Słynny gangster James Bulger, pseudonim "Whitey", został w czwartek skazany przez sąd federalny w Bostonie na karę dożywotniego więzienia za morderstwa, które popełnił w latach 70. i 80., gdy kierował bostońskim podziemiem.
84-letni Bulger kierował gangiem Winter Hill (Zimowe Wzgórze) w Bostonie do 1994 roku, kiedy uciekł z tego miasta i ukrywał się przez prawie 17 lat. Był jednym z najbardziej poszukiwanych przestępców w USA na liście FBI, aż do aresztowania w 2011 r. Jego proces ukazał nie tylko gangsterskie oblicze Bostonu i brutalne porachunki mafijne, ale też układy panujące między agentami FBI a niektórymi gangsterami.
Bulger już w sierpniu został uznany przez sąd na winnego popełnienia 11 morderstw. Ani wtedy, ani w czwartek nic nie powiedział na swoją obronę.
Tak jak domagała się prokuratura, sąd skazał Bulgera na karę dwukrotnego dożywocia plus 5 dni. Odczytując wyrok sędzia Denise Casper powiedziała, że Bulger dopuścił się "niemal niewyobrażalnych zbrodni" i samo słuchanie o nich podczas procesu było "bolesne". Porównała te doświadczenia do oglądania filmu - tak nierealny wydawał się opisywany horror.
W trwającym sześć i pół tygodnia procesie przesłuchano ponad 70 świadków, w tym ofiary oraz byłych wspólników z mafii. Prokuratura przedstawiła Bulgera jako "jednego z najgroźniejszych, najbardziej brutalnych i wyrachowanych kryminalistów, jacy kiedykolwiek chodzili ulicami Bostonu". Postawiono mu 32 zarzuty, począwszy od 19 morderstw, których miał sam dokonać lub które zlecił, poprzez wymuszenia, pranie pieniędzy, aż po nielegalne posiadanie broni.
W trakcie procesu obrona nie twierdziła, że Bulger jest niewinny. Adwokat J.W. Carney Jr. przyznał nawet, że jego klient "zarobił miliony dolarów", kontrolując przestępczą działalność w południowym Bostonie, biorąc udział w wymuszaniu haraczy i ciągnąc zyski z nielegalnego hazardu.
Obrona argumentowała jednak, że to nie Bulger powinien być skazany, ale skażone korupcją Federalne Biuro Śledcze (FBI). Jak tłumaczyła obrona, agenci FBI byli w zmowie z gangsterami z irlandzko-amerykańskiego gangu Winter Hill, przyjmowali od nich łapówki oraz pozwalali im na bezkarne kontynuowanie przestępczej działalności, w tym eliminowanie włoskich rywali.
Prokuratura przekonywała ławników, że to, iż Bulger był informatorem FBI, a "kilku agentów" w FBI było skorumpowanych, nie zmienia faktu, że z zimną krwią mordował. "Kiedy Bulger mierzył z pistoletu do ofiary, mówiąc, że jest mu winna 400 tys. dolarów, to nie ma znaczenia, czy był informatorem FBI" - wskazano.
Początkowo James Bulger miał reputację "współczesnego Robin Hooda". W irlandzkiej dzielnicy Bostonu, gdzie mieszkał, urządzał przyjęcia, pomagał biednym i nie dopuszczał tam handlarzy narkotyków. Potem wyszło na jaw, że jego gang terroryzował miasto.
Jego historia stała się kanwą dla nagrodzonego Oscarem filmu „Infiltracja” ("The Departed") w reżyserii Martina Scorsese. Bohatera, wzorowanego na postaci oskarżonego gangstera, grał Jack Nicholson; w filmie wystąpili poza tym m.in. Leonardo DiCaprio i Matt Damon.
Z Waszyngtonu Inga Czerny (PAP)
Reklama