oczywiście jest też dużo pracy i przeszkód do pokonania w związku z oferowanymi przez katedrę matematyki programami wykładowymi.
Od lat opiekuje się Pani Polskim Klubem na NEIU...
– Na szczęście klub ma bardzo efektywną prezeskę i zarząd, i to jest dla mnie bardzo duża pomoc. To właśnie oni pomagali przy zorganizowaniu tegorocznych obchodów Miesiąca Kultury Polskiej na NEIU.
...i to Pani od 17 lat prowadzi te uroczystości.
– Tak rzeczywiście, to już 17 lat. Kolejna uroczystość odbywa się w ten piątek (14 listopada).
Odgrywa też Pani czynną rolę w wymianie naukowej między NEIU z niektórymi szkołami wyższymi w Polsce. Jakie są to uczelnie?
– NEIU współpracuje z Uniwersytetem Warszawskim, a głównie z Instytutem Stosunków Międzynarodowych, a także z Główną Szkołą Handlową (dawny SGPiS), Politechniką Częstochowską i Uniwersytetem Jagiellońskim.
Czy przy natłoku obowiązków zawodowych i pracy społecznej na rzecz Polonii ma Pani w ogóle czas na pracę naukową?
– Próbuję, choć jest to bardzo trudne. Na szczęście pracuję od dawna, mam doświadczenie i jestem bardzo zaawansowana naukowo, co jest sporym ułatwieniem. Pewne wymagania formalne spełniłam już po kilka razy. Niektórych rzeczy nie musiałabym robić, ale je w dalszym ciągu robię, ponieważ lubię i wymagam ich od innych. Jeżeli wymagam, nie mogę postępować inaczej.
Posiadany przez Panią tytuł „profesor” oznacza stanowisko, a nie stopień naukowy?
– Tak, w USA jest to stanowisko, na które można awansować po spełnieniu wymagań na poziomach assistant oraz associate professor. Do każdego stanowiska trzeba przepracować odpowiednią liczbę lat oraz zgromadzić portfolio naukowe.
Jak najogólniej mogłaby Pani scharakteryzować swoją sferę zainteresowań naukowych – w języku zrozumiałym dla zwykłego śmiertelnika, nie-matematyka ?
– Przez dużą część mojej kariery naukowej zajmowałam się modelami deterministycznymi i optymalizacją, co odzwierciedla tytuł mojej pracy doktorskiej: „Kombinatoryczne algorytmy znajdywania punktów stałych”. W języku laika znaczy to, że próbujemy matematykę wykorzystać do opisu innych dziedzin. Np. sporządzamy matematyczny model ekonomii, optymalizujemy go i próbujemy w nim zdefiniować punkty równowagi; w stanie równowagi nigdy nie będziemy, ale do niego zdążamy. Stosuje się tu bardzo zaawansowaną matematykę na pograniczu z informatyką. Później stopniowo przechodziłam na modele probabilistyczne. Jest to dziedzina, w której robi się pewne plany w warunkach niepewności. Jest ona definiowana statystycznie, czyli probabilistycznie. To są bardzo ciekawe modele, stosowane np. w dziedzinie ubezpieczeń czy do przewidywania zmian na giełdzie albo do modelowania sytuacji biomedycznych dotyczących zdrowia i różnych kryzysów. Zainteresowałam się tą dziedziną pod wpływem męża.
Matematyka w służbie spekulacji giełdowych lub w grze na loterii?
– Niezupełnie. Oprócz znajomości probabilistyki potrzebna jest przede wszystkim znajomość siebie – czy i na ile jesteśmy w stanie ponieść skutki ryzyka, jakie podejmujemy. Probabilistyka daje nam tylko pewną orientację i tylko przy dużej liczbie prób. Powstaje więc niebezpieczeństwo popadnięcia w nałóg.
Pani mąż jest też matematykiem. Czy przy obiedzie rozmawiacie o matematyce?
– O matematyce rozmawia się w naszym domu często i dużo, bo chcemy podzielić się swoimi przemyśleniami na temat wspólnych badań. Próbujemy jednak nie robić tego w obecności naszego syna, bo go to denerwuje.
Pani sukces naukowy i zawodowy to kombinacja talentu i ciężkiej pracy?
– Nie tylko... Wydaje mi się, że mam szczęście. Ufam, że Pan Bóg ma mnie w swojej opiece i wie, co robi. Stan wojenny zastał nas w Holandii i stamtąd wyjechaliśmy do Ameryki. Przyjechaliśmy z mężem i synem do USA, nikogo tutaj nie mając. Przyjeżdża się zwykle do rodziny, a myśmy przyjechali całą rodziną prawie w ciemno, na podstawie tylko telefonicznego interview z Uniwersytetem Kansas. Tak się zaczęła moja kariera zawodowa w Stanach. Akceptuję, co życie przynosi. Zaczynam każdy dzień z ufnością i kończę podsumowaniem.
Jest pani prezesem Rady Nauczycieli Polonijnych, prezesem Chicagowskiego Oddziału Fundacji Kościuszkowskiej, Krajowej Rady Doradczej FK oraz I Okręgu Związku Polek w Ameryce. Co motywuje Panią do tak intensywnej działalności społecznej?
– W życie polonijne włączyłam się, gdy już osiągnęłam pewną stabilność w pracy zawodowej. Uważałam, że już mogę coś z siebie dać, bo mam wiedzę, doświadczenie, ustabilizowaną pozycję w sferze naukowej i na uniwersytecie. Nie wstąpiłam do organizacji po to, żeby czerpać dla siebie jakieś korzyści, tylko żeby podzielić się z innymi tym, co już osiągnęłam.
Dziękuję za rozmowę.
Alicja Otap
Zdjęcie główne: prof. Lidia Filus z Aborygenami w Australii podczas służbowego wyjazdu fot.arch. pryw.