Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
wtorek, 26 listopada 2024 01:33
Reklama KD Market

Policja musi działać jak przedsiębiorstwo. Wywiad z komendantem głównym policji w Chicago Garrym McCarthym

Komendant główny policji w Chicago Garry McCarthy – były oficer policji nowojorskiej, później zastępca komisarza tamtejszej policji, a następnie szef departamentu w Newark opowiada o swoim doświadczeniu w pracy w organach ścigania w rozmowie z Danielem Bociągą.

/a> Garry McCarthy                 fot.Eugeniusz Jarząbek


Daniel Bociąga: Zanim przyjął Pan ofertę pracy w Chicago, przyczynił się Pan do zredukowania przestępczości w Newark. W jaki sposób tamte doświadczenia pomogły Panu w planowaniu strategii zwalczania przestępczości tutaj w Chicago? Czy praca w Chicago wiązała się z dodatkowymi wyzwaniami?

Garry McCarthy: – Newark, Nowy Jork i Chicago to różne miasta, ale jednocześnie w pewien sposób takie same. Wiele problemów się pokrywa, na przykład problemy z narkotykami, które zresztą są w zasadzie takie same w każdym mieście Stanów Zjednoczonych.

Natomiast na wschodnim wybrzeżu mamy znacznie mniejszą aktywność gangów w porównaniu do tego, z czym mamy do czynienia w Chicago. Można pokusić się o stwierdzenie, że działalność gangów na wielu obszarach w Chicago wywodzi się z tradycji rodzinnych; dziadek był gangsterem, ojciec jest gangsterem i młody człowiek staje się gangsterem. Tak więc to jest zupełnie coś nowego, z czym nie spotkałem się w Nowym Jorku i w Newark.

Kolejną rzeczą, która w sposób negatywny wyróżnia Chicago, to tutaj niestety na ulicach jest więcej broni aniżeli w Nowym Jorku czy w Newark. Przyczyną takiego stanu rzeczy są prawa obowiązujące w stanie Illinois.

Popiera Pan bardzo restrykcyjne przepisy dotyczące broni, jednak Chicago przegrywa kolejne batalie sądowe. Całkiem niedawno sędzia federalny unieważnił zakaz sprzedaży broni w Chicago; wcześniej sąd nakazał zezwolenie na noszenie broni; a jeszcze w ubiegłym roku stan Illinois uchwalił prawo dopuszczające noszenie broni przy sobie. Czy to sprawia, że praca policji staje się trudniejsza?

– Tak, jestem tym zaniepokojony. Niedawno w styczniu mieliśmy przypadek zabójstwa z legalnie zarejestrowanej broni, która nie była odpowiednio przechowywana w domu, została skradziona podczas napadu rabunkowego i zastrzelono z niej szesnastolatka. Jestem zaniepokojony – więcej broni nie oznacza większego bezpieczeństwa, po prostu oznacza – więcej broni.

Niestety niektórzy myślą, że odpowiedzią na problem przemocy z bronią palną jest zezwolenie na więcej broni na ulicach. Taki sposób myślenia nie ma sensu. To rzeczywiście utrudnia nam pracę. Wiele razy wyrażałem swoje obawy dotyczące prawa do noszenia broni i uważam, że 16 godzin treningu absolutnie nie wystarczy, by wyszkolić człowieka do używania broni palnej, nawet nie wspominając o innych kwestiach: kiedy jej użyć i jak odpowiednio ją zabezpieczyć.

W ubiegłym roku media nadały Chicago przydomek stolicy morderstw. W 2012 roku właśnie tutaj miało miejsce najwięcej morderstw spośród wszystkich miast USA. Ale już w 2013 liczba morderstw znacznie spadła i zanotowano ich najmniej od 1965 roku. Co Pana zdaniem przyczyniło się do poprawy sytuacji?

– Pierwszą rzeczą, do jakiej chciałbym się odnieść, jest sprawa przydomka „stolica morderstw”. To nieprawda. Nawet w 2012 roku, kiedy przechodziliśmy przez bardzo trudny okres, nie klasyfikowaliśmy się w czołowej dwudziestce, biorąc pod uwagę liczbę zabójstw przypadających na jednego mieszkańca, a w ten sposób trzeba na te rankingi patrzeć.

Drugą rzeczą jest to, że każdy stara się znaleźć jedną przyczynę, która doprowadziła do poprawy sytuacji, a tak nie jest. W 2012 roku zmieniliśmy sposób działania. Wybraliśmy najlepszych oficerów i przekazaliśmy im zarządzanie dystryktami oraz odpowiednie środki w postaci dodatkowych funkcjonariuszy – i rozliczamy ich z osiąganych wyników. Następnie zaczęliśmy wprowadzać odpowiednie strategie na wskazane obszary, jak choćby operacje mające na celu wyeliminowanie grup gangsterskich. Wszystkie te elementy doprowadziły do wytworzenia systemowego podejścia walki z przestępczością. Można w to wierzyć lub nie, ale obecnie prowadzimy departament policji niczym przedsiębiorstwo, a nie organizację paramilitarną, jaką byliśmy wcześniej.

