Gdy przed miesiącem rosyjski minister obrony Siergiej Szojgu oznajmił, że Moskwa dąży do założenia baz wojskowych w Wenezueli, Nikaragui i na Kubie, wypowiedź ta umknęła uwadze światowej opinii publicznej, a ci, którzy ją odnotowali, sądzili zapewne, że to prywatny komentarz putinowskiego generała, który za dużo wypił. Jednak zagarnięcie przez Rosję Krymu i niedawna wizyta w Hawanie rosyjskiego okrętu szpiegowskiego „Wiktor Leonow SSW-175” zmuszają do głębszej analizy powstałej sytuacji, która wypisz, wymaluj przypomina minioną erę zimnej wojny.
Minister Szojgu powiedział, że Rosja planuje rozszerzyć swoją stałą obecność wojskową poza granicami przez rozmieszczenie baz wojskowych w wielu krajach, w tym na Kubie, w Wenezueli, Nikaragui, Wietnamie i Singapurze. Jak podała agencja RIA Nowosti, generał armii Szojgu – który jest aktywnym działaczem politycznym, członkiem kierownictwa wspierającej Władimira Putina partii Jedna Rosja – dodał, że toczą się rozmowy w tej sprawie i strona rosyjska jest bliska podpisania odpowiednich dokumentów w celu „rozszerzenia globalnych wpływów Rosji”. Według Nowosti Rosja posiada obecnie tylko jedną morską bazę wojskową poza granicami byłego ZSRR. Mieści się ona w Tartusie w Syrii. W 2002 roku Rosja zamknęła swoją bazę radarową na Kubie i bazę marynarki wojennej w Wietnamie.
W opinii większości waszyngtońskich obserwatorów Rosja nie planuje zapewne utworzenia dużych baz wojskowych w Wenezueli, Nikaragui i na Kubie, ale punktów uzupełniania paliwa dla okrętów wojennych i samolotów. Oprócz praktycznego znaczenia ich powstanie miałoby być sygnałem dla Waszyngtonu, że jeżeli Amerykanie będą ingerować w rosyjską strefę wpływów to Rosja się odwzajemni. Jedna z tez głosi, że Rosja stojąca w obliczu kłopotów gospodarczych z powodu spadających cen ropy na rynkach światowych, może dążyć do założenia baz w Wenezueli, Nikaragui i na Kubie w celu zwiększenia sprzedaży broni tym krajom. W ciągu ubiegłych 12 lat Rosja sprzedała odbiorcom w Ameryce Łacińskiej sprzęt wojskowy i samoloty (z czego 80 procent trafiło do Wenezueli) na ogólną sumę ponad 14 miliardów dolarów.
Władze USA nie wydają się być zaniepokojone możliwością powstania rosyjskich baz wojskowych w pobliżu Ameryki. Również przedstawiciele krajów, gdzie bazy te miałyby być ulokowane, wzruszają ramionami. Nikaraguańczycy powołują się na swoją konstytucję, która zabrania tworzenia zagranicznych baz wojskowych na ich terenie. Z kolei minister obrony Kuby oświadczył, że nic nie wie o negocjacjach z Rosją na temat ewentualnych baz.
Co prawda, w USA republikańscy zwolennicy twardej linii zarzucają administracji Obamy, że nie zdaje sobie sprawy z potencjalnego zagrożenia ze strony Rosji w amerykańskiej strefie wpływów, gdyż Rosja ma motywację i możliwość zbudowania takich baz. Jednak w opinii amerykańskich komentatorów nie należy brać zbyt poważnie wypowiedzi ministra Szojgu w sprawie baz, bo Rosja stroi na krawędzi bankructwa i nie stać ją na militarną ekspansję za granicą. Mimo przyłączenia siłą Krymu do Federacji Rosyjskiej oraz wyraźnego dążenia Putina do odbudowania byłego imperium sowieckiego, Rosji po prostu na to nie stać. Rosyjski produkt narodowy jest mniejszy niż produkt jednego tylko stanu USA – Kalifornii.
Wojciech Minicz
Reklama