Pewne jest to, że Lanza był człowiekiem psychicznie niezrównoważonym, czego nie chciała dostrzec jego matka. Może jednak zdawała sobie sprawę ze stanu syna? Może bała się i pod groźbą kupowała mu broń i gry gloryfikujące przemoc? Zapewniając sobie w ten sposób chwilę spokoju, jeszcze bardziej pogłębiała jego obsesję na punkcie masowych zbrodni. Tego również się nie dowiemy, gdyż była pierwszą ofiarą swojego syna.
Rodzice dzieci z Sandy Hook nie otrząsnęli się jeszcze z szoku po swojej stracie. Przed rocznicą masakry zarząd miasta zwrócił się do mediów o uszanowanie ich uczuć. Poproszono, by nie wysyłano do Newtown korespondentów i nie podtykano mikrofonów pod twarze pozostających w żałobie, by pozwolono im przeżyć bolesną stratę w ciszy i skupieniu.
Chwilowy wstrząs
Zaraz po tragedii w Newtown w całym kraju podniosły się głosy o zaostrzenie kontroli broni palnej. Ostatnie sondaże wskazują, że obecnie za surowszym prawem opowiada się 49 proc. Amerykanów, 23 proc. nie życzy sobie żadnych zmian, a 22 proc. domaga się rozluźnienia przepisów. W grudniu 2012 roku wydawało się, że znaczna część społeczeństwa uświadomiła sobie zagrożenie, jakie stwarza łatwy dostęp do broni. Następne miesiące pokazały jednak, że był to raczej chwilowy wstrząs. W wielu domach karabin czy rewolwer traktuje się jak każdy inny przedmiot. Pozostawiony na wierzchu, niejednokrotnie wpada w ręce dzieci.
Dzieci ofiarami dzieci
Doniesienia o śmierci dziecka, które samo się postrzeliło lub zginęło z ręki innego dziecka, pojawiają się w mediach z przerażającą regularnością. Niedawno chłopiec z Lakeland na Florydzie chwycił nabity pistolet ojca, pociągnął za spust i ranił się śmiertelnie. Dziewięciolatek z Harrisburga w Teksasie zginął, bawiąc się na podwórku, zabity przypadkowo przez 13-latka. Dwuletnia dziewczynka z Forty Fort w Pensylwanii została zastrzelona przez swojego ojca, który następnie popełnił samobójstwo. Co więcej, dwukrotnie w tym roku zdarzyło się, że nastoletnie dzieci najpierw zastrzeliły innych, a potem siebie.
Broń w domu to gwarancja bezpieczeństwa?
Po Sandy Hook Krajowe Stowarzyszenie Strzeleckie (NRA) i jego sprzymierzeńcy argumentowali, że najlepszym zabezpieczeniem dzieci przed zbrodniami umysłowo chorych szaleńców lub włamywaczy jest uzbrojenie dorosłych. Dane zgromadzone przez pismo „Mother Jones” wyłącznie na podstawie doniesień medialnych − a trzeba zauważyć, że nie wszystkie przypadki trafiają na strony gazet − przeczą słuszności takiego rozwiązania problemu. Okazało się bowiem, że:
− 127 dzieci zmarło w wyniku ran postrzałowych we własnym domu, podczas gdy dziesiątki innych zginęło w domach przyjaciół, sąsiadów i krewnych
− 72 małoletnie ofiary same pociągnęły za spust lub zostały zabite przez inne dzieci. W tych przypadkach tylko cztery dorosłe osoby postawiono w stan oskarżenia za niedopatrzenie
− w przynajmniej 52 przypadkach śmierci dzieci broń leżała niezabezpieczona
Ponadto ustalono, że:
− 60 dzieci zmarło z ręki własnych rodziców, tylko dziesięcioro zginęło przez przypadek
− średnia wieku ofiar śmiertelnych wynosi 6 lat
− więcej niż dwie trzecie ofiar to chłopcy
− najwięcej dzieci (92) zginęło od broni na południu kraju, na Środkowym Zachodzie – 44, na zachodzie – 38, a na wschodzie USA – 20
Co roku ginie około 500 dzieci i nastolatków, a 7,5 tys. trafia do szpitali z ranami postrzałowymi
Ratowanie postrzelonych dzieci to rutyna
Centrum Kontroli i Prewencji Chorób (CDC) twierdzi, że w ostatniej dekadzie każdego roku przynajmniej 200 dzieci poniżej 12 roku życia ginie od broni palnej. Liczby te nie oddają pełnego obrazu problemu, ponieważ w trosce o poprawienie wizerunku swoich sił porządkowych, stany nie zgłaszają wszystkich przypadków strzelanin. Co więcej, lobby NRA już dawno zadbało o odebranie federalnych funduszy na badania związane z przemocą z użyciem broni. Natomiast prywatne „śledztwo” przeprowadzone przez dwóch chirurgów z Bostonu w oparciu o szpitalne dokumenty sugeruje, że w rzeczywistości liczba zabitych i postrzelonych dzieci jest znacznie wyższa od przedstawianej przez CDC. Według ich obliczeń corocznie ginie około 500 dzieci i nastolatków, a 7,5 tys. trafia do szpitali z ranami postrzałowymi.
