Przed kamerami telewizji HBO doszło niedawno do karczemnej utarczki między Billem Maherem, prowadzącym program pt. Real Time With Bill Maher, i aktorem Benem Affleckiem. Kłótnia dotyczyła wiary muzułmańskiej. Maher wyraził pogląd, że jest to religia, która "działa jak mafia" i że liberałowie w USA i innych krajach świata zachodniego boją się krytykować muzułmanów w obawie, iż padnie na nich zarzut tzw. islamofobii. Tezy te wywołały ostrą reakcję ze strony Afflecka, który zarzucił gospodarzowi programu rasizm.
Słowa Mahera były z pewnością przesadne i zapewne obliczone na sprowokowanie kontrowersyjnych odpowiedzi. Jednak nie zmienia to faktu, że Zachód ma w miarę oczywisty problem z zachowaniem właściwych proporcji jeśli chodzi o ocenianie muzułmanizmu, szczególnie w obliczu takich zjawisk jak ISIS. Ekstremiści siejący terror w Syrii i Iraku stanowią oczywiście tylko mikroskopijną część ponad miliardowej rzeszy wyznawców islamu, a zatem bezsensowne jest definiowanie wszystkich muzułmanów przez pryzmat działalności garstki niemal średniowiecznych radykałów. Z drugiej strony, nie sposób ignorować faktu, że terroryzm od wielu lat jest w zasadzie wyłączną domeną takiego czy innego ugrupowania muzułmańskiego. W związku z tym nie można się dziwić, że rośnie nieustannie liczba osób, którym muzułmanizm kojarzy się negatywnie. Bądź co bądź niedawny festiwal publicznego ścinania ludziom głów nie jest dziełem fanatycznych ateistów, radykalnych Żydów, czy też zbłąkanych chrześcijan. ISIS promuje na Bliskim Wschodzie idiotyczny, anachroniczny kalifat, w którym kobiety są niczym, a "niewierni" nadają się tylko do egzekucji.
Reakcja umiarkowanego świata muzułmańskiego na te wydarzenia jest bardzo znamienna. Niektórzy czołowi imamowie twierdzą, że ludzie z ISIS to tak naprawdę wcale nie muzułmanie, a zatem błędne jest jakiekolwiek kojarzenie tej grupy z wyznawcami Allaha. Jest to jednak oczywista bzdura, bo przecież zarówno ISIS jak i reszta świata muzułmańskiego czyta ten sam Koran, posiada mniej więcej te same tradycje religijne i społeczne, itd. W związku z tym powstaje proste pytanie: gdzie jest muzułmańskie wzburzenie w obliczu makabrycznych egzekucji, masowych mordów i prześladowań kobiet? Nie wystarczy oznajmić po prostu, że "ISIS to nie my", bo jeśli tylko na tym polega obrona religii przed posądzeniami o morderczy radykalizm, reszta świata ma pełne prawo podejrzewać, iż znaczna część świata muzułmańskiego trzyma potajemnie kciuki za ISIS, nawet jeśli nie popiera metod tej organizacji.
Nie chodzi zresztą wyłącznie o ekstremistów. Organizacja o nazwie Światowe Forum Ekonomiczne prowadzi badania na temat odpowiedniego traktowania kobiet w poszczególnych krajach naszego globu. Na liście najgorszych prześladowców pierwsze 10 miejsc zajmują kraje muzułmańskie. W Afganistanie, Jordanii i Egipcie ponad dwie trzecie muzułmanów jest zdania, że ludzie wyrzekający się swojej religii zasługują na natychmiastową śmierć. W kilkunastu krajach muzułmańskich od lat prześladowani są bezwzględnie "innowiercy". Arabia Saudyjska, teoretycznie sojusznik USA, posługuje się kodeksem karnym rodem z X wieku.
Jeśli 99 proc. wyznawców islamu wierzy w pokojowe współistnienie z resztą ziemskiej cywilizacji, dobrze by było przerwać dość niepokojące, wymowne milczenie w obliczu tego, co się ostatnio dzieje.
Andrzej Heyduk
fot.Mohammed Saber/EPA