Ted "Flaki" Milówka skończył 50 lat! Grono znajomych i przyjaciół z Sokół Riders zorganizowało obchody, które na długo pozostaną w pamięci jubilata.
Było wszystko − od doskonałego jedzenia, poprzez wyszukane drinki, do egzotycznych tancerek. Była muzyka na żywo, a w przerwach dyskotekowe rytmy. I jak zawsze w siedzibie Sokołów, płonęło ognisko i skwierczały smażone kiełbaski. Zabawa przeciągnęła się do godzin porannych i nic w tym dziwnego, taka okazja trafia się raz na pół wieku.
100 lat dla jubilata i klubu, którzy już na stałe wrośli w nasz polonijny krajobraz. Tworzą wizerunek pozytywnego harleyowca, udowadniając, że skóra, łańcuchy i tatuaże mogą się naprawdę dobrze kojarzyć.
Z jubilatem, który przybył do USA przed 25 laty, udało się nam także przez chwilę porozmawiać.
Skąd wziął sie Twój pseudonim "Flaki"?
- Mój pseudomin kojarzy się z polską popularną potrawą. Ale nie ma nic z tym wspólnego. Zaraz po przyjeździe do Stanów mój przyjaciel Kubańczyk nazwał mnie Flaco, czyli Chudy. Z biegiem czasu określenie "Flaco" nieco uległo zmianie na "Flacito" i ugruntowało się jako "Flaki" i już tak pozostało do dnia dzisiejszego.
Jak zaczęła się Twoja fascynacja harleyami?
-Już od dziecka jeździłem motorowerami, słynnymi w owych czasach pojazdami marki Romet, Komar, czy Simpson. W latach osiemdziesiątych w Polsce nie było łatwego dostępu do harleyów, więc jeździłem czeską jawą. Po przyjeździe do USA nie jeździłem na motorach, ale w pewnym momencie, który nazywam kryzysem wieku średniego, zrobiłem sobie tatuaż. Wtedy pomyślałem, iż czas także na kontynuację młodzieńczych zamiłowań. Kupiłem więc motocykl i tak to już się dalej potoczyło.
A jak doszło do tego, że zostałeś prezesem klubu "Sokół Riders"
- W 1997 r. został założony przez Magdalenę Huk klub motocyklowy "Sokół". Przez piętnaście lat działał jako polonijny klub motorowy. Podczas swojej rosnącej popularności, w roku 2012 Magda zrezygnowała z prowadzenia klubu i rozwiązała go, ale 16 członków doszło do wniosku, że można dalej kontynuować działalność pod zmienioną nazwą. Szkoda przecież przerwać coś, co stanowi nasz sens życia. Powołaliśmy do istnienia "Sokół Riders", a członków założycieli można rozpoznać po plakietkach "FOUNDING 16", jakie nosimy na naszych klubowych ubiorach. Za czasów prezesowania Magdy byłem jej zastępcą, więc w sposób jak najbardziej naturalny zostałem wybrany prezesem nowego klubu przez członków założycieli.
Czy ustabilizowany tryb życia nie kłóci się trochę z harleyową etyką wolności, niezależności, przygody? Można być harleyowcem tylko w weekendy i wakacje?
- Najwyraźniej można. W społeczeństwie pokutuje wizerunek harleyowca z filmu "Easy Rider", gdzie Peter Fonda przemierza na motorze stany od Los Angeles do Nowego Orleanu. My prowadzimy ustabilizowany tryb życia. Każdy z nas ma pracę, dom i obowiązki. Nasze zamiłowanie do motorów traktujemy jako hobby, co nie przeszkadza, iż szukamy sposobu na życie, w jakim możemy się realizować.
Życzymy dalszych sukcesów i ponownie - urodzinowe "sto lat".
Tekst i zdjęcia Artur Partyka