− Na wydziale pediatrycznym ratowanie małoletnich ranionych bronią, to prawie codzienność − ubolewa dr Judith Palfrey, była przewodnicząca American Academy of Pediatrics, obecnie związana z wydziałem medycznym Harvard University i bostońskim szpitalem dziecięcym.
NRA nie odpuści
Badania Children's Defense Fund potwierdzają smutną rzeczywistość. W Stanach Zjednoczonych od broni ginie 65 razy więcej dzieci niż w Niemczech lub Wielkiej Brytanii. W 43 proc. domów, gdzie mieszkają dzieci i gdzie trzymana jest broń, przynajmniej jedna sztuka leży dosłownie pod ręką. Najczęściej sięgają po nią 8-12-latki, a jak sięgną, to również pociągną za spust. Pediatrzy robią wszystko, by temu zapobiec. Postulują za wyposażeniem broni w urządzenie blokujące spust, nawołują do wyjmowania naboi z odkładanej na bok broni i trzymania jej w schowku zamykanym na klucz. Identyczne postulaty wysuwają ustawodawcy stanowi w całym kraju. Co z tego, skoro są energicznie zwalczani przez NRA. Typowym tego przykładem jest zatwierdzone w 2011 roku na Florydzie prawo znane jako „Docs vs. Glocks”, które zabrania lekarzom rozmawiać z pacjentami o broni. Mimo że, według „New England Journal of Medicine”, konsultacje na temat zagrożeń wynikających z trzymania broni w domu faktycznie prowadzą do bezpieczniejszego obchodzenia się z bronią.
Najczęściej po broń sięgają 8-12-latki, a jak sięgną, to również pociągną za spust
Teksas dereguluje kontrolę broni
Na Florydzie i w Teksasie ginie najwięcej dzieci, najmniej w Kalifornii i Nowym Jorku, stanach znanych z surowych przepisów, które po masakrze w Sandy Hook jeszcze bardziej zaostrzyły prawo. Tymczasem Teksas zatwierdził dziesięć nowych ustaw deregulujących kontrolę broni. Między innymi zabroniono uczelniom i lokalnym rządom ograniczania prawa do noszenia i wnoszenia broni do ich budynków. Tylko czekać na nowe doniesienia o nowej tragedii. Problem istnieje i istnieć będzie częściowo również z powodu masowych produkcji hollywoodzkich.
Hollywood promuje przemoc
Przed rocznicą tragedii w Newport konserwatywna grupa Culture and Media Institute zadała sobie trud obejrzenia dwudziestu najbardziej popularnych dramatów telewizyjnych. W czternastu odcinkach emitowanych w dniach 1-7 grudnia doliczono się 145 aktów przemocy. Grupa słusznie zwraca uwagę na niebywałą hipokryzję światowej stolicy filmu, która głośno ubolewa nad losem zabitych dzieci, a równocześnie gloryfikuje przemoc, wciskając broń w ręce zarówno czarnych charakterów, jak i superbohaterów. A może Hollywood po prostu produkuje to, co się sprzedaje?
Elżbieta Glinka
[email protected]