W niedzielę wieczorem w szpitalu Providence Regional Medical Center, na skutek ran postrzałowych głowy zmarła Gia Soriano. Czternastolatka była drugą śmiertelną ofiarą piątkowej masakry w szkole średniej niedaleko Seattle.
Trzy osoby nie żyją - w tym sprawca, który popełnił samobójstwo, dwoje nastolatków w stanie krytycznym i jeden w stanie ciężkim - to bilans tragedii, jaka rozegrała się w ubiegły piątek w liceum w Marysville w stanie Washington.
15-letni Jaylen Fryberg wszedł do szkolnej stołówki w porze lunchu. Z plecaka wyciągnął należący do jego ojca pistolet Beretta, kaliber 0.40. Ze spokojem podszedł do stolika, przy którym siedzieli jego koledzy i otworzył ogień. 15-letnia Zoe Galasso zginęła na miejscu. Andrew Fryberg (15 lat) i Shaylee Chuckulnaskit (14 lat) zostali postrzeleni w głowy, Nate Hatch (14 lat) został ranny w szczękę. Napastnika powstrzymała nauczycielka, 24-letnia Megan Silberberger. Według relacji świadków zdarzenia kobieta ruszyła w kierunku strzelającego chłopaka i próbowała odebrać mu broń. W pierwszej chwili Jaylen zwrócił lufę pistoletu w jej kierunku, po czym zmienił zamiar i strzelił sobie w głowę. Zginął na miejscu. Całe zajście rozegrało się w błyskawicznym tempie, sprawca strzelał z bliskej odległości celując w głowy ofiar.
Oficjalnie motywy tej szokującej zbrodni nie są znane, ale wiele wskazuje na to, że przyczyną był zawód miłosny i kłótnia o dziewczynę. Ofiary z pewnością nie zostały wybrane przypadkowo. Andrew i Nate to kuzyni napastnika; Zoe, która zginęła pierwsza - była do niedawna jego sympatią. W ostatnich miesiącach zaczęła spotykać się z Andrew, co wzbudzało zazdrość i wściekłość Jaylena. Na portalu społecznościowym Tweeter Jaylen groził kuzynowi: "Wkurzasz mnie. Nie spodoba ci się to, co się stanie". W przeddzień tragedii umieścił tajemniczy wpis: "To nie przetrwa, nigdy.."
Mieszkańcy Marysville, rodzina, uczniowie i nauczyciele, wszyscy, którzy znali sprawcę, nie mogą uwierzyć w to, co się stało.
Jaylen Fryberg nie wyróżniał się niczym szczególnym, był lubiany przez rówieśników i nauczycieli. Pochodził z szanowanej i znanej w lokalnej społeczności rodziny, z plemienia Indian amerykańskich - Tulalip. Chętnie angażował sie w sprawy plemienia i tradycyjne rytuały religijne. Grał w futbol amerykański w szkolnej drużynie; zaledwie tydzień temu został wybrany królem szkolnego balu. Nie miał przeszłości kryminalnej, nie leczył się psychiatrycznie. Ci, którzy go znali powtarzają: "To był miły dzieciak."
(gd)
Na zdjęciu: Policja przed szkołą, gdzie doszło do strzelaniny fot.Matt Mills Mcknight/EPA