Policja wciąż oficjalnie nie zidentyfikowała zwłok kobiety i jej 7-letniej córki, które znaleziono w niedzielę rano w domu przy 3451 N. Odell Ave. w Chicago. Mężczyzna podejrzany o dokonanie zabójstw przebywa w areszcie policyjnym w Waukegan, dokąd uciekł po popełnieniu zbrodni. Wciąż brak motywów makabrycznego morderstwa.
Wiadomo jedynie, że śmierć poniosła 7-letnia dziewczynka i jej ok. 30-letnia matka. Zginęły w wyniku ran kłutych zadanych ostrym narzędziem. Biuro patologa powiatu Cook podało, że w poniedziałek zostały przeprowadzone autopsje zwłok; oczekuje się , że wyniki będa znane wkrótce.
Policja podaje, że podejrzany o dokonanie zbrodni mężczyzna został zatrzymany w niedzielę u krewnych w Waukegan, gdzie wraz z 5-letnią córką ofiary próbował znaleźć schronienie. Mężczyzna przyznał się do zamordowania żony, córki oraz psa i dwóch kotów. Obecnie wciąż przebywa w areszcie w Waukegan. Dziewczynka została przekazana pod opiekę krewnych.
Burmistrz Waukeegan Wayne Motley ujawnił, że podejrzany po dokonaniu mordu uciekł do domu swojego ojca mieszkającego w tym mieście informując go, że zabił swoją partnerkę i dziecko, i że zamierza popełnić samobójstwo. Powiadomiona przez ojca policja znalazła podejrzanego z nożem przyłożonym do gardła. Funkcjonariusze byli zmuszeni dwukrotnie użyć paralizatora, by zmusić mężczyznę do oddania noża.
Dowódca lokalnej jednostki straży pożarnej David Roberts oświadczył, że podejrzany został przewieziony do Vista East Medical Center w Waukegann z ranami karku, które sam sobie zadał. Po opatrzeniu ran trafił do aresztu.
Po informacji od policji w Waukegan chicagowscy funkcjonariusze udali się pod wskazany w Chicago adres, gdzie znaleźli zwłoki kobiety i dziewczynki.
Na miejscu był polski duchowny ks. Richard Miłek z pobliskiej parafii pw. Franciszka Borgii. Duchowny przyznał, iż osobiście nie znał rodziny. Znajdował się akurat w okolicy, gdy jeden z sąsiadów poprosił o odmówienie modlitwy.
Patti Schoessow, sąsiadka zamieszkała po drugiej stronie ulicy twierdzi, że oboje małżonkowie mieli stałe miejsca zatrudnienia. Mężczyzna pracował w budownictwie. Kobieta całkiem niedawno uzyskała prawo jazdy. Starsza córka uczęszczała do katolickiej szkoły przy kościele św. Franciszka Borgii.
Inni sąsiedzi mówią, że była to miła, polska rodzina i że nie byli świadkami przemocy domowej.
O swoich lokatorach wypowiedział się także właściciel budynku Antoni Panek. Korzystając z pomocy tłumacza Panek, sam mieszkający w suterenie domu, gdzie doszło do tragedii, powiedział, że "słyszał głuchy odgłos, ale myślał, że przewrócił się fotel lub jakiś mebel. Żadnych krzyków nie słyszał". Ujawnił, że para z dwoma córkami wynajmowała u niego mieszkanie przez minione sześć lat.
− Często kłócili się ze sobą. Na zwracane uwagi obrzucali mnie inwektywami − powiedział Panek.
Więcej na temat tragedii na Odell Ave. w weekendowym wydaniu "Dziennika Związkowego". (ak)
Na zdjęciu: Dom przy 3451 N. Odell Ave. w Chicago, gdzie doszło do tragedii fot.Google Map