Na długie lata Dallas zyskało reputację miasta nienawiści, które w 1963 r. zabiło prezydenta Kennedy'ego. Lokalne władze unikały upamiętnienia miejsca zamachu; niemal wyburzono budynek, z którego padły strzały. Po 50 latach miasto przezwycięża mroczną przeszłość.
Wielu odradzało prezydentowi Johnowi F. Kennedy'emu podróż do konserwatywnego Dallas, które zasłynęło z brutalnych demonstracji skrajnej prawicy. Nikt nie brał pod uwagę, że zagrożenie przyjdzie ze strony lewicowego radykała, zauroczonego marksizmem, niespełnionego w życiu Lee Harvey'a Oswalda.
"Jackie, jeśli ktoś zechce do mnie strzelić z karabinu z okna, to nic go nie powstrzyma, więc czemu się martwić?" - powiedział Kennedy do swej żony Jacqueline, przerażonej płatnym ogłoszeniem na całą stronę opublikowanym tego samego dnia, 22 listopada 1963 roku, w "Dallas Morning News". Otoczony czarną ramką tekst, niczym nekrolog, oskarżał Kennedy'ego o zdradę i bycie komunistą. Kilka godzin później prezydent zginął od strzałów wystrzelonych z karabinu Oswalda z szóstego piętra budynku składnicy książek, podczas przejazdu pary prezydenckiej otwartym samochodem przez plac Dealey w Dallas.
Sponsorem zjadliwego ogłoszenia była skrajnie prawicowa grupa "John Birch Society", znana z nienawiści do Kennedy'ego i jego polityki. Na miesiąc przed wizytą JFK, ta sama grupa zorganizowała w Dallas demonstrację przeciwko członkostwu USA w ONZ (rzekomo zagrażającemu utratą suwerenności USA), podczas której opluty i uderzony został ambasador USA przy ONZ Adlai Stevenson. Wcześniej podobne nieprzyjemności spotykały w Dallas wiceprezydenta Lyndona Johnsona i jego żonę Lady Bird.
Milionowe wówczas Dallas było centrum biznesu i finansjery Teksasu o zdecydowanie konserwatywnych poglądach. W wyborach 1960 roku wygrał tu kandydat Republikanów, choć w całym Teksasie minimalnie zwyciężyli Kennedy i Johnson. Kennedy przyjechał do Teksasu, drugiego po Kalifornii największego stanu USA, na rok przed wyborami z zamiarem zbierania środków na kampanię przed reelekcją i jednoczenia Partii Demokratycznej, nękanej coraz większymi podziałami między liberałami a konserwatystami. Południowi konserwatyści byli przeciwni zgłoszonemu przez Kennedy'ego projektowi ustawy o prawach obywatelskich na rzecz równouprawnienia Afroamerykanów.
Ku zaskoczeniu wielu, na trasę przejazdu pary prezydenckiej przyszły tłumy rozentuzjazmowanych mieszkańców Dallas. "Panie prezydencie, nie może pan powiedzieć, że Dallas pana nie kocha" - zwróciła się do Kennedy'ego gubernatorowa Nellie Connally, która wraz z gubernatorem Johnem Connallym, towarzyszyła parze prezydenckiej w limuzynie. Chwilę później padły strzały, które zabiły prezydenta i poważnie raniły jej męża.
Kiedy trumna z ciałem Kennedy'ego odleciała do Waszyngtonu, Dallas pozostało "w szoku i winie", wspomina świadek tych wydarzeń Julian Read, ówczesny rzecznik prasowy gubernatora Teksasu i autor książki "JFK's Final Hours in Texas". Dallas zaczęto nazywać "miastem nienawiści", które zabiło prezydenta. Gdy w niedzielę, dwa dni po zamachu, w Nowym Jorku odbywał się mecz futbolu amerykańskiego między Dallas Cowboys a New York Giants, kibice skandowali wynik: "Giants 14, Zabójcy O".
Read wspomina, że ówczesny burmistrz Dallas otrzymał pogróżki śmierci, gdy udał się do stolicy USA na pogrzeb prezydenta, a znany biznesmen został wyrzucony z taksówki w Nowym Jorku, gdy kierowca dowiedział się, że pochodzi z Dallas. Nieprzyjemności spotkały też zwykłych mieszkańców. Rodziny podróżujące na wakacje skarżyły się, że odmawiano im obsługi w restauracjach. Właściciel firmy, której dochody były uzależnione od pocztowych przesyłek, został zmuszony do zmiany adresu, gdyż zamówienia spadły po zabójstwie JFK o 90 proc.
Do dziś niektórzy nie potrafią ukryć emocji. "My płakaliśmy, ale moja kuzynka, która chodziła do szkoły w Dallas mówiła, że w jej klasie dzieci biły brawo na wieść o śmierci prezydenta" - wspominała ze łzami w oczach starsza mieszkanka Waszyngtonu, podczas niedawnego spotkania literackiego poświęconego 50. rocznicy śmierci JFK w stołecznej księgarni. Dla niej, jak i trzech czwartych Amerykanów, Kennedy był i pozostaje najlepszych prezydentem USA od lat 50.
Większość mieszkańców Dallas, tak jak i lokalne władze chciały "jak najszybciej zapomnieć o tragedii, mieć ją już za sobą" wspomina Read. Choć coraz więcej osób przyjeżdżało, by zobaczyć miejsce zamachu, władze zwlekały z upamiętnieniem wydarzenia w oficjalny sposób. Dopiero w 1970 roku niedaleko miejsca zamachu stanął pomnik. Sprawa była tak drażliwa, że część sponsorów odmówiła podania do publicznej wiadomości swoich nazwisk.
Jeszcze dłużej, bo aż do 1989 roku trzeba było czekać w Dallas na muzeum z prawdziwego zdarzenia poświęcone Kennedy'emu i ostatnim godzinom jego życia w Teksasie. Powstało dzięki zapałowi zaledwie kilku mieszkańców w uratowanym przed rozbiórką budynku, z którego do JFK strzelał zamachowiec. Dziś "Sixth Floor Muzeum" odwiedzane jest przez kilkaset tysięcy turystów rocznie, przyczyniając się do poprawy wizerunku Dallas.
Amerykanie powoli przestawali obwiniać o Dallas o śmierć ukochanego prezydenta, gdy do tragicznych zamachów doszło w innych miastach USA. W Los Angeles zabito brata JFK Roberta Kennedy'ego, a w Memphis w Martina Luhera Kinga. Zdaniem Reada najbardziej pomogły jednak sukcesy futbolistów z Dallas Cowboys, pięciokrotnych zdobywców tytułu mistrza kraju, oraz popularny serial telewizyjny "Dallas", emitowany na kanale CBS od 1978 do 1991 roku co niedzielę w porze największej oglądalności. Podróżujących po świecie mieszkańców Dallas nie pytano już o zamach JFK, ale o to, czy znają serialową rodzinę Ewing.
Po 50. latach Dallas nie ucieka już przed czarną przeszłością i organizuje uroczystości w rocznicę tragicznych wydarzeń. "To będą pierwsze naprawdę duże obchody, by uhonorować tragicznie zmarłego prezydenta" - cieszy się Read. Obejmują one oficjalną ceremonią w piątek na placu Dealey pod przewodnictwem burmistrza miasta oraz liczne wystawy, odczyty i inne wydarzenia w różnych miastach Teksasu.
Z Dallas Inga Czerny (PAP)
Reklama