Badań naukowych dotyczących bolączek Polonii w Stanach Zjednoczonych nie ma. Są jednak placówki, które na co dzień pomagają Polakom, którzy wcale nie mniej niż rodacy w ojczyźnie borykają się z problemami emocjonalnymi. Problemy te często prowadzą do uzależnień i wykluczenia. Czy emigranci cierpią inaczej?
Wstydliwa bezradność
"Z pewnością depresja polskiego emigranta w USA ma inne podłoże, jest odmienna" – mówi Maryla Jaworski psycholog pracująca z Polonią od 28 lat, nie chce się jednak pokusić o podawanie jakichkolwiek statystyk dotyczących kondycji psychicznej mieszkającej w aglomeracji chicagowskiej populacji rodaków. Zapytani o to samo uczestnicy grupy terapeutycznej w ośrodku Haymarket w Chicago, sondują, że w gronie znajomych każdego z nich, pomocy w tym zakresie potrzebuje nawet od 50 do 70 procent ludzi. Profesjonalna pomoc psychoterapeutyczna jest często wynikiem długiej drogi cierpiącego i jego najbliższych.
Najczęściej zaczynamy szukać pomocy w konfesjonale. Księża stanowią więc pewnego rodzaju pomoc pierwszego kontaktu. Dlaczego? "Żyjąc w kraju, do którego przyjechaliśmy osiągnąć jakiś rodzaj sukcesu, najczęściej mierzony statusem finansowym, wprost wstyd się przyznać do tego, że sobie nie radzimy" – mówi Maryla Jaworski. W kościelnym zaciszu skorzystać można z gwarantowanej przez klauzulę spowiedzi anonimowości.
Ojciec Piotr Kochanowicz, jezuita pracujący jako terapeuta uzależnień w Zrzeszeniu Polsko- Amerykańskim podkreśla, że część jego pacjentów przysyłana jest przez egzorcystów. Brak wiedzy na temat zaburzeń emocjonalnych często prowadzi do błędnego postrzegania własnego stanu psychicznego. Najczęściej chorzy i ich rodziny zapominają lub nie wiedzą, że np. alkoholizm, to choroba a nie wybór. Alkoholizm to największy problem Polaków w Chicago. Wiedzę o tym, że to choroba prowadząca do śmierci, mają w większości przypadków jedynie ci, którzy przeszli przez programy leczenia. Obecnie w Chicago istnieją już placówki, do których można zwrócić się o profesjonalną pomoc w języku polskim. Stanowi to milowy krok postępu w tej dziedzinie, w stosunku do ubiegłych dziesięcioleci.
Młodzi biorą
Coraz częściej coraz młodsze pokolenia Polaków uzależniają się od narkotyków. Nie ma jasnej odpowiedzi na pytanie, dlaczego drugie pokolenie emigranckich rodzin nie radzi sobie z rzeczywistością. Teoretycznie powinno być tylko lepiej. Ale lepiej nie jest.
Jeden z mężczyzn z grupy polskich pacjentów, korzystających z terapii na oddziale zamkniętym w ośrodku Haymarket, przyznaje, że jego uzależnienie od heroiny nie było wynikiem złych warunków życia. Do Stanów przyjechał z rodzicami jako trzylatek. Z narkotykami zaczął eksperymentować mając lat 18, powodowany ciekawością zaczął od marihuany, dziś w wieku 22 lat walczy z uzależnieniem od heroiny.
"Nie bez znaczenia jest też fakt, że narkotyki są łatwo dostępne i tanie, przynajmniej na początku" – zauważa, koordynatorka polskiego programu w ośrodku Haymarket, psychoterapeutka Ala Hołyk.
Myli się ten, który myśli, że aby je nabyć trzeba znać środowisko dilerów. Cytowany młody mężczyzna przyznaje, że sam zajmował się sprzedażą narkotyków, zarabiając na tym nawet tysiąc dolarów dziennie. Działka heroiny to koszt 10 dolarów. Problem zaczyna się wtedy, kiedy pogłębiające się uzależnienie wymaga kilku działek na dobę. Na tym etapie jest się bardzo blisko krawędzi, nigdy nie wiadomo, kiedy dojdzie do przedawkowania, a w konsekwencji śmierci. Jak wynika z wypowiedzi 22-latka, śmierć w wyniku przedawkowania wśród polskiej młodzieży to żaden precedens, sam mógłby podać przykłady kilku osób, które stały się ofiarami tego nałogu.
Starsi piją
Sprawdza się to, o czym wspomina cała grupa, która zgodziła się podzielić swoimi doświadczeniami związanymi z wychodzeniem z nałogu: "dobra praca i tania wóda to dwa, bardzo ważne czynniki ryzyka". Potwierdzając słowa uzależnionego od heroiny młodego człowieka, kilku innych mężczyzn opowiada, że po przyjeździe do Ameryki mogli liczyć na wsparcie rodziny lub znajomych, mieli gdzie mieszkać, co jeść, ktoś załatwił im pierwszą pracę, mieli czas i warunki do tego, żeby się przystosować. Różnice między alkoholem a narkotykami, to często różnice pokoleń.
