Polski imigrant, 51-letni Zenon Grzegorczyk przyznał się do zlecenia zabicia sześciu osób, którym zarzucał odpowiedzialność za rozbicie swego małżeństwa. Za zlikwidowanie "winnych" oferował 45 tys. dolarów. Nie wiedział, że rozmawia z przedstawicielami organów ścigania.
Policja zainteresowała się mieszkańcem Des Plaines, gdy informator doniósł, że Grzegorczyk usiłuje kupić i wysłać do Polski broń i granaty. Kiedy w 2012 roku agent Biura ds. Alkoholu, Tytoniu, Broni i Materiałów Wybuchowych oraz detektyw z biura szeryfa powiatu Cook zaaranżowali z nim spotkanie udając handlarzy bronią, okazało się, że chodzi mu o zgładzenie kilku osób. Zależało mu, by śmierć była bolesna, dlatego zaproponował podpalenie ich domów. Podstawieni agenci okazali zainteresowanie dobrze płatną robotą.
"Chicago Sun-Times" podaje, że na początku Grzegorczyk nie ufał "płatnym mordercom", dlatego zaproponował omówienie sprawy w rosyjskiej łaźni, by mieć pewność, że nie mają na sobie aparatury podsłuchowej. Choć do spotkania w łaźni nigdy nie doszło, Polak utrzymywał kontakt z agentami. Ostatecznie podczas kolejnego spotkania w restauracji McDonald's wręczył agentom 3 tys. dol. i obiecał 42 tys. po wykonaniu zlecenia.
Został aresztowany na parkingu restauracji. Miał przy sobie krótką broń palną i 60 tys. dolarów.
Podczas rozprawy sądowej w ubiegłym tygodniu Grzegorczyk przyznał się do winy. Zaznaczył jednak, że zależało mu na śmieci dwóch osób. Agenci przekonali go jednak do zabicia sześciu, by mieć sprawę z głowy raz na zawsze. Zenonowi Grzegorczykowi grozi kara 10 lat więzienia. (eg)
Reklama