Na uroczystości kanonizacyjne pojechało z Chicago do Rzymu wiele pielgrzymek, grup i osób indywidualnych. Licznie reprezentowana była Polonia i lokalne media. Oto wybrane relacje tych, którzy osobiście uczestniczyli w wyniesieniu polskiego papieża do świętości.
To była piękna, historyczna uroczystość
Alan Krashesky, dziennikarz polskiego pochodzenia z chicagowskiej telewizji ABC, który wielokrotnie obsługiwał uroczystości watykańskie, mówi „Dziennikowi Związkowemu”:
– Szacuje się, że na Placu Świętego Piotra zgromadziło się 800 tys. osób. Wielu czekało przez całą noc, by wejść na plac i znaleźć się jak najbliżej miejsca, w którym papież Franciszek sprawował mszę kanonizacyjną. Podczas mszy nie było gdzie usiąść ani gdzie się położyć. Ludzie stali ramię w ramię. Pomimo tych niedogodności, każda osoba, z którą rozmawiałem – a głównie byli to Amerykanie polskiego pochodzenia z Chicago – mówiła mi, że warto było uczestniczyć w kanonizacji. Po prostu czuli, że muszą tam być. Pewien młody Amerykanin polskiego pochodzenia, który był na pogrzebie Jana Pawła II, postanowił, że weźmie udział w kanonizacji, jak tylko się o niej dowiedział. Łzy płynęły mu po twarzy, gdy wyjaśniał, jakie to dla niego ważne. Mówił, że Jan Paweł II miał ogromny wpływ na jego życie i że jego nauki bardzo mu pomagają.
Krashesky od około 20 lat przekazuje relacje z Watykanu. – Zawsze uważałem to za wielki przywilej. Ilekroć pojadę do Rzymu, inspiruje mnie wiara i entuzjazm uczestników uroczystości. Tak było i teraz, gdy setki tysiące ludzi zgromadziło się na placu świętego Piotra, by uczcić świętego Jana Pawła II i świętego Jana XXIII. Wielu, zwłaszcza Polaków, wyrażało radość, że ich rodak został świętym i że doczekali tej chwili, doceniając jej historyczne znaczenie.
Pojechałam z misją oddania czci świętemu
Bożena Okulska, fizykoterapeutka i mieszkanka północno-zachodnich przedmieść, zorganizowała swoją wizytę do Rzymu samodzielnie. Chciała, aby był to wyjazd rodzinny, ale mąż nie mógł pojechać z powodu obowiązków zawodowych, a syn z powodu szkoły. – Pojechałam tam z wielką misją oddania czci świętemu Janowi Pawłowi II. Czułam, że spoczywa na mnie odpowiedzialność reprezentowania rodziny, znajomych i pacjentów, bo niektóre osoby nie mogły pojechać ze względu na swój stan zdrowia. Listę wszystkich próśb i osób miałam w notesiku i w chwili skupienia modliłam się w ich intencji. Pomyślałam sobie, że jeśli każdy w tłumie na placu świętego Piotra też ma taką prośbę, to nasz papież będzie bardzo zajęty.
W uroczystościach kanonizacyjnych brała udział na placu św. Piotra, w dość dobrym i centralnym miejscu udostępnionym tym, którzy nie mieli statusu VIP. – Choć panował ogromny ścisk, widok z tego miejsca był dobry. Ludzie parli z przodu, z tyłu i z boku. Nie mogłam ruszyć ręką. Stałam najpierw na jednej nodze, a później na drugiej i nawet na palcach. Było to bardzo trudne, ale nie żałuję, że tam byłam, mimo wszystkich trudności. To przeżycie było warte absolutnie wszystkiego. Doznania duchowe przewyższały wszystkie niedogodności. Drugi raz się to w naszym życiu nie zdarzy. Gdy stoimy w obliczu czegoś tak wielkiego, nie wolno nam się ociągać. Musimy sprostać wyzwaniu.
I dodaje wyraźnie wzruszona, przez łzy. – Nasz papież był ojcem nas wszystkich. Tak dużo dla nas zrobił, że po prostu czułam potrzebę i wezwanie żeby być na kanonizacji. I zrobiłam wszystko, żeby tam być.
Kanonizacja – zwieńczenie dziedzictwa
Ksiądz diakon Mariusz Kośla z kościoła pw. św. Jana Brebeuf w Niles koło Chicago uważa kanonizację Jana Pawła II za zwieńczenie jego dziedzictwa. – Przeżyliśmy beatyfikację i teraz kanonizację, a to jest jakby zamknięcie pewnego rozdziału. Podczas uroczystości kanonizacyjnych miałem świadomość, że ta chwila już nigdy się nie powtórzy. Była wielka radość, że byliśmy tam z rodakami i z ludźmi z całego świata. Czułem się ubogacony duchowo i tego nie da się wyrazić słowami. Przeżycie było wielkie. Modliłem się do już nowych świętych. Przed wyjazdem z Rzymu do Medugorje mieliśmy specjalną mszę dedykowaną świętemu Janowi Pawłowi II. Dodam jeszcze, że nie spodziewałem się nieprzyjemnych sytuacji na placu świętego Piotra. Moim zdaniem dochodziło nawet do zagrożenia zdrowia. W naszym sektorze było tylko osiem kabin toaletowych na 10 tysięcy osób. Warunki były straszne.