W grupie są dwie kobiety. Starsza z nich, mówi wprost: „jestem alkoholiczką, miałam bardzo dobrą pracę, ale to nieudane małżeństwo doprowadziło do tego, że zaczęłam popijać. To popijanie zakończyło się po piętnastu latach nieudaną, na szczęście, próbą samobójczą". Jako kobieta, czuła się podwójnie napiętnowana. "Mężczyznom bardziej wypada pić" – potwierdza funkcjonujący wśród Polonii stereotyp czterdziestolatka siedząca obok. Kobieta, która zarabiała sprzątając domy przyznaje, że niezależność jaką dawała jej praca, była jednocześnie ułatwieniem dla pogłębiania nałogu. Z jednej strony specyficzne warunki życia na emigracji wydają się być bodźcem popychającym w stronę nałogu, z drugiej jednak, sami pacjenci przyznają, że Polsce byłoby jeszcze gorzej, bo tendencję do nadużywania alkoholu niektórzy z nich, zauważyli mieszkając jeszcze w kraju nad Wisłą.
Czy chcą wracać do ojczyzny? Nie. Tutaj przynajmniej mogą liczyć na pomoc. Nie wyobrażają sobie podobnej sytuacji w Polsce. I słusznie, bo jak wynika z raportu opublikowanego w maju przez tygodnik „Polityka”, w Polsce miejsc na oddziałach zamkniętych w publicznej służbie zdrowia jest jak na lekarstwo, o pomocy psychoterapeutów oferowanej w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia nie wspominając. Tymczasem mieszkający w Chicago Polak, ma co tydzień możliwość wzięcia udziału w prawie sześćdziesięciu polskich grupach wsparcia; poza spotkaniami AA, może skorzystać z detoksu i programów terapeutycznych w ośrodku Haymarket. Zamknięty ośrodek to często ostatnia deska ratunku dla tych, którym nie udaje się, przynajmniej na początku, utrzymać dyscypliny otwartych spotkań odbywających się kilka razy w tygodniu.
Depresja nie tylko dla celebrytów
Alkohol to depresant; czasami nie wiadomo, czy człowiek pije bo ma depresję, czy ma depresję, bo pije. Wiadomo, że jedno i drugie prowadzi do destrukcji. Krajowy ośrodek zajmujący się nadużywaniem alkoholu i alkoholizmem ( National Institute on Alcohol Abuse and Alcoholism) podaje, że 28 proc. Amerykanów uzależnionych od alkoholu, cierpi także na depresję. Osoby uzależnione są czterokrotnie bardziej narażone na depresję, niż te, które nie piją. Najnowsze badania wskazują również, że leczenie alkoholizmu utrudnia współistniejąca depresja, która zwyczajnie nie pozwala wstać z łóżka i udać się na spotkanie grupy terapeutycznej. Zaleca się więc symultaniczne leczenie farmakologiczne alkoholizmu i depresji.
Przemoc psychiczna, samotność i depresja
Jezuita o. Piotr Kochanowicz, jako psychoterapeuta i duchowny, pomaga Polonii od 8 lat. Łączy oba powołania. Jak twierdzi, pułapka substancji zmieniających nastrój polega na tym, że tylko przez chwilę czujemy się lepiej. Na co dzień przepracowani, odizolowani od rodziny, która została w Polsce, nie radzimy sobie ze stresem. –"Stres, w zależności od warunków i osobowości, może być dobry i zły; ten dobry, po przylocie do Stanów, napędza nas w drodze do sukcesów, zły prowadzi do zaburzeń emocjonalnych. Warto pamiętać, że długotrwały stres, to koszmar w jakim przyszło żyć, chociażby imigrantom nie posiadającym w USA uregulowanego pobytu" – podkreśla Maryla Jaworski.
Psycholożka konstatuje także, że jako grupa etniczna wykazujemy się chorobliwą wręcz pracowitością, która często cicho i powoli doprowadza do depresji. Choroba ta uznana przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) za chorobę cywilizacyjną, wymieniana jest jako schorzenie najczęściej nękające ludzi we wszystkich regionach świata. Objawy to m.in.: izolowanie się, myśli samobójcze, kłopoty ze snem i brak energii.
Depresja to także wspólny mianownik osób szukających pomocy w przypadkach przemocy domowej w rodzinach polskich imigrantów. Dziś, jak twierdzi o. Piotr Kochanowicz, przemoc domowa, to często przemoc psychiczna, dana osoba cierpi, ale nawet najbliższe otoczenie o tym nie wie. W przeciwieństwie do przemocy fizycznej, nie ma bowiem wyraźnych śladów jej stosowania w zaciszu domowym. W polonijnym środowisku oprawcami w większości nadal pozostają mężczyźni, ich ofiarami są kobiety, które o wiele częściej chorują też na depresję.
Zapanować nad złością i cieszyć się z małych rzeczy
Czy jest sposób na doraźną pomoc? Ojciec Kochanowicz podpowiada, aby skorzystać z formuły używanej przez terapeutów. Z angielskiego HALT. Zadbaj o to, by mieć czas na zjedzenie regularnie trzech posiłków dziennie, bo parafrazując, Polak głodny, to zły; zwróć uwagę na to, jak często się złościsz i dlaczego. Unikaj samotności i zmęczenia. Pozwól sobie odpocząć.
Maryla Jaworski podsumowuje: „ My, Polacy, powoli oswajamy lęki dotyczące nieznanego. Uczymy się angielskiego, dzięki czemu lepiej rozumiemy ten kraj. Nasze niespełnione ambicje coraz mniej nas uwierają i cieszymy się z małych sukcesów. Nie mamy oczekiwań na wyrost, doceniamy odmienność kulturową i życzliwość Amerykanów. Doceniamy piękno krajobrazu, bo coraz więcej podróżujemy. Akceptujemy świat wokół nas i nas samych, nawet jeśli marzenia spaliły na panewce, to rozumiemy dlaczego i godzimy się z tym faktem.”
Ale to scenariusz, którego nie wszyscy doświadczamy...
fot. Olek Remesz/Jnn13/russavia/Wikipedia