W Chicago znacznie więcej osób jeździ samochodem, niż korzysta ze środków komunikacji publicznej, mimo częstej straty czasu w korkach drogowych. Czy miejskiemu przedsiębiorstwu transportu uda się namówić chicagowian, by zamienili auta na autobusy?
Działania, jakie powinno przedsięwziąć CTA, aby zachęcić mieszkańców do częstszego poruszania się autobusami, zwłaszcza w godzinach wzmożonego ruchu, to temat, którym zajęła się telewizja FOX.
Jak mówi ekspert do spraw transportu z Uniwersytetu DePaul, Joseph Schwieterman, gdyby kilkaset tysięcy jeżdżących do pracy kierowców i pasażerów samochodów osobowych przesiadło się do komunikacji miejskiej, zniknąłby problem korków. I nad takim właśnie rozwiązaniem pracują obecnie specjaliści.
Oszczędność czasu i pieniędzy jest głównym hasłem kontrowersyjnej kampanii zmian na 16 milach zatłoczonej Ashland Avenue – od Irving Park Road do 95th Street. Proponowany system szybkiej komunikacji autobusowej (Bus Rapid Transit – BRT), którego koszt oblicza się na 160 mln dol., ma zredukować jeden pas ruchu po każdej stronie, rezerwując go dla autobusów.
Rozwiązanie to jedni uważają za wizjonerskie, inni za koszmar komunikacyjny – z jednym pasem ruchu, likwidacją skrętu w lewo i niemożnością wyprzedzania.
Na południu miasta działa już od półtora roku ekspresowa linia BRT, zwana "Jeffrey Jump", która w praktyce okazała się również zatłoczona, a więc zbyt powolna. Podczas godzin porannego szczytu komunikacyjnego dziesiątki pasażerów czekają na przystanku przy 67th Street na spóźnione autobusy.
W czasach, kiedy mamy w samochodach GPS, ogrzewane siedzenia, telefony komórkowe i Bluetooth, chcemy od komunikacji miejskiej więcej, niż oferują zawodne autobusy ekspresowe, konstatuje Schwieterman.
(kc)
Reklama