Po zaciętej walce stoczonej z urzędującym demokratycznym gubernatorem Patem Quinnem po raz pierwszy u sterów Illinois stanie biznesmen i nowicjusz polityczny – republikanin Bruce Rauner. Tylko niewielkie zmiany zaszły w delegacji Illinois do Kongresu USA oraz w parlamencie stanowym i we władzach stanu. Niestety wszystko po staremu zostaje w administracji powiatu Cook, ponieważ główni urzędnicy w ogóle nie mieli opozycji, a wyborcy − wyboru. Już po głosowaniu konsternację wzbudziło mało eleganckie zachowanie kandydatów na gubernatora. I na dodatek zostało wszczęte śledztwo w sprawie niespodziewanych przeszkód, które pojawiły się we wtorek, a które nie pozwoliły oddać głosów wielu wyborcom.
Kto utrudnił dostęp do urn wyborczych?
Prokurator stanowa powiatu Cook Anita Alvarez już prowadzi śledztwo w sprawie potencjalnej obstrukcji demokratycznego procesu wyborczego, a burmistrz Rahm Emanuel nalega, by sprawą zajęła się też prokuratura federalna. Burmistrz chciałby wiedzieć, na czyje polecenie i za czyje pieniądze uruchomione zostały automatyczne telefoniczne powiadomienia (ang. robocalls), które spowodowały, że w dniu wyborów nie przyszła do pracy duża część pracowników komisji. W rezultacie niedoboru personelu niektóre lokale wyborcze zostały otwarte później i wyborcy czekali przez wiele godzin w kolejkach. Niektórzy dotarli do urn już po ogłoszeniu zwycięstwa przez Raunera. Inni (liczba nieznana) wręcz zrezygnowali z udziału w głosowaniu. O przeprowadzenie akcji podejrzana jest Partia Republikańska w Chicago i w powiecie Cook, ale jej przywódcy stanowczo zaprzeczają, by ich organizacja polityczna dopuściła się tego występku.
Z porażką trudno się pogodzić
Ostatnie wybory na urząd gubernatora przejdą do historii Illinois nie tylko z powodu zamieszania w lokalach wyborczych, ale też dlatego, że były najdroższe; obydwaj kandydaci wydali na kampanie łącznie 100 mln dolarów. Wyścig o gubernatorski fotel był też jednym z najbardziej wyrównanych i zaciętych w najnowszej historii Illinois, a jego bohaterowie zachowywali się niekonwencjonalnie jeszcze po wyborach. Po ogłoszeniu zwycięstwa przez republikanina Bruce'a Raunera demokratyczny gubernator Pat Quinn nie od razu przyznał się do porażki i zapowiedział, że będzie czekał na policzenie absolutnie wszystkich głosów i na oficjalne ogłoszenie wyników − nawet dwa tygodnie. Następnego dnia jednak zmienił zdanie i uznał zwycięstwo rywala stosunkiem 51 proc. głosów do 46 proc. (3 proc. uzyskał libertarianin Chad Grimm). Quinn zapowiedział też mianowanie przedstawicieli swojej administracji do specjalnego zespołu przekształceniowego, który pomoże Raunerowi w przejęciu kontroli nad rządem Illinois. Quinn zdecydował się zrezygnować z czekania na oficjalne wyniki, gdy zorientował się, że różnica w liczbie głosów jest zbyt duża do nadrobienia oraz po tym, gdy pojawiły się nieprzychylne komentarze, że nie potrafi z godnością przegrywać.
Gafy gubernatora elekta
Nazajutrz po wtorkowych wyborach Rauner w ogóle nie pokazał się publicznie – co nie jest zgodne z amerykańskim politycznym savoir-vivre. Nie powitał rano podróżnych na stacji kolejki CTA w Chicago i nie podziękował za głosy wyborcom – zgodnie z powszechnie przyjętym obyczajem. Oficjalne wystąpienie zapowiedział dopiero na czwartek.
Środowa gafa mogła być rezultatem innej, wcześniejszej, popełnionej w przemówieniu deklarującym zwycięstwo w wyborach. Rauner twierdził w wystąpieniu, że już zatelefonował do marszałka Izby Reprezentantów Illinois Michaela Madigana i przewodniczącego Senatu stanowego Johna Cullertona i wyciągnął do nich dłoń z propozycją ścisłej dwupartyjnej współpracy. Jednak obydwaj politycy zaprzeczyli, by taka rozmowa miała miejsce. Tak więc przedsiębiorca -miliarder z Winnetki poczynił raczej niefortunny wstęp do współpracy z dwoma najbardziej wpływowymi demokratami w Illinois, którzy dysponują większością głosów zdolną do obalenia gubernatorskiego weta i kontrolują kwestie finansowe.
Równowaga władzy w Springfield?
Ogłaszając swoje zwycięstwo, Rauner wyraził zadowolenie, że wyborcy zaufali mu i obdarzyli Partię Republikańską władzą wykonawczą w sytuacji, gdy Partia Demokratyczna dominuje w Illinois we władzy ustawodawczej i sądowniczej. Obiecał, że będzie współpracował z ustawodawcami na rzecz rozwoju gospodarczego Illinois oraz poprawy sytuacji wszystkich mieszkańców stanu. Zapewnił, że będzie dążył do eliminowania biurokracji i marnotrawstwa w administracji stanu, by zdobyć fundusze na edukację i inne ważne projekty, tym również socjalne. Wyraził przekonanie, że w dobrym zarządzaniu stanem pomoże mu jego doświadczenie na polu kierowania wielkimi przedsiębiorstwami. Nie powiedział, w jaki sposób poradzi sobie z deficytem budżetowym oraz zaległymi rachunkami i skąd weźmie fundusze, zwłaszcza że przyrzekł, iż nie będzie żadnych podwyżek podatków.