Spadła także liczba incydentów z użyciem broni wśród młodzieży, w tym uczniów szkół publicznych. Jak ważna jest to informacja?

– Bardzo ważna. Przede wszystkim w naszej strategii skupiamy się na zredukowaniu przemocy, bez względu na jej rodzaj. Ale także musimy wziąć pod uwagę, w jaki sposób ona wpływa na młodych ludzi. Drugą rzeczą jest zastosowanie podejścia holistycznego do redukcji przestępczości. Nie chodzi tylko o aresztowanie ludzi, ale o zaoferowanie pewnych rozwiązań i próbę zmiany zachowań. Mamy silne wsparcie burmistrza Emanuela, który popiera nasze inicjatywy mające na celu trwałe obniżenie przestępczości.

/a> Daniel Bociąga w rozmowie z Garry Mc Carthy fot.Eugeniusz Jarząbek


Z pewnością najbardziej wymagającymi rejonami w walce z przestępczością jest południowa i zachodnia część miasta. Mamy tam do czynienia z aktywnością gangów, tam też skierowane są większe siły policyjne. Czy istnieje ryzyko, że tego typu działalność gangów może przenieść się w inne części miasta?

– Nie chcemy, by przestępczość się przenosiła, chcemy ją zmniejszyć. Jeśli tylko zwiększylibyśmy obecność policyjną na obszarach najbardziej ogarniętych przestępczością, prawdopodobnie spowodowalibyśmy, że osoby łamiące prawo przeniosłyby swoją działalność w inne miejsce. Nasza strategia jest o wiele bardziej skomplikowana. Musimy skoncentrować się mocniej na prowadzeniu śledztw, uderzaniu w grupy handlujące narkotykami, skierowaniu w te rejony detektywów działających pod przykryciem. Stąd nie wypieramy przestępczości, my ją ograniczamy.

Jak niebezpieczne jest zjawisko inicjacji gangsterskiej? Czy to rzeczywiste zagrożenie, czy też mit? Jakie jest ryzyko, że niewinny człowiek może paść ofiarą kogoś, kto chce wstąpić do gangu?

– Inicjacje gangsterskie rzeczywiście występują, ale są niezwykle rzadkie. W naprawdę niewielu przypadkach możemy stwierdzić, że miała miejsce inicjacja gangsterska, w momencie gdy badamy jakiś brutalny akt. Od czasu gdy pracuję tutaj, czyli od prawie trzech lat, nie mogliśmy żadnego z incydentów z całkowitą pewnością bezpośrednio zakwalifikować jako inicjacji gangsterskiej. Możemy mówić, że dochodziło do konfliktów miedzy dwiema grupami przestępczymi i dlatego doszło do strzelaniny.

Jakie jest Pana stanowisko w sprawie szerszego zastosowania kamer przemysłowych podczas prowadzonych śledztw?

– Jest to bardzo pomocne. Gdziekolwiek mają miejsce różnego rodzaju wydarzenia, gdy dochodzi do sytuacji, w której musimy przeprowadzić śledztwo, wówczas sprawdzamy, czy w okolicy zlokalizowane są kamery przemysłowe. Po pierwsze: możemy zobaczyć, co się wydarzyło, po drugie: w jakim kierunku udali się zamieszani w przestępstwo ludzie. Nagranie wideo może nam bardzo pomóc. Nie zawsze musi to być nagranie najwyższej jakości, wystarczy jeśli będziemy w stanie określić, w jaki sposób rozegrała się sytuacja w danym miejscu. Bardzo nam tego typu technologia pomaga podczas śledztw i dlatego popieram jej stosowanie.

Porozmawiajmy o roli mieszkańców w walce z przestępczością. Grupy etniczne, jak choćby Polacy, często zamieszkują w tych samych okolicach, bo czują się razem swobodniej, bezpieczniej. Jaka jest ich rola w utrzymaniu bezpieczeństwa w dzielnicach?

– Przede wszystkim głównym zadaniem społeczeństwa jest odrzucenie tolerancji dla zachowań przestępczych. Zadaniem obywateli jest informowanie nas o działalności przestępczej, którą zauważają. Wiem, że istnieją grupy społeczne – a zależy to od tego, z jakiej części świata się wywodzą – które mogą nie ufać policji i dla nas jest to pewien problem. Możemy jednak zauważyć, że sytuacja w tym względzie nieco się zmienia. Rolą społeczeństwa jest jednak przede wszystkim utrzymywanie więzi społecznych, a nie zamykanie się tylko w swoich domach, zasłanianie okiennic i pozostawanie w nadziei, że nic się nie wydarzy.

