- On nie mógł tego zrobić, te ciosy zadała jego choroba – tak o potwornej zbrodni, która wstrząsnęła chicagowską Polonią mówią przyjaciele Anny Kosińskiej i Macieja Kotlińskiego. W niedzielny poranek w domu przy Odell Ave. w Chicago znaleziono zmasakrowane zwłoki 34-letniej Ani i jej 7-letniej córki. Ci, którzy dobrze znali parę przyznają, że dochodziło między nimi do kłótni, ale nikt nie przypuszczał, że mogą one doprowadzić do morderstwa.
Kiedy Antoni Panek, właściciel domu przy 3154 N Odell Ave. w niedzielny poranek 28 września usłyszał głuchy odgłos dochodzący z mieszkania wynajmowanego przez młodą parę Polaków, myślał że wywrócił się jakiś mebel. – Nie słyszałem żadnych krzyków – mówi Antoni Panek. Anna Kosińska i Maciej Kotliński wraz z dwiema córkami wynajmowali u niego mieszkanie od sześciu lat. Właściciel domu, który mieszka w suterenie przyznaje, że mieszkającej u niego parze zdarzały się głośne kłótnie.
Słyszeli je także inni sąsiedzi, w tym Maggie Witucki. – Kiedy scysje stawały się zbyt głośne, wzywaliśmy policję. Witucki zapewnia jednak, że nie przypomina sobie, by podczas awantur używano przemocy.
Temperament i choroba psychiczna
O kłótniach i awanturach mówią również, ci którzy dobrze znali Annę Kosińska i Macieja Kotlińskiego. Wielu z nich, wciąż nie dowierzając w to co się stało, we wtorek wieczorem podczas czuwania przed domem, w którym rozegrał się dramat, składało kwiaty i zapalało znicze. Przyjaciele pary twierdzą, że choć częściowo zdawali sobie sprawę z problemów w domu przy Odell Ave., to nigdy nie przewidywali, że matka i córka mogą znaleźć się w niebezpieczeństwie.
− Wiem jedynie z relacji innych osób, że czasem się oboje kłócili, ale nigdy świadkiem takiej awantury nie byłem. Nie słyszałem też od nikogo, by podczas scysji którekolwiek z nich używało przemocy. Dochodziły mnie słuchy, że Maciej był chorobliwie zazdrosny o Anię i być może był to jeden z powodów tego, że dopuścił się tak strasznych czynów. To niesamowita tragedia, która najbardziej dotknie najmłodszą córkę, która zostanie bez matki i ojca. Z pewnością ogromny ból czują obie rodziny – mówi Bartosz Kasza, który – jak sam przyznał – przyjaźnił się z Anną i Maciejem od prawie 12 lat.
Koleżanki Ani Kosińskiej przyznają, że choć jej konkubent znany był z wybuchowego temperamentu, 34-latka nie decydowała się na zakończenie związku, ze względu na dzieci. − To była mądra kobieta. Nie wiem dlaczego pozostawała w tym związku. Chyba robiła to dla dobra dziewczynek − mówi jedna z przyjaciółek Anny.
Inna osoba, zastrzegający sobie anonimowość, twierdzi, że przed miesiącem Maciej Kotliński mówił o przejęciu opieki nad dziećmi zarzucając konkubinie działanie na ich szkodę.
Bliscy pary nie ukrywają, że 35-latek od dłuższego miał problemy psychiczne, ale nie chciał się leczyć.
– O tym, że Maciej nie chciał brać tabletek wiedziało wielu z nas, ale nikt, dosłownie nikt nie przypuszczał, że może to być jedną z przyczyn tej tragedii. Wciąż nie mogę przyjąć do wiadomości, że Maciej uczynił coś tak strasznego. To musiała zrobić jego choroba. Maciej był zawsze bardzo za Anią, za dziewczynkami. Jak ocknie się z szoku, to będzie dla niego potworna tragedia. Tragedia dla nas wszystkich. Jeszcze niedawno spotykaliśmy się wspólnie na obchodach święta 4 lipca w Kenoshy i wszystko na pozór wyglądało normalnie. Okazuje się, że to było nasze ostatnie spotkanie – mówi Monika Sokalska. − Ja Maćka bardzo lubiłam. To był bardzo pomocny i sympatyczny mężczyzna, który miał otwarte serce. Nie chcę go bronić, ale wiem, że on tego nie zrobił, tylko ta jego groźna choroba, choć wiem, że to życia Ani i Victorii nie wróci – dodaje ze łzami w oczach przyjaciółka zamordowanej.
Uśmiechnięta i kochająca matka
Pochodząca z Łodzi Anna nie miała w Stanach Zjednoczonych bliskiej rodziny. – Latem tego roku odwiedziła ją matka. Nie wiedziała, że ostatni raz widzi córkę żywą – mówi jedna z przyjaciółek Kosińskiej. Z wieloletniego, nieformalnego związku z Maciejem Kotlińskim Ania miała dwie córki w wieku 3 i 7 lat. Młodsza z nich przebywa obecnie pod opieką dziadków.
- Uśmiechniętą, pogodną, kochającą matkę; osobę, która – gdyby mogła – każdemu by nieba przychyliła – tak będą pamiętać Annę znajome, które ze świecami w rękach i łzami w oczach uczestniczyły we workowym czuwaniu. Odmówiły podania nazwisk, ale przyznały, że od lat były bliskimi przyjaciółkami Anny. – Ania była niezwykle ciepłą dziewczyną. Kochała ludzi i konie. Miała swojego wierzchowca w stadninie w Lockport, którego udostępniała bezpłatnie wielu swoim znajomym i ich dzieciom. Zamierzała adoptować drugiego psa. To dla nas szok. Brak nam dosłownie słów, by określić, co czujemy. Wciąż pamiętamy uśmiechniętą buzię Anny – mówią.
Jerry Rocco mieszka w dzielnicy Belmont Heights od 25 lat. Przypomina sobie, że wielokrotnie widział matkę z dwoma córkami wyprowadzające psa na spacer. – To była miła polska rodzina – zapewnia Rocco. – Nic nie wskazywało, że może dojść do takiej tragedii.
Patti Schoessow, sąsiadka mieszkająca naprzeciw domu pary, twierdzi, że oboje mieli stałe miejsce zatrudnienia. Kotliński pracował w budownictwie. Kobieta całkiem niedawno uzyskała prawo jazdy. Starsza córka uczęszczała do katolickiej szkoły przy kościele św. Franciszka Borgii.
Makabryczne szczegóły zbrodni
34-letnia Anna Kosińska i 7-letnia Victoria Kotliński poniosły śmierć od ran zadanych ostrym narzędziem, najprawdopodobniej nożem. Autopsja wykazała, że Kotliński zadał Annie Kosińskiej siedem ciosów i próbował odciąć jej głowę. Na ciele 7-letniej Victorii także znaleziono rany kłute. Dziewczynka odniosła też obrażenia głowy od kopniaków zadanych przez zabójcę. Kotliński zabił także kota i psa, a po mieszkaniu pary porozrzucane były noże.
35-latek został zatrzymany w niedzielę u krewnych w Waukegan, gdzie wraz z 3-letnią córką próbował znaleźć schronienie. Kotliński swemu ojcu wyznał, że zabił swoją życiową partnerkę i dziecko, a sam zamierza popełnić samobójstwo. Powiadomiona przez krewnych policja zastała podejrzanego z nożem przyłożonym do gardła. Funkcjonariusze byli zmuszeni dwukrotnie użyć paralizatora, by zmusić go do oddania noża.
Kotliński został przewieziony do Vista East Medical Center w Waukegan z ranami szyi, które sam sobie zadał. Po opatrzeniu ran trafił do aresztu w Waukegan. Jego 3-letnią córkę oddano pod opiekę krewnych.
Policyjny raport z aresztowania stwierdza, że „Kotliński bierze leki psychotropowe, które mogą powodować urojenia i irytację, a nawet agresję w razie ich braku”. Sędzia James Brown zapoznał się też z raportem potwierdzającym, że podsądny cierpi na schizofrenię i ostrą psychozę; na tej podstawie wydał zezwolenie na umieszczenie Kotlińskiego w więziennym szpitalu. Z nakazu sędziego oskarżony pozostanie w areszcie bez możliwości wyjścia na wolność po zapłaceniu kaucji. Adwokat oskarżonego wobec tej decyzji nie wniósł sprzeciwu.
Członkowie rodziny Macieja Kotlińskiego odmówili jakichkolwiek komentarzy.
Andrzej Kazimierczak
Czuwanie przed domem zamordowanych przy Odell Ave. Zdjęcia: Artur Partyka