Czynił cuda, zanim został błogosławionym
Cecylia Jabłońska, katechetka ze Szkoły Polskiej im. Tadeusza Kościuszki w Chicago i Urszula Michałowska, menedżerka restauracji w Skokie pojechały do Rzymu razem. Był to wyjazd prywatny. Zanim dotarły do Rzymu, odwiedziły inne miejsca pielgrzymek i oddały hołd m.in. św. Franciszkowi z Asyżu i św. Ojcu Pio. W sobotę wzięły udział w mszy przy grobie Jana Pawła II. Był to początek ich wzruszeń. Przed uroczystościami kanonizacyjnymi udało im się zająć dobre miejsce siedzące na murawie na placu świętego Piotra, gdzie połowę obszaru zajmowały miejsca dla VIP-ów.
Cecylia Jabłońska: – Atmosfera mszy była cudowna i wzruszająca. Gdy papież Franciszek ogłaszał świętymi Jana XXIII i Jana Pawła II, przestał padać deszcz i na niebie pojawiło się słońce. To tak, jakby niebo otworzyło się. Takiego samego zjawiska doświadczyłyśmy podczas beatyfikacji Jana Pawła II. Popatrzyłyśmy na siebie i na niebo. Łzy pojawiły się w oczach. To było wspaniałe uczucie. Zebrani na placu wyrazili swoją radość i aplauz. Słońce świeciło przez jakieś 20 minut, a później powróciły chmury. (...) Udział w kanonizacji był taką wspaniałą modlitwą dziękczynną za cuda, których dokonał Jan Paweł II w mojej rodzinie i w rodzinach naszych przyjaciół. Modliłyśmy się za grupę „Wieczernik” z bazyliki św. Jacka, w której działamy i polską szkołę im. Tadeusza Kościuszki oraz uczniów klasy II, którzy przygotowują się do komunii świętej, ponieważ prowadzę tę klasę. Modliłyśmy się też za osoby prywatne, które prosiły, by wymienić je z imienia i nazwiska.
Dla Urszuli Michałowskiej Jan Paweł II już dawno był świętym. – Od dawna się do niego modlę. Dla mnie kanonizacja była tylko formalnym potwierdzeniem jego świętości. Dziękowałam za nią każdemu świętemu z osobna. Za to, że możemy tam być i za wszystkie nawet drobne łaski. Na przykład św. Franciszka prosiłam, by pomógł nam wejść na plac świętego Piotra. A w drodze powrotnej zwróciłam się do św. Jana Pawła II, by pomógł nam spokojnie dotrzeć do Chicago, bo ja się boję latać, a zwłaszcza obawiam się turbulencji.
Cecylia Jabłońska wierzy, że Jan Paweł II dokonywał cudów, zanim nawet jeszcze został uznany za błogosławionego. – W mojej rodzinie modliliśmy się o zdrowe urodzenie dziecka, któremu lekarze postawili smutną diagnozę i zachęcali do jego usunięcia. To było siedem lat temu. Prosiłam Jana Pawła II, nawet bez pozwolenia rodziców, żeby opiekował się tym dzieckiem i urodziło się zdrowe. Święci czynią cuda. Możesz poprosić ich za kogoś – ta osoba nawet nie musi wiedzieć. Jeśli tylko zasługuje na wstawiennictwo, to należy o nie prosić. To jest niesamowita siła.
Bogactwo, które dzięki niemu nosimy w sobie
Elżbieta Ceisel-Mikowska pracuje w archidiecezji chicagowskiej jako asystentka administracyjna ks. bp. Johna Manza, biskupa pomocniczego Chicago. Na kanonizację bł. Jana Pawła II pojechała prywatnie, jednocześnie reprezentując Towarzystwo Przyjaciół Fundacji Jana Pawła II w Chicago, którego od ponad trzech lat jest prezesem. – Byłam w tym szczęśliwym położeniu, że jako prezes towarzystwa otrzymałam bilet VIP i miałam dobre miejsce siedzące z doskonałą widocznością. Również wejście na plac św. Piotra było dużo łatwiejsze, chociaż na pewno nie bez ścisku i przepychanek – trwało ponad godzinę.
Elżbieta uczestniczyła także w beatyfikacji Jana Pawła II i porównuje oba wydarzenia. – Atmosfera była bardzo radosna, jednak sama ceremonia bardzo uroczysta i poważna w porównaniu z uroczystościami beatyfikacji trzy lata temu. Podczas beatyfikacji panowała wszechobecna radość i bez końca falowało morze polskich flag i sztandarów. Tym razem poproszono, by ich nie używać podczas mszy, więc obecność naszych rodaków i ich radość była mniej widoczna. Udział w kanonizacji był przede wszystkim głębokim przeżyciem duchowym, bo Jan Paweł II był papieżem naszych czasów. Cieszyłam się, że jestem częścią tego historycznego wydarzenia – kanonizacji wielkiego człowieka, z którym dorastałam, który przez 27 lat mojego życia był obok i z którym wielu z nas w tym czasie mogło się utożsamić. Dlatego łatwiej jest przekazać kolejnym pokoleniom, mojemu synowi, dziedzictwo, które nam pozostawił – nie przez czytanie biografii, lecz na podstawie naszych osobistych doświadczeń, doznań, wrażeń. Jan Paweł II jako papież potrafił jednoczyć się z każdym człowiekiem, młodym i starszym, rozumiał nas, nasze problemy, był czuły, ciepły, serdeczny. Przez to zjednał sobie nie tylko nasze polskie serca, ale miliony na całym świecie.
Alicja Otap
[email protected]
Reklama