W rządzie stanu stara gwardia i nowy skarbnik
Bliskimi współpracownikami republikańskiego gubernatora będą i demokraci, i republikanie. Prokuratorem generalnym pozostanie Lisa Madigan, sprawująca ten urząd od 2003 roku. Demokratka zdobyła 59 proc. głosów. Pokonała republikanina Paula Schimpfa, który uzyskał około 37 proc. i libertarianina Bena Koyla – niecałe 3 procent.
Nestor lokalnej polityki Jesse White (80-latek!) będzie nadal sekretarzem stanowym. Demokrata wygrał dużą przewagą 65 proc. głosów z republikaninem Michaelem Websterem – 32 proc. i libertarianinem Christopherem Michelem – 3 procent.
Judy Baar Topinka – też weteranka lokalnej sceny politycznej – wygrała kolejną kadencję na stanowisku rewidenta stanowego. Mająca 70 lat, republikanka zdobyła 50 proc głosów, podczas gdy demokratka Sheila Simon – 45 proc. a libertarianka Julie Fox – 5 procent. Simon do końca roku będzie sprawować urząd wicegubernatora, a po wygaśnięciu kadencji ma powrócić na Southern Illinois University w Carbondale, gdzie jest wykładowcą prawa.
Wyścig o urząd skarbnika stanowego między republikaninem Tomem Crossem a demokratą Michaelem Frerichsem jeszcze wczoraj (czwartek - przyp. red.) nie był oficjalnie rozstrzygnięty. Nieznaczną przewagę miał republikanin. Odpadł libertarianin Matthew Skopek. Przypomnijmy, że obecny skarbnik Dan Rutherford odejdzie z końcem kadencji.
Z motyką na słońce
Tak najkrócej można podsumować próbę odebrania fotela senatorskiego Richardowi Durbinowi przez Jima Oberweisa, popieranego przez konserwatywną Tea Party. Była to kolejna przegrana Oberweisa, który od lat, bez powodzenia, próbuje sięgać po różne urzędy, m.in.: gubernatora, kongresmena i senatora federalnego. Na pocieszenie pozostał mu urząd senatora stanowego, który wygrał rok temu. I jeszcze to, że senator Durbin zje firmowe lody zrobione w zakładach mleczarskich rodziny Oberweisów.
Demokrata pokonał republikanina wygodną przewagą głosów – 53 proc. do 43. Około 4 proc. głosów uzyskała libertarianka Sharon Hanson. Będzie to czwarta sześcioletnia kadencja Durbina w Senacie Stanów Zjednoczonych. Durbin jest wpływowym politykiem, zajmującym drugie miejsce w hierarchii demokratów w izbie wyższej. Dzięki jego staraniom Illinois wielokrotnie otrzymało fundusze federalne na ważne projekty gospodarcze. Popiera reformę imigracyjną i prawo do legalizacji nieudokumentowanych mieszkańców Stanów Zjednoczonych, którzy zostali przywiezieni do USA jako małe dzieci.
Dwóch demokratów nie wróci do Kongresu
Znakomita większość kongresmenów utrzymała się z woli wyborców na swoich stanowiskach, a zmiany będą tylko w 10. i 12. okręgu. W 10. okręgu (na północno-zachodnich przedmieściach Chicago) urzędujący kongresman Brad Schneider, demokrata, przegrał po trudnych zmaganiach z byłym kongresmanem, republikaninem Bobem Doldem. Schneider uzyskał 48 proc głosów, a Dold – 52 procent. Dwa lata temu Schneider pokonał Dolda znikomą różnicą około 3 tys. głosów. Teraz republikanin powraca na utracone stanowisko.
Nowego kongresmana będą też mieli mieszkańcy 12. okręgu (w północno-zachodnich rejonach aglomeracji miejskiej). Demokratyczny kongresman Bill Enyart przegrał z republikaninem Mikem Bostem.
Podwyżka minimalnej płacy?
Wyborcy przyjęli też kilka propozycji zmian w referendach, z których najważniejsze dotyczyło podwyżki minimalnej płacy. Około 66 proc. głosujących opowiedziało się za zwiększeniem do 10 dol. na godzinę minimalnej stawki wynagrodzenia. Obecnie wynosi ona w Illinois 8 dolarów i 25 centów.
Gubernator Pat Quinn twierdzi, że wynik referendum upoważnia władze stanu do wprowadzenia w życie podwyżki minimalnej płacy. Zapowiedział, że przez ostatnie dwa miesiące swego urzędowania będzie pracował nad sfinalizowaniem tej kwestii, by zapewnić poprawę sytuacji materialnej tysiącom rodzin o niskich dochodach. Quinn ma nadzieję, że jeszcze zanim odejdzie z urzędu, parlament stanowy zatwierdzi odpowiednią ustawę.
Alicja Otap
fot.Justin Lane/EPA