Należy być zaangażowanym, współuczestniczyć w powstawaniu programów, które pozwolą dzieciom trzymać się z dala od ulicy, aktywnie uczestniczyć w grach zespołowych, ligach koszykówki czy baseballu oraz zapewnią im naukę i poznawanie muzyki i sztuki. Tak, by dzieci mogły coś robić, a nie tylko stały w miejscu i uczyły się złych zachowań.

Jest Pan usatysfakcjonowany ostatnim naborem do chicagowskiej policji? Wierzy Pan, że nowa siła pozwoli utrzymać bezpieczeństwo na ulicach?

– Jestem usatysfakcjonowany naborem. Ale to nie wpłynie na liczebność osób zatrudnionych w departamencie. Ludzie z tego naboru zastąpią innych, którzy odejdą. W chwili obecnej jesteśmy zadowoleni z liczby funkcjonariuszy zatrudnionych w policji. Owszem, nastąpiły pewne zmiany personalne, doszło do redukcji etatów, tak jak i w innych miastach oraz na całym świecie. Kryzys ekonomiczny dotknął cały świat, a nie tylko Stany Zjednoczone.

Jedną z najpoważniejszych spraw wytyczonych przeciwko chicagowskiemu departamentowi policji w ostatnich latach była sprawa pobicia polskiej barmanki w północno-zachodniej części miasta przez byłego już policjanta – Anthony’ego Abbatte. Sędzia federalny nakazał wypłatę odszkodowania na rzecz Karoliny Obryckiej wysokości 850 tys. dol., jednocześnie uzasadniając to orzeczeniem o istnieniu zmowy milczenia wśród policjantów. Czy potwierdza Pan? Istniała zmowa milczenia w chicagowskiej policji w tej lub innych sprawach?

– To bardzo interesujące pytanie. A oto moja odpowiedź: Nie wierzę w to, że w departamencie obowiązuje zmowa milczenia. W tamtej konkretnej sprawie dwóch funkcjonariuszy, którzy jako pierwsi udali się do baru, nie zebrali zeznań w odpowiedni sposób, nie powiadomili przełożonych i nie zabezpieczyli nagrania wideo. To w całkowity sposób obrazuje rzekomą, szeroko cytowaną, jak to nazwano – „zmowę milczenia”. Gdy tylko dowiedzieliśmy się o zdarzeniu, departament natychmiast zareagował i rozpoczęliśmy śledztwo. Ustaliliśmy, kto był podejrzanym funkcjonariuszem i podjęliśmy odpowiednie kroki. Dwaj funkcjonariusze, którzy jako pierwsi przybyli wówczas do baru, zostali bardzo surowo ukarani przez departament policji. Zostali zawieszeni na dwa miesiąca, czyli przez 60 dni mieli pozostawać bez wynagrodzenia. Mogli jednak złożyć apelację dzięki istnieniu prawa arbitrażowego. Cywilny arbiter podjął decyzję o redukcji wyznaczonego przez nas zawieszenia o połowę. To jest bardzo frustrujące. W momencie, gdy funkcjonariusze popełniają tego typu błędy, my podchodzimy do tego bardzo poważnie, a później ktoś inny podejmuje decyzję o zmniejszeniu kary, a sąd akceptuje jego wniosek, dając nam do zrozumienia, że nie postąpiliśmy właściwie… Policjanci popełniają błędy, a gdy je popełniają, spotyka ich kara. Jednak nasz system dyscyplinarny daleki jest od naszych oczekiwań.

Jest też inny wymiar potencjalnego istnienia zmowy milczenia i może wynikać z natury ludzkiej. Ludzie pracują ze sobą, budują między sobą relacje, zostają przyjaciółmi, przyjaciele troszczą się o siebie...

– Nie możemy tego tolerować w policji. Jeśli funkcjonariusz robi coś, co jest niezgodne z kodeksem bądź prawem, my musimy natychmiast działać. W tym konkretnym przypadku mieliśmy bardzo poważne zarzuty. Tu nie chodziło o coś błahego, jak na przykład brak odpowiedniego umundurowania – policjant był oskarżony o czynną napaść. Były na to mocne dowody, które nie zostały zabezpieczone przez innych funkcjonariuszy. Poważne zarzuty, poważna sprawa i niestety, niekoniecznie szczęśliwe zakończenie dla departamentu. Ale powtarzam jeszcze raz, to jest dodatkowo frustrujące, gdy system nie pozwala nam zakończyć sprawy w taki sposób, w jaki tego byśmy chcieli. W tym przypadku mówimy o akcji dyscyplinarnej, której rezultat wszyscy znamy.

Daniel Bociąga jest dziennikarzem Polskiego Radia 1030 i TV Polvision, prowadzi program „Rozmowa Kontrolowana”
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama