Obchodzimy właśnie 75. rocznicę wybuchu II wojny światowej. Obrona Westerplatte, bitwa nad Bzurą, obrona Warszawy, bitwa pod Kockiem... Wiemy, pamiętamy tragiczny polski wrzesień 1939 r. i setki tysięcy jego ofiar. Może warto zwrócić się do nielicznych już dziś uczestników tamtych wydarzeń i zapytać, czym jest i było dla nich wówczas bohaterstwo.
„Byłem łącznikiem w sztabie generała Zulaufa. Woziłem rozkazy i meldunki z Warszawy na Pragę. To było niebezpieczne zadanie. Raz, na moście Poniatowskiego, na moich oczach niemiecki granat zdmuchnął z jezdni do Wisły furmankę z końmi i woźnicą. Jeździłem tamtędy wiele razy. Bałem się oczywiście, za durni uważam tych, co mówią, że się nie bali. Za to moje jeżdżenie dostałem KW. Czy słusznie? Nie wiem. Robiłem to, co było moim obowiązkiem...” – sierż. pchr. Piotr Gruszka, obrona Warszawy.
Ten żołnierz września '39 roku już nie żyje. Po kapitulacji Warszawy nie poszedł do niewoli, wrócił do rodzinnego Lwowa, gdzie wstąpił do ZWZ (potem AK). Był w partyzantce, a podczas powstania warszawskiego działał w podwarszawskiej Baniosze. Po wojnie represjonowany przez bezpiekę, a w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych wykładowca UG.
„Ja tam żadnym bohaterem nie byłem. Wykonywałem swoje obowiązki i tyle. Przeszliśmy przez piekło, straciliśmy wielu kolegów, widzieliśmy płonące wioski i martwe konie wzdłuż drogi odwrotu. Widzieliśmy zapłakane kobiety i dzieci ze strachem w oczach. I to dla nich zestrzeliłem te dwa samoloty. Żeby kogoś ocalić, żeby dowieść samemu sobie, że tak trzeba...” – plut. Mieczysław Żuk, Armia „Kraków”.
Mieczysław Żuk ma dziś 96 lat. Za swój wyczyn sprzed lat otrzymał Virtuti Militari. Ma dwoje dzieci, czworo wnucząt i troje prawnucząt. O wojnie mówi niechętnie. Mieszka w Lublinie.
„Pobojowisko wyglądało potępieńczo, istne cmentarzysko! Mocno, bardzo mocno wykrwawiony pułk i tym razem jednak nie uległ. Około godz. 19.00, podobnie jak w lesie pod Krupociem 3 września, Niemcy odskoczyli. Dokąd? Niepodobieństwem było sprawdzić. Pułk został znowu panem placu boju. Upiorny był jednak wygląd tego pola walki. Ze ściśniętym sercem opuszczaliśmy miejsce tego bohaterskiego boju, pozostawiając rannych nienadających się do transportu ich własnemu losowi. Ponad wszystkim górowało zmęczenie i wyczerpanie nerwowe. To już nie był oddział żołnierzy. Z zapadnięciem zmroku był to tłum ludzi, obłędnie ciągnących śladem dowódcy...” – ppłk Jan Maliszewski, Armia „Pomorze”.
Jan Maliszewski urodził się w 1895 roku. Należał do elity polskiej kadry oficerskiej. 2 września pułk uczestniczył w nieudanym kontrataku pod Klonowen. W krwawych walkach stopniał do tysiąca żołnierzy. Maliszewski postanowił podjąć próbę ocalenia zdziesiątkowanego przez nieprzyjaciela oddziału i przerwać coraz bardziej zacieśniający się pierścień okrążenia. Pułk Maliszewskiego był jedynym zwartym oddziałem piechoty, który wydostał się z okrążenia w Borach Tucholskich. Po reorganizacji 35. Pułk Piechoty wziął udział w walkach nad Bzurą, gdzie został rozbity w dniach 18 i 19 września. Podpułkownik Jan Maliszewski trafił do niewoli. Za swoje osiągnięcia otrzymał Virtuti Militari. Po zakończeniu wojny powrócił do kraju, gdzie zmarł.
„W trzydziestym dziewiątym mieszkałam z rodzicami w Grodnie. Miałam dziewięć lat, ale jak dziś pamiętam czołgi sowieckie płonące na przedpolach miasta. I pamiętam tych naszych harcerzy biegnących tam, gdzie toczyły się walki. To były dzieciaki, bohaterskie dzieciaki. Ci chłopcy nie musieli się bić, byli na to za młodzi, ale ja wiem, dlaczego poszli. Musieli. Bronili swego przed bolszewikami, jak w 1920 ich ojcowie. Co ja wiem o bohaterstwie? Właśnie to. Z granatem w ręku na czołgi wroga. Zginęli wszyscy, a żaden nie dostał krzyżyka, nawet tego na grobie. Wojna jest straszna...” – Barbara Kałużny, mieszkanka Gdyni.
Trudno nam, żyjącym, w pokojowych czasach oceniać czyjś heroizm w latach wojny, zwłaszcza tak okrutnej jak ta, która wybuchła 75 lat temu. Generalnie rzecz biorąc, oficjalne definicje kłócą się z odczuciami ludzi, którzy byli bohaterami tamtych dni lub świadkami heroizmu jednostek. Mamy jednak świadomość, że wtedy, w 1939 roku, i w pięciu kolejnych latach bohaterami nie byli wielcy wodzowie, tylko zwykli ludzie, żołnierze i cywile, którzy daniną krwi płacili za to, by kolejne pokolenia mogły żyć w pokoju.
Piotr K. Domaradzki
fot.Piotr Wittmann/EPA
Bohaterstwo, czyli heroizm – zdolność dokonywania wielkich czynów przez ludzi wyróżniających się wyjątkową świadomością swojej misji dziejowej. Pojęcie heroizmu wprowadził do refleksji historiozoficznej Giambattista Vico. W wieku XIX związało się z historiozofiami i koncepcjami politycznymi prawicy oraz indywidualizmem (Georg Hegel, Thomas Carlyle, Friedrich Nietzsche). Występowało też, chociaż rzadziej, w myśli lewicowej (Stanisław Brzozowski), a nawet komunistycznej (Antonio Gramsci – „heroizm proletariacki”). Tyle definicja."