Ostatnim sygnałem rosnącego napięcia między administracją Baracka Obamy a rządem premiera Izraela Benjamina Netanjahu, jest publiczne wystąpienie Departamentu Stanu w obronie swego szefa Johna Kerry’ego, ostro krytykowanego przez Izraelczyków za próbę doprowadzenia do przerwania ognia w Strefie Gazy. Izrael dostrzegł w wysiłkach Kerry’ego zbyt duże skrzywienie w stronę palestyńskiej organizacji bojowej Hamas, która zarządza tym regionem po zwycięskich wyborach w 2006 roku.
Przedstawiciele administracji otwarcie oskarżyli członków władz izraelskich o podjęcie kampanii dezinformacji przeciw szefowi dyplomacji amerykańskiej. Rzeczniczka Departamentu Stanu Jen Psaki zauważyła, że takich metod, jakich użyto celem oczernienia Kerry’ego, nie stosuje się między przyjaciółmi i sprzymierzeńcami. Doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Susan Rice wyraziła zaniepokojenie doniesieniami o błędnym interpretowaniu wysiłków amerykańskiego sekretarza stanu. Zastępca Rice, Tony Bliken, zauważył, że Izrael powinien pamiętać, iż nie ma lepszego, silniejszego obrońcy niż John Kerry.
Pod koniec dnia obie strony spuściły nieco z tonu. Psaki powiedziała, że USA zmierzają do przerwania ognia w Gazie ze względów humanitarnych, podczas gdy ambasador Izraela w Waszyngtonie w imieniu premiera Netanjahu przyznał, że krytyki skierowane przeciw Kerry’emu są bezpodstawne. Mimo to, poniedziałkowy wybuch był niezwykły biorąc nawet pod uwagę dość chłodne stosunki między administracją Obamy a rządem Netanjahu. Fox News pisze, że zajście to miało miejsce w chwili rosnącej frustracji USA z powodu wysokiej liczby śmiertelnych ofiar wśród palestyńskiej ludności cywilnej.
Obama i Kerry bez skutku naciskają Izrael na natychmiastowe i bezwarunkowe przerwanie ognia. Co więcej, w poniedziałkowym wystąpieniu telewizyjnym Netanjahu ostrzegł swoich rodaków, by przygotowali się na długą kampanię przeciwko Hamas w Strefie Gazy. (eg)