Sąd Najwyższy USA wydał kolejną prawną „perełkę”. W sprawie rozstrzygającej spór między kobiecą organizacją zwalczającą aborcję, Susan B. Anthony List (SBA List), a demokratą z Ohio, byłym kongresmanem Stevem Driehausem, sędziowie jednomyślnie uznali, że oczernianie politycznego przeciwnika jest w pełni dopuszczalne. W ten sposób nie tylko obalono stanowe prawo w Ohio, zakazujące publikowania fałszywych oskarżeń i oświadczeń w czasie kampanii politycznych, lecz stworzono precedens, który z pewnością będzie wykorzystany w najbliższych i każdych kolejnych wyborach.
Fałszywe zarzuty
W 2010 roku w czasie kampanii wyborczej do Kongresu SBA List zarzuciła Driehausowi, że wyraził zgodę na pokrywanie kosztów aborcji z pieniędzy podatnika. Taką skargę uknuto na podstawie faktu, że kongresman głosował za reformą zdrowotną Affordable Care Act. W rzeczywistości Driehaus, tak jak jego wyborcy, zawsze był przeciwny aborcji. Reformę poparł, ponieważ wyraźnie mówi, że federalne pieniądze mogą być użyte na zabieg przerwania ciąży wyłącznie w przypadku gwałtu lub kazirodztwa, a nie na życzenie każdej ciężarnej kobiety, jak sugerowała SBA List.
Powołując się na obowiązujące w Ohio prawo, Driehaus zwrócił się do stanowej komisji wyborczej z prośbą o powstrzymanie organizacji przed szerzeniem kłamliwych zarzutów. Komisja uznała jego racje, ale SBA List nie uznała racji komisji. Nie tylko zlekceważyła jej zalecenia, lecz posunęła się dalej. Kobiety zwróciły się do federalnego sędziego z żądaniem, by pouczył komisję, że zamykając im usta, ogranicza konstytucyjnie gwarantowaną wolność słowa. Pomówienia przeciwko Driehausowi przedstawiły jako własną interpretację jego stosunku do aborcji.
Sędzia odrzucił argumenty SBA List. Jednak zamiast podporządkować się woli komisji i sędziego, organizacja podjęła kampanię radiową w dystrykcie Driehausa. Prezeska organizacji Marjorie Dannenfelser przedstawiała się jako ofiara nagonki, walcząca o słuszną sprawę. Zapewniała słuchaczy, że nie da się uciszyć ani zastraszyć bezdusznym mordercom nienarodzonych dzieci. Jednym słowem histeryzowała, wiedząc doskonale, że robi wrażenie na konserwatywnych wyborcach.
Driehaus rezygnuje, SBA List walczy dalej
Pomówienia zrobiły swoje. Steven Driehaus przegrał wybory. Kilka tygodni później oskarżył SBA List o zniesławienie, które stało się przyczyną utraty środków do życia. W pozwie zwrócił uwagę, że celem 1. poprawki nigdy nie było zapewnienie kłamcom bezkarności i rujnowanie czyjegoś życia. W sądzie kobiety oświadczyły, że zawsze będą bronić prawdy i prawa do krytykowania polityków. Stanęły na stanowisku, że ustawa z Ohio, wymierzona przeciw szerzeniu fałszywych pogłosek o politycznych przeciwnikach, ogranicza wolność słowa, a zatem narusza 1. poprawkę do konstytucji.
Dwa sądy niższej instancji uznały linię obrony SBA List za absurd. Driehaus wycofał się wówczas z dalszego pojedynku. Kobiety przeciwnie, drążyły dalej, bowiem wyczuły okazję do rozprawienia się raz na zawsze z problemem prawnego nakazu prawdomówności.
Sąd Najwyższy: można kłamać
SBA List zwróciła się do Sądu Najwyższego o zniesienie prawa z Ohio wprowadzonego przecież na życzenie tamtejszych wyborców, zmęczonych wzajemnym oczernianiem się polityków obu partii. Wyborcy mieli nadzieję, że prawo to ułatwi oddzielenie plew od ziarna. Nadzieje rozwiały się w ostatni poniedziałek, gdy Sąd Najwyższy zawyrokował, że można kłamać (!). Sędziowie uznali, że 1. poprawka faktycznie usprawiedliwia każde, nawet najbardziej bezczelne kłamstwo, które jest po prostu wyrazem własnej opinii.
Pozostaje otwartym pytanie, czy doprowadzenie kłamstwami do wojny również usprawiedliwia poprawka gwarantująca wolność słowa? Czy Dick Cheney wmawiając narodowi obecność broni masowego rażenia w Iraku – kłamał, czy tylko wyrażał własną opinię?
SBA List triumfuje
Prezeska organizacji triumfuje. Zaraz po ogłoszeniu orzeczenia Dannenfelser oświadczyła, że ocena prawdy lub fałszu należy do wyborców, a nie rządowych biurokratów. Można się zgodzić z tą opinią, tyle że w tym przypadku biurokraci z Ohio zatwierdzili ustawę na życzenie wyborców. Dannenfelser bez zahamowań może teraz mówić, co chce. I faktycznie ma powód do radości, ponieważ ludzie zazwyczaj nie zadają sobie trudu dociekania prawdy i głosują zgodnie ze wskazówkami organizacji, której już zaufali. Nawet jeśli dotrze do nich wiadomość o werdykcie, nie będą się zastanawiać, w jakich kategoriach sprawa była rozpatrywana, tylko stwierdzą, że skoro sąd uznał argumenty SBA List, to zarzuty pod adresem Driehausa nie były kłamstwem, lecz prawdą.
I choć stanowisko sądu może oburzać, to świadczy równocześnie o zdrowym rozsądku. Gdyby sądy musiały rozpatrywać każde kłamstwo każdego polityka, to zabrakłoby im czasu na wszystkie inne sprawy.
Elżbieta Glinka
[email protected]
Reklama