O akademii Blackwater Worldwide, zapewniającej bezpieczeństwo amerykańskim dyplomatom w Iraku, często dochodziły do Waszyngtonu niepochlebne opinie. Było wiadomo, że wysoko płatni ochroniarze zachowywali się prowokacyjnie i nie ponieśli odpowiedzialności nawet za bezmyślne strzelanie do irackiej ludności cywilnej. Okazało się, że informacje, które docierały do USA tylko częściowo odzwierciedlały postępowanie najemników z Blackwater.
Z niedzielnego wydania "The New York Times" dowiadujemy się, że Daniel Carroll, menedżer BW w Iraku zagroził śmiercią inspektorowi Departamentu Stanu, który tu przybył kilka tygodni przed masakrą, jaką ludzie BW urządzili na placu Nisour w Bagdadzie w 2007 roku. Menedżer postraszył inspektora, że gdyby zginął, nikt nie zrobiłby w tej sprawie nic, ponieważ w irackich warunkach jest możliwe.
Co ciekawsze pracownicy amerykańskiej ambasady stanęli po stronie Blackwater. Inspektorom powiedziano, że niepotrzebnie zakłócili stosunki ambasady z ochroniarzami i zalecili im powrót do kraju.
W raporcie z 31 sierpnia 2007 roku Jean C. Richter pisał, że kontraktorzy z Blackwater uważają, że są ponad prawem. W rezultacie to nie Departament Stanu, lecz oni dowodzą i sprawują nad wszystkim kontrolę. Podkreślił, że brak nadzoru nad kompanią, z którą zawarto kontrakt na miliard dolarów, sprawił, że powstało mnóstwo zaniedbań i skomplikowanych sytuacji.
Przed powrotem do Waszyngtonu Richter znalazł dowody świadczące, że Blackwater wystawia Departamentowi Stanu zawyżone rachunki fałszując informacje o pracy w Iraku.
W 2009 roku Blackwater Worldwide zmienił nazwę na Xe Services, gdy założyciel kompanii Erik Prince zrezygnował ze stanowiska szefa. Rok później kompania została zakupiona przez grupę inwestorów. Od tego czasu nosi nazwę Academi. (eg)
Reklama