Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 14 listopada 2024 22:09
Reklama KD Market

Wolnoamerykanka

Głośno było ostatnio o porozumieniu, do jakiego doszli prezydenci USA i Chin w sprawie redukcji zanieczyszczeń ziemskiej atmosfery. Ze strony Chin, największego na świecie "zaśmiecacza" powietrza, jest to deklaracja bezprecedensowa i może okazać się niezwykle ważna. Przywódcy chińscy, jak dotąd, patrzyli bardzo niechętnie na wszelkie globalne deklaracje o konieczności dramatycznej redukcji emisji szkodliwych substancji do atmosfery. Jednak mimo, że porozumienie osiągnięte w Pekinie ma przełomowy charakter, znaleźli się już tacy, którzy z niego kpią.


Republikański senator James Inhofe z Oklahomy oświadczył, że ogłoszone porozumienie to "szarada bez żadnych zobowiązań". Komentarz ten nie powinien być dla nikogo zaskoczeniem. Inhofe od lat znany jest z tego, iż twierdzi, że wieści o tzw. efekcie cieplarnianym i niekorzystnych zmianach klimatycznych naszego globu to spisek wymyślony przez ONZ, pospołu ze skrajną lewicą i "elitarnymi kołami hollywoodzkimi", a celem tegoż spisku jest, jego zdaniem, "zatrzymanie maszyny zwanej Ameryką". Senator jest zresztą autorem jednej z najgłupszych książek ubiegłej dekady, dzieła pt.: "Największe oszustwo: w jaki sposób spiskowa teoria o ocieplaniu się klimatu zagraża naszej przyszłości". Nie omieszkał też w swoim czasie stwierdzić, iż amerykańska Environmental Protection Agency, której zadaniem jest ochrona środowiska naturalnego Ameryki, to "biurokracja rodem z gestapo", z czego wnioskuję, iż doskonale wie, w jaki sposób działała hitlerowska tajna policja.


Jego postawa nie miałaby żadnego znaczenia, jako że każdy, a szczególnie senator, ma prawo opowiadać dowolne bzdury i wierzyć nawet, że Księżyc jest zrobiony z sera gouda. Jednak w przypadku pana Inhofe jest nieco inaczej, jako że w wyniku przejścia Senatu pod republikańską kontrolę w styczniu przyszłego roku stanie się on szefem senackiej komisji do spraw... środowiska naturalnego i robót publicznych. Objęcie przez niego tej funkcji porównywalne jest moim zdaniem do mianowania ateisty arcybiskupem, albo pacyfisty szefem Pentagonu.


Inhofe zapowiedział już, że w nowym Kongresie zrobi "wszystko co można, by ograniczyć niekontrolowane poczynania EPA". Innymi słowy człowiek, który będzie przewodniczył komisji mającej się zajmować ochroną środowiska naturalnego będzie zdecydowanie walczył z organizacją, która ma dokładnie to samo zadanie. Jeśli gdzieś w tym wszystkim zawarta jest jakakolwiek logika, to musi być bardzo dobrze schowana, bo jeszcze jej nie znalazłem.


Wynika z tego, że następne dwa lata będą niezwykle trudne nie tylko dla EPA, ale również dla amerykańskiej matki natury. Inhofe jest wrogiem wszelkich regulacji prawnych dotyczących zanieczyszczania środowiska, nie chce słyszeć o ochranianiu niektórych gatunków fauny i flory oraz jest niechętny przejmowaniu przez rząd federalny niektórych połaci ziemi, szczególnie na zachodzie USA, w celu tworzenia na nich stref ochronnych lub parków narodowych.


Można się spodziewać, że senator z Oklahomy będzie zgłaszał sprzeciw wobec wszelkich decyzji EPA, niezależnie od ich charakteru, gdyż w gruncie rzeczy chciałby tę agencję całkowicie zlikwidować. Jego wizja ochrony środowiska naturalnego polega na uprawianiu w tej dziedzinie swoistej wolnoamerykanki, w ramach której rząd federalny nie ma nic do powiedzenia, a wszystko jest pod kontrolą wielkich koncernów, które się mają "same regulować".


Życzę w związku z tym wszystkim zwierzętom, znajdującym się obecnie pod ochroną, by jakoś przetrwały do roku 2016.


Andrzej Heyduk


fot.Diego Azubel/EPA

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama