Pieniądze mają olbrzymi wpływ na wyniki wyborów politycznych, ale nie są gwarancją zwycięstwa. Przykładem porażki kandydata z pełną kasą jest były lider republikanów w Izbie Reprezentantów Eric Cantor, który przegrał ostatnie prawybory z mało znanym ulubieńcem Tea Party. Był to jednak jeden z nielicznych przypadków, gdyż dolar to zazwyczaj argument przekonujący. Szczególnie, gdy grę o dominację w Kongresie wspierają miliarderzy tacy, jak właściciele koncernu Koch Industries bracia David i Charles Koch z niepokojem obserwowani przez demokratów.
Bracia-miliarderzy nie tylko wpłacają miliony na konta konserwatywnych organizacji politycznych, wspomagają szpitale, kulturę i edukację, usiłują kształtować przyszłe pokolenia wyborców według własnych poglądów. Wysokie wpłaty na tak ważne cele jak szkolnictwo zmierzają w jednym kierunku: finansowo uzależnić od siebie organizacje i instytucje, po czym narzucić wymagania. Hojnymi datkami zdobywają sympatię ludzi różnych przekonań. Wpłacili ponad milion dolarów na ochronę prerii w parku narodowym w Kansas, zaskarbiając sobie wdzięczność grup zielonych, a równocześnie przeznaczyli blisko 50 mln dol. na działalność organizacji, które kwestionują globalne ocieplenie z powodu bezmyślnej działalności człowieka. Mają w tym swój interes. Jako producenci nawozów sztucznych, ropy naftowej, gazu ziemnego, asfaltu itd. lekceważą zarządzenia Agencji Ochrony Środowiska (Environmental Protection Agency, EPA), przyczyniając się do zanieczyszczenia powietrza, a tym samym globalnego ocieplenia.
Mimo to w artykule opublikowanym w kwietniu w „Wall Street Journal” Charles Koch krytykował lidera demokratów w Senacie Harry’ego Reida za niesprawiedliwe komentarze o działalności koncernu i jego filii, przytaczając przychylne opinie EPA o rzekomo wzorowej dbałości o czystość środowiska. EPA istotnie chwaliła koncern, a raczej jego filie, za zgodę na poprawienie dotychczasowych nielegalnych praktyk. W rzeczywistości, Koch Industries częściej był karany za lekceważenie podstawowych zasad bezpieczeństwa, m.in. za wyciek butanu w Teksasie, który spowodował śmierć dwóch nastolatków. Dla wielomiliardowej korporacji kilku- lub kilkudziesięciomilionowe grzywny nie stanowią większego uszczerbku, zwłaszcza że w rozliczeniu podatkowym mogą je umieścić pod rubryką „straty”.
Dają i żądają
Na szczególną uwagę zasługuje zainteresowanie Kochów edukacją. Bracia oferują uczelniom dużą pomoc finansową, lecz w zamian żądają wprowadzenia kursów związanych z własną filozofią dotyczącą deregulacji ekonomicznej. Center for Public Integrity (CPI, bezpartyjna organizacja nonprofit, która prowadzi dochodzenia i analizy działalności przedsiębiorstw i rządu) przytacza przykład z 2007 roku, kiedy Kochowie rozważali wspomaganie Uniwersytetu Stanowego z Florydy milionami dolarów. Warunkiem pomocy było wprowadzenie nauki o libertariańskim podejściu do gospodarki, które odrzuca wszelkie ograniczenia zatwierdzone przez rząd. Ponadto bracia zastrzegli sobie prawo wyboru wykładowców, a nawet proponowali dodatkowo ponad 100 tys. za utrzymanie ekonomisty, który sam siebie podawał za „libertariańskiego anarchistę”.
Bracia Koch zamierzają wydać 400 mln dol. na kandydatów GOP "
CPI informuje, że w samym 2012 roku Kochowie podarowali blisko 13 mln dol. w większości uczelniom, które przystały na ich warunki. Ponadto finansują ośrodek dla profesorów i nauczycieli szkół średnich, gdzie wykłady dotyczą głównie krytykowania rządu i promocji zasad wolnego handlu w szerokim znaczeniu tego pojęcia. Ufundowali również specjalne programy dla licealnej młodzieży, a w tym roku, prawdopodobnie w ramach zdobywania głosów mniejszości dla republikańskich kandydatów do Kongresu, podarowali 25 mln dol. United Negro College Fund.
Niegodziwcy?
Ingerowanie w szkolnictwo, a najbardziej chyba zapowiedź wydania 400 mln dol. na kandydatów GOP, sprawiły, że senator Reid publicznie zarzucił braciom Koch niegodziwość i postępowanie nielicujące z duchem amerykańskich patriotów, a piosenkarz Harry Belante porównał ich z Ku Klux Klanem. Zarówno polityk, jak i artysta przesadzili. Przecież nie można oczekiwać, że libertarianie poprą demokratów albo ufundują programy niezgodne z własnymi przekonaniami. Gdyby znalazł się demokrata z takimi samymi pieniędzmi jak Kochowie, na pewno nie inwestowałby w nauczanie o wyższości prywatnych inicjatyw nad rządowymi.
Nie wszystkie zarzuty pod adresem braci są słuszne i nie wszystkie ich posunięcia są podyktowane prywatą. Ideologiczni wrogowie Kochów nie wspominają, że równie hojną ręką jak na cele polityczne bracia wydają na cele kulturalne i wspomagają instytucje medyczne. „New York Post” przypomina, że od 2000 roku David Koch wpłacił 630 mln dol. na centrum nowotworowe Memorial Sloan Kettering, American Ballet Theater, Metropolitan Museum of Art i Columbia University, a oddzielnie przeznaczył 100 mln dol. na supernowoczesne ambulatorium w nowojorskim Presbyterian Hospital. To tylko w Nowym Jorku, a przecież Kochowie wspomagają finansowo wiele innych pożytecznych projektów w różnych miastach i stanach.
Jak widać filantropia braci–miliarderów nie zawsze jest podszyta własnym interesem czy ideologią. To co, że chcą uwiecznić swoje nazwisko na przybytkach służących społeczeństwu. Takie same wymagania miał Andrew Carnegie, który w 1891 roku wybudował Carnegie Hall, do dziś najbardziej prestiżową salę koncertową i pozostawił pieniądze na różnorodne projekty kulturalne. A przecież za życia ów król przemysłu stalowego również był ostro krytykowany za wspomaganie tych polityków, którzy służyli jego interesom.
Elżbieta Glinka
[email protected]
Na zdjęciu: David (z lewej) i Charles Koch fot.Justin Lane/EPA