Od zwiedzania domu Thomasa Jeffersona w towarzystwie prezydenta Baracka Obamy, prezydent Francji Francois Hollande rozpoczął w poniedziałek wizytę w USA, która ma charakter państwowy. Na wtorkową kolację na jego cześć państwo Obamowie zaprosili 350 gości.
Od kiedy Barack Obama jest prezydentem USA, tylko czterech zagranicznych przywódców dostąpiło zaszczytu złożenia w USA wizyty państwowej. Hollande jest piąty, po przywódcach Indii, Meksyku, Chin i Korei Południowej.
"Prezydent Obama chciał tym samym wysłać sygnał Francuzom jak bardzo ważne są nasze relacje. Francja to kluczowy parter i dobry przyjaciel" - tłumaczył w poniedziałek przedstawiciel administracji USA. Jak dodał, prezydent Barack Obama podjął decyzję o zaproszeniu prezydenta Francji do złożenia wizyty państwowej, gdyż jest "pod wrażeniem" postępu w relacjach francusko-amerykańskich w ostatnim czasie. Nie tylko dwustronnych, ale też w negocjacjach wielostronnych np. w sprawie konfliktu w Syrii czy irańskiego programu nuklearnego. "Ciągle znajdujemy się po tej samej stronie jako partnerzy" - wyjaśnił.
By podkreślić historyczne i kulturowe związki Francji i USA, pierwszego dnia wizyty obaj prezydenci wspólnie udali się po południu do Charlottesville w Wirginii, by zwiedzić Monticello - dom jednego z ojców założycieli USA, trzeciego prezydenta tego kraju i znanego frankofila, Thomasa Jeffersona. W latach 1785- 1789 Jefferson był ambasadorem USA we Francji, widział więc jak zaczynała się Wielka Rewolucja Francuska.
"Ten dom reprezentuje więzi (między USA a Francją), które pomogły doprowadzić do amerykańskiej rewolucji i wpłynęły na wybuch rewolucji francuskiej powiedział" - powiedział Obama.
"Więzi które nas jednoczą przetrwały. Byliśmy sojusznikami za Jeffersona, jesteśmy sojusznikami i dziś" - dodał prezydent USA.
Hollande podziękował za zaproszenie i przypomniał, żartując, że Jefferson dokonał zakupu Luizjany od Napoleona w 1803 roku (za 60 mln ówczesnych franków, a zakupione ziemie podwoiły powierzchnię ówczesnych USA - PAP). "To był dobry interes" - powiedział prezydent Francji.
Obama i Hollande po raz ostatni spotkali się w 2012 roku w Waszyngtonie, kiedy Hallande był prezydentem dopiero od tygodnia i przyjechał do USA, by wziąć udział w szczycie G8 i NATO.
Eksperci zwracają uwagę, że mimo pewnych zgrzytów z powodu skandalu wokół amerykańskiej inwigilacji elektronicznej czy też różnic w negocjacjach umowy handlowej między UE a USA (tzw. Transatlantyckie Partnerstwo Handlowo-Inwestycyjne - TTIP), obie strony mają więcej wspólnych interesów niż się wydaje.
"Obaj wywodzą się z centrolewicowej rodziny politycznej, obaj koncentrują się na tworzeniu nowych miejsc pracy i zapewnieniu równych szans w swych krajach. Obaj też muszą zmierzyć się z malejącą popularnością, w przypadku Hollande'a najniższą jaką kiedykolwiek cieszył się francuski prezydent" - powiedziała Heather A. Conley z Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS).
Przede wszystkim jednak Hollande okazał się być dobrym partnerem USA w polityce zagranicznej. "Ta wizyta to ważny sygnał, że Francja wciąż odgrywa wielką rolę w kwestiach globalnych" - powiedział ekspert German Marshall Fund, Guillaume Xavier-Bender, wskazując na wojskowe interwencje Francji w Afryce i zaangażowanie na Bliskim Wschodzie oraz rosnące związki z Chinami. Jego zdaniem, Hollande będzie chciał przypomnieć rozmówcom w USA, że "Francja nie jest tylko gospodarczym partnerem, a transatlantyckich relacji nie można ograniczyć jedynie do TTIP".
Jak przyznały źródła z administracji Obamy, USA są pod wrażeniem roli jaką Francja odgrywa w Afryce. Chodzi zwłaszcza o interwencję wojskową w Mali i ostatnio - ze wsparciem USA - w Republice Środkowej Afryki. To Francuzi najbardziej nalegali też na wspólną interwencję z USA i Wielką Brytanią w Syrii (po użyciu tam broni chemicznej), z której jednak partnerzy Francji się wycofali.
Podczas swej wizyty w USA Hollande spotka się też w środę z amerykańskimi i francuskimi przedsiębiorcami w San Francisco. W sprawach gospodarczych podąża więc drogą innego socjalistycznego prezydenta, Francois Mitteranda, który w 1983 roku odwiedził Dolinę Krzemową, gdzie spotkał się m.in. z 29-letnim wówczas założycielem Apple'a Stevem Jobsem.
Jak na razie w mediach amerykańskich wizyta komentowana jest głównie z punktu widzenia protokołu. Państwo Obamowie planowali bowiem ugościć w Waszyngtonie prezydenta Hollande'a wraz z pierwszą damą Valerie Trierweiler. Już wydrukowano zaproszenia z jej nazwiskiem dla 300 gości na kolację we wtorek, gdy okazało się, że prezydent Francji rozstał się Trierweiler i do USA przyjedzie sam.
Kolacja odbędzie się w specjalnie rozstawionym na tę okazję namiocie w ogrodach Białego Domu; zostali zaproszeni na nią politycy, ludzie biznesu i sztuki. Media zastanawiają się m.in., kto przy stole usiądzie koło prezydenta USA, na miejscu zwyczajowo zarezerwowanym dla żony zagranicznego przywódcy, i czy po kolacji odbędą się tańce, skoro główny gość nie ma z kim zatańczyć.
Część komentatorów przypomina jednak, że sytuacja nie jest zupełnie nowa. Już w 2007 roku poprzednik Hollande'a, prezydent Nicolas Sarkozy zaskoczył ówczesną administrację prezydenta George'a W. Busha ogłaszając na trzy tygodnie przed wizytą w USA, że się rozwodzi z żoną Cecilią. (PAP)
Reklama