Specjalny prokurator Dan Webb twierdzi, że brakuje dowodów wskazujących na to, że były burmistrz Richard M. Daley i jego rodzina, lub inne osoby z jego otoczenia, użyli swoich wpływów, by umorzyć śledztwo w sprawie śmierci Davida Koschmana, który zmarł po tym, jak uderzył głową w chodnik popchnięty przez Richarda "RJ" Vanecko, siostrzeńca burmistrza.
Do tragicznego incydentu doszło w 2004 r. przed nocnym lokalem przy ulicy Division w śródmieściu Chicago. Vanecko nie został wówczas o nic oskarżony; policja i prokuratura powoływały się na brak dowodów. Śledztwo zostało wszczęte w 2012 r. przez specjalnego prokuratora po długoletnim dziennikarskim śledztwie "Chicago Sun-Times" i po nieustających naciskach tej gazety na władze, która domagała się sprawiedliwości i zadośćuczynienia rodzinie zmarłego.
Specjalny raport upubliczniony we wtorek informuje, że burmistrz Daley, ośmioro krewnych oraz 14 członków personelu jego biura i ochrony zostało przesłuchanych przez wielką ławę przysięgłych. Na tej podstawie specjalny prokurator Dan Webb uznał, iż brakuje dowodów, by któraś z wymienionych osób próbowała wywrzeć wpływ na wcześniejsze śledztwo w sprawie śmierci Koschmana.
Gazeta "Chicago Sun-Times" stawiała zarzuty umyślnego tuszowania śledztwa, ponieważ wuj sprawcy śmierci Koschmana był burmistrzem Chicago.
W miniony piątek Vanecko przyznał się do nieumyślnego zabójstwa. Potwierdził, że popchnął mniejszego i słabszego od siebie Koschmana, co przyczyniło się do jego śmierci. Na mocy porozumienia ze stroną skarżącą Vanecko spędzi 60 dni w więzieniu oraz 30 miesięcy pod nadzorem sądowym. Zapłaci akże 20 tys. dol. odszkodowania. Ponadto Vanecko przeprosił rodziców tragicznie zmarłego.
Przyznanie się Vanecko do winy zbiegło się w czasie z hospitalizacją byłego burmistrza Daley'ego w związku z objawami podobnymi do lekkiego udaru mózgu. W miniony piątek - tego samego dnia, w którym przyznał się Vanecko − Daley został przewieziony karetką do szpitala wprost z lotniska po powrocie z podróży biznesowej. Na oddziale intensywnej terapii ma pozostać jeszcze przynajmniej dwa dni.
(ao)
Reklama