Jednak za jedno z najważniejszych i najbardziej satysfakcjonujących ją doświadczeń uważa założenie gimnazjum dla dziewcząt w Tanzanii. Praca z afrykańskimi dziewczętami wpisuje się – według słów siostry – w misję jej zakonu i w przesłanie Świąt Wielkiej Nocy. – Pocieszanie biednych i strapionych to jedno z zadań naszej kongregacji. W kulturze afrykańskiej kobiety traktowane są gorzej niż mężczyźni. Patrzy się tam na nie z góry. One szczególnie potrzebują nadziei, którą przynosi Chrystus w swoim zmartwychwstaniu. Nasza szkoła daje im nadzieję poprzez edukację. Nadzieję na lepsze życie.
Siostra Blaszczynski zakładała w Tanzanii szkołę ze zmartwychwstankami z Polski. Została poproszona o udział w misji ze względu na doświadczenie pedagogiczne i w kierowaniu placówką edukacyjną, którego nie miały siostry z Polski. – Moja rodzina była przeciwna temu wyjazdowi. Miałam wtedy 70 lat. Ale niestety wszystkie chicagowskie zmartwychwstanki są już w starszym wieku. Po prostu nie miałyśmy nikogo młodszego na afrykańską misję – wspomina rozmówczyni.
Trudne początki
Przygotowania do otwarcia szkoły zaczęły się w grudniu 2006 roku. Prowadzące szkołę siostry przeszły kurs języka suahili. Siostry z Polski musiały dodatkowo poduczyć się angielskiego. Placówka znajdująca się w diecezji Musoma, w środkowo-wschodniej Tanzanii, na pięknej, ale zupełnie niezurbanizowanej sawannie, z dala od ludzkich osad, została otwarta w styczniu 2008 roku. – Początki były trudne, ponieważ szkoła nie mała jeszcze internatu. Dziewczęta spały w pomieszczeniach klasowych, a my, siostry, w magazynie – opisuje spartańskie warunki siostra Stefania.
W gimnazjum było bardzo ciasno, ponieważ siostry przyjęły niemal trzykrotnie większą liczbę uczennic, niż początkowo planowały. – W pierwszym roku miało być tylko 30 uczennic, ale na egzamin wstępny zgłosiło się 628 dziewczynek. Do szkoły zakwalifikowałyśmy 110. Rokrocznie do egzaminu podchodzi około 600 dziewcząt, ale od tamtej pory szkoła powiększyła się i ma już internat dla 209 dziewcząt, wybudowany przez rząd Japonii – informuje siostra.
Dobre wykształcenie
Liczba chętnych co roku znacznie przewyższa liczbę dostępnych miejsc. W Tanzanii tylko 2 proc. uczniów kończących szkołę podstawową kontynuuje naukę w gimnazjum. Szanse dziewcząt są znacznie słabsze niż chłopców, dlatego próbują dostać się do placówki zmartwychwstanek, gdzie otrzymają dobre wykształcenie. – Wszystkie zajęcia odbywają się w języku angielskim. Dziewczęta mają pracownię komputerową zasilaną energią słoneczną. Oprócz nauk komputerowych jest jeszcze dziesięć przedmiotów wykładowych: języki – angielski i suahili, matematyka, chemia, fizyka, biologia, geografia, historia, nauki obywatelskie oraz religia – wylicza siostra Stefania i dodaje: – Ja uczyłam angielskiego, fizyki i religii, ale najwięcej angielskiego, ponieważ jest to mój język ojczysty i znam go lepiej niż siostry z Polski. Między sobą rozmawiałyśmy po polsku.
Absolwentki robią kariery
Siostra Stefania utrzymuje kontakt listowny z wieloma swoimi wychowankami. – Właśnie ucieszyła mnie wiadomość, że trzy moje uczennice dostały się na Uniwersytet Dar es Salaam i myślą o zawodzie nauczyciela. Inne moje korespondentki robią kariery w dziedzinie informatyki. Tanzania jest przede wszystkim rolniczym krajem. W Afryce nie ma wielu możliwości kariery zawodowej dla kobiet. Doświadczenie w dziedzinie komputerów bardzo im pomaga i otwiera przed nimi nowe możliwości rozwoju. Moim uczennicom zawsze powtarzałam, że jeśli wyjdą za mąż, najważniejszą rolą w ich życiu jest rola matki i żony. Uświadamiałam im też, że można mieć równocześnie szczęśliwe życie rodzinne i pomyślną karierę zawodową − stwierdza zakonnica.
Lepiej inwestować w kobiety
Podczas ponad czteroletniego pobytu w Afryce siostra Stefania przekonała się, że na Czarnym Lądzie lepiej jest inwestować w edukację dziewcząt niż chłopców... −Z moich osobistych doświadczeń afrykańskich wynika, że jeśli wykształci się kobietę, to zdobytą wiedzę wykorzysta tak, by pomóc swojej rodzinie i udostępnić jej różne możliwości z pożytkiem dla całego społeczeństwa. Z przykrością przekonałam się, że afrykańscy mężczyźni inaczej korzystają z udostępnionych im okazji i raczej wolą sprawić sobie coś eleganckiego, jak np. motocykl. Nie myślą o rodzinie i dzieciach – podkreśla rozmówczyni.
Afrykańskie powołania
Trzy absolwentki gimnazjum wyraziły chęć wstąpienia do zakonu zmartwychwstanek. – Są w tej chwili kandydatkami, już mieszkają z siostrami w zakonie. Wkrótce otrzymają formalne przeszkolenie i staną się nowicjuszkami. Mam nadzieję, że niedługo będziemy mieli pierwsze afrykańskie siostry zmartwychwstanki i ich grono będzie się powiększać. To może być przyszłość naszego zgromadzenia. Gdy przystąpiłam do zakonu w 1955 r., w naszej chicagowskiej prowincji było ponad 250 sióstr, a teraz mamy tylko 35. Powołań jest coraz mniej, tak w Ameryce, jak i w Polsce, a właśnie z Polski wywodziła się większość naszych zakonnic. W Polsce było nas około pięciuset, a teraz chyba nie ma nawet trzystu. Afryka daje nam nadzieję na nowe powołania – konstatuje zmartwychwstanka.
Największe wyzwanie życiowe
Afryka z barierami kulturowymi i językowymi była dla siostry Stefanii największym wyzwaniem życiowym, ale równocześnie najbardziej satysfakcjonującym, pomimo że kilka razy chorowała na malarię, co odbiło się na jej ogólnym stanie zdrowia. – Zawsze lubiłam pracować z nastolatkami, ale moje relacje z uczennicami w Tanzanii były czymś specjalnym. Czułam, że cokolwiek bym dla nich nie zrobiła, to było dla nich najwspanialsze, było całym światem. Jak lał deszcz i nie było prądu, proponowałam czytanie poezji albo debatowanie, a one cieszyły się. Wątpię, by amerykańskie nastolatki przejawiły taki entuzjazm.
Wdzięczność, pokora i tradycja wielkanocna
Pobyt w Afryce umocnił też w siostrze Stefanii poczucie wdzięczności i pokory, a także przekonanie, że ludzie są dobrzy i chcą pomagać innym. – Nasza szkoła otrzymała wsparcie z różnych stron świata. Japończycy zbudowali nam internat. Fundacja z Ohio dała nam hojny datek na pojemniki na deszczówkę, która dla naszej szkoły jest głównym źródłem wody pitnej. To było jak błogosławieństwo boże. Dary posypały się zewsząd. Nawet nie musiałam prosić. I to jest właśnie najlepszy przykład odrodzenia Pańskiego i tradycji wielkanocnej w naszym codziennym życiu – podkreśla siostra Stefania.
Alicja Otap
[email protected]