W niedzielę rano setki ludzi słuchają ekscytującej muzyki i inspirującego kazania. Na nabożestwie nie mówi się jednak o Bogu.
Kilkanaście ateistycznych "mega-kościołów" powstało w różnych częściach USA. Ruch rozpoczął się wcześniej tego roku w Wielkiej Brytanii. Chociaż rozpędu nadała mu para prominentnych brytyjskich satyryków, to nie był to zwykły żart, lecz chęć zgromadzenia ludzi o podobnych przekonaniach.
W inauguracyjnym spotkaniu w Los Angeles uczestniczyło ponad 400 osób. Wszystkich łączyła wiara w nie-wiarę. Podobne "nabożeństwa" odbyły się równocześnie w San Diego, Nashville, Nowym Jorku i innych miastach. Zgromadzenia przyciągają ateistów szukających poczucia wspólnoty (jak w kościołach), lecz bez religii i religijnych rytuałów.
Założyciele "megakościołów" ateistów, Sanderson Jones i Pippa Evans, odbywają objazd po Stanach Zjednoczonych, by zebrać fundusze na regularne niedzielne spotkania. Nie krytykują osób wierzących. Szukają sposobu na poznawanie podobnie myślących ludzi, by wspólnie angażować się w działalność na rzecz swojej społeczności i zaznaczyć swoją obecność w świecie zdominowanym przez religię.
Pomysł powstał 6 lat temu, gdy Jones poszedł na bożonarodzeniowy koncert. "To było piękne, zawstydziłem się jednak, ponieważ wcale w to nie wierzę. Jeśli myślę o kościele, to wiem, że nie ma w tym nic niedobrego. Pieśni robią duże wrażenie, można wysłuchać interesujących opowieści, pomyśleć o poprawieniu siebie i o pomocy innym. Łączą ich wspaniałe stosunki. Czego tu nie lubić?" − wspomina Jones.
Początek ruchu zbiegł się z nowymi badaniami, z których wynika, że coraz większa liczba Amerykanów (20 proc.) nie należy do żadnego kościoła. Instytut Pew Forum & Public Life zwraca jednak uwagę, że większość ludzi z tej kategorii wierzy w Boga, lecz trzyma się z daleka od kościołów.
Niedzielne zgromadzenia pod hasłem "Żyj lepiej, pomagaj często, więcej się zastanawiaj" przemawiają do ludzi, którzy odeszli ze swego kościoła, lecz tęsknią za kościelną wspólnotą. Tym bardziej, że w USA często człowiek niereligijny jest postrzegany jako ktoś pozbawiony uczuć patriotycznych. To rodzi pewien bunt. Ateiści dają na cele charytatywne, są dobrymi rodzicami i obywatelami, a mimo to religijni Amerykanie są wobec nich podejrzliwi. Stąd pomysł stworzenia czegoś na wzór kościoła.
Nie wszystkim odpowiada budowanie zgromadzeń ateistów według kościelnego modelu. To jednak nie powstrzymuje ludzi przed udziałem w "nabożeństwach". Zamiast pieśni wielbiących Boga śpiewają świeckie piosenki o ludzkich uczuciach i urodzie natury. Rozmawiają o projektach podjętych dla dobra społeczności, w której mieszkają. (eg)
Reklama