Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 01:33
Reklama KD Market

Rosja. Skutki embarga zaczynają być widoczne w moskiewskich sklepach

Po niemal trzech tygodniach obowiązywania embarga na import owoców, warzyw, mięsa, drobiu, ryb, mleka i nabiału z USA, Unii Europejskiej, Australii, Kanady i Norwegii jego skutki zaczynają być widoczne w moskiewskich sklepach.

Zapasy sprowadzanych produktów w składach z żywnością najwyraźniej się wyczerpują. Wszelako w sklepach nie ma oznak nerwowości. Oburzenie z powodu niemożności nabycia towarów, do których zdążyli przywyknąć, wyrażają tylko ludzie znani z krytycznego stosunku do polityki Kremla.

W marketach spożywczych i sklepach należących do dużych sieci handlowych, które w ostatnich dniach odwiedził korespondent PAP, części towarów zaczyna brakować. Pustkami świecą półki z serami miękkimi, twardymi i topionymi. Mniej jest włoskich makaronów. Uboższa jest oferta ryb łososiowatych. Już tylko sporadycznie można trafić na warzywa i owoce z krajów UE.

W niektórych sklepach wciąż dostępne są popularne w Rosji mrożonki warzywne i owocowe polskiego Horteksu. Nadal da się też kupić polskie jabłka. Gdzieniegdzie można jeszcze trafić na brzoskwinie z Grecji bądź cytrusy z Hiszpanii.

Jednak dominować zaczynają owoce z Azji Środkowej, Ameryki Południowej, Afryki, Turcji i Chin. Największa sieć marketów w Moskwie oferuje jabłka z Chin, gruszki z Brazylii, winogrona z Turcji, cytrusy z RPA i brzoskwinie z Uzbekistanu. Coraz więcej jest warzyw z Rosji.

- Czy w Rosji nie mamy własnych produktów - pomidorów, ogórków, ziemniaków? Wszystko mamy - usłyszał korespondent PAP, gdy w jednym ze sklepów zapytał kobietę w średnim wieku, co sądzi o rosyjskich kontrsankcjach i będącej ich konsekwencją skromniejszej ofercie na półkach.

- Karmili nas trującymi jabłkami z Polski i ziemniakami z Holandii. A my chcemy jeść rodzime produkty. Nawet jeśli są trochę droższe - wtrącił się starszy mężczyzna, który też usłyszał pytanie. - Skoro oni wprowadzają sankcje, to i my powinniśmy wprowadzać. Nie jesteśmy gorsi - dodał.

Eksperci uważają, że wprowadzone przez Rosję 7 sierpnia embargo, stanowiące odpowiedź na sankcje zastosowane wobec niej przez Zachód w związku z rolą Moskwy w konflikcie na Ukrainie, nie wywoła deficytu artykułów spożywczych na rynku wewnętrznym, jednak spowoduje wzrost inflacji. Banki inwestycyjne podwyższyły już swoje prognozy inflacji na 2014 rok o 1-1,5 proc. - do 7,5-8 proc.

Kreml od początku przekonuje obywateli, że nie odczują embarga; zapewnia, że rząd szybko znajdzie alternatywnych dostawców. O nieuchronnym wzroście cen stara się nie wspominać. A wiadomo przecież, że rzadko się zdarza, by ceny spadały, gdy jeden dostawca odchodzi, a drugi przychodzi. W takich sytuacjach ceny prawie zawsze rosną. Gdy na początku roku Moskwa zakazała importu mięsa wieprzowego z krajów Unii Europejskiej, jego ceny podskoczyły o 12 proc.

W wypadku Rosji najbardziej zależne od importu kategorie towarów to mięso wołowe (import stanowi 62 proc.), ryby (50 proc.), sery i twarogi (48 proc.), owoce (45 proc.).

Minister rolnictwa FR Nikołaj Fiodorow utrzymuje, że warzywa i owoce z państw Unii Europejskiej zostaną szybko zastąpione tymi z Azerbejdżanu, Uzbekistanu, Tadżykistanu, Kirgistanu i Armenii. Swoją obecność na rosyjskim rynku warzywno-owocowym - według niego - chcą też zwiększyć dostawcy z Serbii, Turcji, Egiptu, Maroka i Iranu. "Oni potrzebują naszego zboża i olejów roślinnych, a my - ich warzyw i owoców" - podkreślił.

Fidorow zauważył, że potężnym rynkiem "pukającym do rosyjskich drzwi" są kraje Ameryki Południowej, zwłaszcza Chile, Argentyna, Paragwaj, Ekwador i Peru.

Niektórzy europejscy producenci żywności - na przykład koncern Danone - mają własne zakłady w Rosji. Pracują one głównie na rosyjskich i białoruskich surowcach, choć do niektórych rodzajów serów i jogurtów muszą sprowadzać surowiec z zagranicy.

Specjaliści przewidują, że część produktów może w ogóle zniknąć z półek sklepowych. Na przykład łosoś w 100 proc. jest sprowadzany z Norwegii i trudno go będzie szybko zastąpić dostawami z innych krajów, na przykład - z Chile.

Eksperci uważają, że rosyjskie kontrsankcje najbardziej odczuje "piąta kolumna", tj. ta część Rosjan - około 15 proc. - która nie zgadza się z polityką Kremla i która orientuje się na europejskie wartości, w tym także w sferze kulinarnej.

"Oczywiście przeżyjemy bez francuskiego sera, fińskiego masła, niemieckich kiełbasek, włoskich makaronów, greckich truskawek i polskich jabłek. Ale w imię czego mamy to robić?" - powiedział korespondentowi PAP zaprzyjaźniony rosyjski intelektualista.

Dyrektor departamentu handlu i usług w zarządzie Moskwy Aleksiej Niemieriuk uspokaja, że w stolicy Rosji nie będzie żadnego deficytu żywności. "Producenci z Uzbekistanu, Kazachstanu, Azerbejdżanu i Turcji gotowi są w 100 proc. zastąpić cały wolumen warzyw i owoców, który był dostarczany przez kraje UE. Cytrusy chętnie będą sprzedawały nam państwa afrykańskie. W ryby łososiowate Moskwę mogą zaopatrywać obywatele tej samej Norwegii, którzy uruchomili swoje gospodarstwa hodowlane w Chile" - oznajmił.

Zdaniem Darii Cywinej, krytyka kulinarnego dziennika "Kommiersant", rosyjskie sankcje boleśnie uderzają w restauracje z segmentu premium. "Tam wszystko, łącznie z mąką i pomidorami, przywożone jest z zagranicy. Nie wspominając o mięsie, produktach morza i owocach" - zauważyła.

"Najbardziej żal rosyjskiej wysokiej kuchni, całkowicie opartej na zachodnich produktach. W ciągu 20 lat nasz biznes restauracyjny osiągnął bardzo wiele. Najlepsi kucharze prezentują poziom międzynarodowy. I teraz jednym pociągnięciem pióra wszystko to - psu pod ogon" - oświadczyła.

Z Moskwy Jerzy Malczyk (PAP)

Zdjęcie: Supermarket w St. Petersburgu fot.Anatoly Maltsev/EPA

 

Zamieszczone na stronach internetowych portalu www.DziennikZwiazkowy.com materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Codziennego Serwisu Informacyjnego PAP, będącego bazą danych, którego producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Alliance Printers and Publishers na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.


 
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama