Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 22 listopada 2024 19:40
Reklama KD Market

Secret Service zrobione w balona

Cel został osiągniety - Michaele i Tareq Salahi są dzisiaj tematem numer jeden w amerykańskich mediach. Przyćmili nawet doniesienia o przedświątecznych wyprzedażach i kolejkach w centrach handlowych. W panteonie amerykańskich naciągaczy, spragnionych medialnej uwagi wyprzedzili także "balonową" rodzinę Heene, która dostarczyła  światu wrażeń kilka tygodni temu.  Jeszcze we wtorek wieczorem nikt  - łacznie z Secret Service - nie wiedział kim są. Dzisiaj zna ich cała Ameryka i spory kawałek świata.  Na tę uwagę z pewnością zasłużyli. Nie każdemu bowiem udaje się bez zaproszenia, z szerokim uśmiechem paradować po siedzibie amerykańskich prezydentów, a nawet uścisnąć dłoń człowieka, który rządzi światowym mocarstwem.  Na portalu Facebook Michaele Salahi, uśmiecha się ze zdjęć z byłym prezydentem Billem Clintonem; niedoszłym prezydentem, senatorem Johnem McCainem; obejmuje Buzza Aldrina - człowieka, który wraz z Apollo 11 wylądował na księżycu; chwali się komplementami jakie (rzekomo) prawiła fotografujaca się z nią Oprah Winfrey. Ta lista jest długa. Bo Michaele i jej mąż Tareq żyją bywaniem w towarzystwie i fotografowaniem się ze znanymi ludźmi. Co prawda są także właścicielami winnicy w Virginii, a ona była kiedyś cheerlederką i modelką, ale do środy nikt o tym nawet nie słyszał. To dzięki bywaniu na salonach, i to tych najbardziej prestiżowych, stali się sławni. Problem jednak w tym, że nikt ich na te salony nie zaprosił. Na ściśle strzeżonej liście gości , którzy przybyli we wtorek na pierwszą oficjalną, państwową kolacje wydaną na cześć premiera Indii i jego żony, było w sumie nieco ponad 300 gości. Wśród nich politycy, dziennikarze, artyści, ludzie ze świata show biznesu - słowem śmietanka towarzyska Ameryki. Doprawdy trudno uwierzyć, aby na tej liście miało pojawić się nazwisko przeciętnego winiarza i cheerlederki, aspirujacej do roli w telewizyjnym reality show "The real houswives of D.C". Ale ktoś dał się nabrać... Dziennikarz stacji NBC Brian Williams, który na przyjęcie przybył z żoną (i miał zaproszenie) twierdzi, że nie była to ochrona na pierwszym punkcie kontroli, bo właśnie stamąd został zawrócony samochód państwa Salahi. Mimo, to zdesperowana para na przyjęcie dotarła. I czymprędzej rozpoczęła obfotografowywać się z co ważniejszymi gośćmi, aby już następnego dnia umieścić zdjęcia w Internecie. Nie ulega wątpliowści, że ochrona prezydenta zaliczyła potężną wpadkę, za którą powinny polecieć głowy - zarówno szeregwych oficerów, którzy narazili na potencjalne niebezpieczeństwo głowę państwa, jak i ich zwierzchników. Para intruzów przeszła liczne kontrole i rewizje, łącznie z prześwietlaniem magnetometrem i kilkukrotnym sprawdzaniem dowodów tożsamości,  co nie zmienia faktu, że została wpuszczona na teren Białego Domu mimo, że ich nazwisk nie było na liście gości. Kto zawinił, ustali śledztwo. I zapewne wyciągnięte zostaną konsekwencje. Co do państwa Salahi, oni także moga boleśnie odczuć rezultaty swego czynu. Za oszukanie członków ochrony prezydenta mogą nawet trafić za kratki. I kto wie,  może dobrze im to zrobi. Czas spędzony w zaciszu chłodnej celi, być może pozwoli im zrozumieć, że czyn jakiego się dopuścili przekracza wszelkie granice zdrowego rozsądku. Gdyby wtargnęli na przyjęcie kierując się głębokim uznaniem i pragnieniem poznania prezydenta Stanów Zjednoczonych, można by im to być może wybaczyć. Ale Michaele i Tareq Salahi ulegli osesyjnej potrzebie autokreacji i rzadko spotykanej próżności. Swoja obecnością w Białym Domu, zdegardowali rangę pierwszego takiego przyjęcia wydanego przez Baraka Obame i obrazili wszytskich tych, których prezydent i pierwsza dama naprawdę zaprosili. A wszystko po to by pochwalić się zdjeciami na portalu Facebook i zaistnieć w mediach. Gratulujemy - udało się. Do czasu aż pojawi sie następna octo-mama lub kolejny balonowy chłopiec.  

Magdalena Pantelis

 
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama