Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 25 listopada 2024 22:18
Reklama KD Market

Sztuczne oddychanie dla Jackowa. Czy dzielnica przeżyje?

Sztuczne oddychanie dla Jackowa. Czy dzielnica przeżyje?

Czy Jackowo naprawdę umiera? Czy ma szanse być znowu polską dzielnicą? A jeżeli nie, to czy jest w niej miejsce dla Polaków? Na te i podobne pytania, zadane z okazji niedawnego festynu Dzień na Jackowie (A Day in Avondale), odpowiadają jego organizatorzy – Daniel Pogorzelski, historyk „polskiego” Chicago, i Sabina Chrzan, która razem z mężem Grzegorzem  od lat działa na rzecz rewitalizacji dzielnicy.


– Jackowo to dzielnica z głęboko sięgającą polską historią, a teraz zaznacza się tu silny wpływ latynoski. Poza tym coraz wyraźniej widoczna jest tendencja do gentryfikacji tej części miasta. Chcemy integrować wszystkich – dawnych mieszkańców z nowo przybyłymi. Dzień w Avondale, czyli na Jackowie, ma za zadanie między innymi zapobieganie negatywnym skutkom gentryfikacji, głównie zacieraniu poprzedniej kultury. Takie zjawisko zachodzi w innych dzielnicach wzdłuż ulicy Milwaukee, jak Trójkąt Polonijny, stare Jadwigowo, Marianowo… – mówi nam Daniel Pogorzelski.


Na pytanie, czy wciąż uważa Jackowo za ośrodek polskości, odpowiada: – Nie jest to już czysto polska dzielnica, ale stuprocentowo polską nigdy nie była, miała też innych mieszkańców, tak jak każda dzielnica etniczna. W greckiej, portorykańskiej czy niemieckiej są też inne narodowości, również Polacy. Na Jackowie – o czym mało się pamięta – istnieje od wielu lat mniejszość filipińska. Polsko-filipińskie związki sięgają w przeszłość aż do Armii Hallera. Wiele polskich wdów, które straciły mężów na wojnie, powychodziło za Filipińczyków, którzy prawie nie mieli tu swoich kobiet. Dziś czy to w Little Italy, czy w Greektown, biznesy są prowadzone przez Amerykanów pochodzenia włoskiego i greckiego, ale niewielu ich tam mieszka – mówi Daniel. – Z tym, że społeczności etniczne się tam angażują i starają się zaznaczać swoją historię. Ważne jest, żebyśmy my, Polacy, podobnie działali. Mam nadzieję, że to się uda.


Takie zadanie stawiają sobie organizatorzy trzeciego już dorocznego festiwalu artystycznego Dzień na Jackowie, w przygotowaniu którego duży udział mają też Izba Gospodarcza Avondale i Avondale Neighborhood Association, organizacja społeczna zrzeszająca mieszkańców dzielnicy. Sztuka jest doskonałym sposobem promowania dzielnicy i zaciekawiania nią ludzi. Przybysze z zewnątrz mają sposobność wczuć się w zastaną kulturę, nabrać zaufania do niej i do żyjących nią ludzi.


Na Jackowie polskość wciąż  żyje"


– Jackowo nie jest już wyłącznie polskie, nie jest tą samą dzielnicą, jaką kiedyś było, ale polskość wciąż tam żyje. Nie ma możliwości, żeby ktoś znalazł się w niej i nie odczuł dorobku, jaki Polacy po sobie zostawili; w domach, które budowali, w biznesach, które wciąż tam są. Tak wiele pracy temu poświęcają, że stali się wzorem dla innych. Mieszkają na Jackowie, specjalnie się tam wprowadzili, żeby pomagać w odradzaniu dzielnicy, żeby działy się tam dobre rzeczy – zapewnia Daniel Pogorzelski, podkreślając ogromne zasługi takich ludzi jak Sabina i Grzegorz Chrzanowie.


W kwestii przyszłości Jackowa Sabina Chrzan zgadza się z Danielem. Powrót do polskiej dzielnicy nie jest możliwy. – Choć zdaniem niektórych na Jackowie nic polskiego nie zostało, ja się z tym kompletnie nie zgadzam. Mieszkałam w wielu dzielnicach Chicago, a to jest pierwsza, w której wychodząc z domu, mówię „dzień dobry”, a nie „hi”. Zostało jeszcze wielu polskich mieszkańców i polskie biznesy, które sobie radzą. Zaczynają w nich robić zakupy klienci niemówiący po polsku. My zrzeszeni w organizacji Avondale wszyscy robimy zakupy w lokalnych sklepach, chodzimy do tutejszych restauracji. Jednak mam wrażenie, że ich właściciele nie czują się pewnie, trochę się boją o przyszłość. Potrzebują więcej klientów. Dobrze by było, gdyby Polacy nawet z innych dzielnic przyjeżdżali tu po doskonałe, świeże produkty - mówi.


Pytamy Sabinę, jak udał się zapowiadany od pewnego czasu w lokalnych mediach tegoroczny Dzień na Jackowie. – To był dzień sztuki z udziałem również polskich artystów, pierwszy raz zorganizowany w nowym schemacie. Dawniej festiwal był rozrzucony po dzielnicy. Było to o tyle dobre, że każdy artysta, który chciał wziąć udział, a miał swoje studio, mógł je otworzyć dla gości. Jednak nie bardzo było widać, że się coś dzieje, nie było atmosfery. Więc zdecydowaliśmy, że zrobimy wszystko w jednym miejscu – na ulicy Milwaukee między Kimball i Central Park, w sercu Jackowa. Był to uliczny festiwal sztuki naszego sąsiedztwa, naszej dzielnicy. Wypadł cudownie. Nasi polscy artyści są szczęśliwi i usatysfakcjonowani – opowiada Sabina.


Sabina Chrzan nie ma dość słów uznania dla uczestników  festynu. Mówi z przejęciem, wciąż przeżywając te wydarzenia: – Malarze wystawiali swoje prace, właściciel pustej działki koło Hairpin Center przy Diversey udostępnił ją na zabawy i malowanie dla dzieci oraz na kramy. Na ścianie artysta malował piękny mural, a obok grał pianista.


Cały dzień słychać było muzykę, kafejki były pootwierane na ulicy, wszędzie były miejsca na zajęcia i zabawę dla dzieci. A potem afterparty w „Podlasiu” – oficjalnie do dziewiątej, ale byli i tacy, którzy bawili się jeszcze po północy. Była orkiestra grająca polkę, którą wszyscy tu uważają za polską. Tańczono zapamiętale, bo przy polce nie trzeba nawet umieć dobrze tańczyć. Była to świetna wspólna zabawa.


Krystyna Cygielska
[email protected]


Zdjęcia: Sebastian Skóra


Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama