W październiku jest Pani z pewnością szczególnie zajęta opowiadaniem o nieziemskiej historii Chicago i rozrywana przez media. Jak Pani sobie z tym radzi?
− To ciekawe, bowiem już od dzieciństwa październik niezmiennie był moim ulubionym miesiącem. Jeszcze przed nadejściem Halloween uwielbiałam odwiedzać „domy duchów” i zbierać wszelkie związane z tym świętem przedmioty. Teraz to zainteresowanie procentuje. Z każdym rokiem październik jest dla mnie coraz bardziej wyczerpujący ze względu na ogromne zainteresowanie moją działalnością. Mniej więcej od 10 lat stale ono rośnie.
Wielu ludzi duchami i nadprzyrodzonymi zjawiskami interesuje się przez cały rok, lecz w październiku nawet ci niezainteresowani zaczynają o tym bardziej poważnie myśleć. Obecny okres to znakomita okazja nie tylko do opowiadania niezwykłych historii, ale też przypominania dramatów i ludzi, którzy zmarli w miejscach, o których piszę w swych książkach.
Jak badania nadprzyrodzonych zjawisk są przedstawiane w mediach czy w programach telewizyjnych w rodzaju „Ghost Hunters” czy „Paranormal Activity”?
− Tego typu programy doprowadziły do tego, że ostatnich kilku latach spotykam się z wysokimi oczekiwaniami uczestników naszych autokarowych objazdów, którzy domagają się używania gadżetów do wykrywania duchów. Osobiście zawsze byłam przeciwko gadżetom. Uwielbiam wprawdzie wiedzę naukową oraz technologię i cieszę się, że wciąż powstają przyrządy służące do wykrywania duchów, jednak przez minione 25 zawsze moja uwaga była skierowana na ludzi, ich doświadczenia ze zjawiskami niezwykłymi oraz ich wpływ na naszą historię i kulturę.
Przeszłam mozolną lekcję, gdy zaczynałam naukę w Benedictine College w 1998 r. i jako część zajęć z historii wraz z zespołem prowadziłam oficjalne dochodzenia. Udawaliśmy się w różne miejsca metropolii chicagowskiej ze studentami psychologii parającymi się parapsychologią. Moim zadaniem było przeprowadzanie przed taką wizytą wywiadów z ludźmi, którzy w tych miejscach głęboko przeżyli niezwykłe doświadczenia. Takich wywiadów przeprowadziłam przynajmniej kilkadziesiąt. Potem chodziliśmy z przyrządami w ręku po niezwykłych miejscach i jeśli lider grupy nie znalazł tzw. „dowodów” czegoś niezwykłego, to ogłaszał, że to miejsce nie jest nawiedzane przez duchy.
Nacisk na zbieranie naukowych dowodów zawsze mi przeszkadzał. Duchów i zjawisk paranormalnych nie można studiować przy pomocy przyrządów naukowych. Takie próby podejmowano już prawie sto lat temu i nie przyniosły żadnych rezultatów.
Październik jest również Miesiącem Dziedzictwa Polskiego. Co znaczą dla Pani polskie korzenie?
− Mój ojciec był Polakiem. Matka była niemieckiego pochodzenia. W domu nie mówiliśmy po polsku, bo mieszkaliśmy w niemieckiej dzielnicy i w bliskim otoczeniu rodziny matki. Poznałam tylko trochę polskich słów, ale pamiętam je do dziś. Ojciec był bardzo przywiązany do dzielnic, w których wcześniej mieszkał. Często zabierał mnie do dawnych miejsc zamieszkania, które znajdowały się w polskich dzielnicach. Był bardzo przywiązany do swej polskiej rodziny i przyjaciół, choć zdarzało mu się temu zaprzeczać. Podkreślał, że jesteśmy Amerykanami, ale o swoich polskich korzeniach nigdy nie zapomniał i wielokrotnie mi o nich przypominał. I właśnie mój polski ojciec zaraził mnie zainteresowaniem zjawiskami niezwykłymi. Pewnie nie zdawał sobie do końca sprawy, że sam był medium spirytystycznym. Często w swoim życiu doświadczał wokół siebie zjawisk nadprzyrodzonych. Już jako 12-letni chłopiec utrzymywał, że widział „diabła”. W późniejszych latach często krążyły wokół niego duchy, z którymi próbował nawiązać jakiś kontakt. Najlepszym dowodem jego niezwykłych kontaktów był fakt, że przewidział swoją śmierć w dniu, w którym zmarł. Przez kilka miesięcy po jego śmierci w domu widzieliśmy jego cień, słyszeliśmy jego głos i obserwowaliśmy szereg innych paranormalnych zjawisk. Te i inne doświadczenia zainspirowały mnie, by w dalszych latach poświęcić dużą uwagę zjawiskom nadnaturalnym.
Czy w Chicago notuje się więcej tego typu zjawisk niż w innych miejscach Ameryki?
− Tak i to z kilku powodów. W Chicago i wokół miasta mamy dużo wody. Naukowcy już dawno udowodnili, że na terenach z dużymi obszarami wodnymi występuje więcej takich zjawisk, które przecież są związane z elektrycznością, a woda jest dobrym przewodnikiem elektrycznym. Dlatego częściej mamy do czynienia z nieziemskimi siłami w Chicago z jeziorem Michigan czy w Nowym Orleanie, Salem w Massachusetts, na Wyspach Brytyjskich czy Key West na Florydzie.
Mówi się też o powiązaniach z indiańską historią terenów, na których leży Chicago. Osadnictwo białych spowodowało przesiedlenie wielu tubylczych plemion. W folklorze Indian północnoamerykańskich wciąż mówi się o przekleństwie nałożonym na te obszary w zemście za usunięcie tubylczej ludności.
Mamy też trzeci, chyba najważniejszy, powód. Istnieje od dawna trend pewnego fałszowania historii i zapominania o tragicznych wydarzeniach, mających miejsce na terenie, na którym obecnie leży Chicago. Intencje niby są dobre, bo należy głównie myśleć o przyszłości, ale jeśli nie będziemy pamiętać o ludziach, których z jakiegoś powodu spotkała tragedia, to ich duchy będą zawsze na to miejsce powracać. W Chicago w wielu miejscach miały miejsce dramaty, które pochłonęły setki istnień ludzkich i nie ma tam ani pomnika czy choćby tablicy pamiątkowej. Zmarli nie mogą nam tego zapomnieć.
Czy wciąż można gdzieś odnaleźć ślady polskich duchów?
− Od dawna niesłabnącym zainteresowaniem cieszy się historia Resurrection Mary, polskiej dziewczyny, która w latach 20. i 30. ubiegłego wieku mieszkała w dzielnicy Back of the Yards, w okolicy 47th Street i Damen Ave. Nazywała się Mary Bregovy i w marcu 1934 r. nocą wracając z tańców do domu, zginęła w wypadku samochodowym. Do dzisiaj jej na biało ubrana postać ukazuje się na parkanie Resurrection Cemetery wzdłuż Archer Ave. na południu miasta. Wielu kierowców widzi tę białą zjawę przy drodze próbującą zatrzymać samochody, by ktoś podwiózł ją do domu. Niektórzy zabierają ją do auta, by stwierdzić, że w niewytłumaczalny sposób zjawa znika z chwilą, gdy mija bramę Resurrection Cemetery. Zdarzyło się to wiele razy i zdarza się do dzisiaj. Całkiem niedawno Resurrection Mary zabrał do radiowozu policjant i, oczywiście, kobieta w tym samym miejscu się ulotniła.
Czy można natrafić na domy nawiedzane przez duchy wciąż należące do polskich właścicieli?
− Bardzo często. W Chicago, w przeciwieństwie na przykład do Nowego Jorku, wciąż istnieją dzielnice zamieszkiwane w większości przez społeczności etniczne. Z powodu tragedii, które wydarzyły się niegdyś na całym obszarze miasta, domy nawiedzane przed duchy możemy spotkać wszędzie. Nie wszyscy chcą w takich obiektach mieszkać, ale gdy się już przyzwyczają, to zjawiska te traktują jako coś normalnego. Polacy nie należą do wyjątków. W wielu należących do nich domach mają miejsce nadnaturalne zjawiska, których normalnie nie da się wytłumaczyć. Odwiedzamy je w ramach wycieczek objazdowych organizowanych przez Chicago Hauntings. Jestem w nich przewodnikiem i historykiem, który objaśnia nieziemskie sprawy zwykłym ludziom. W przyszłym miesiącu będziemy obchodzić 10. rocznicę powstania Chicago Hauntings
Trwający sezon, to okres, kiedy telewizja pokazuje horrory. Jaki film z tego gatunku lubi Pani najbardziej?
− Na pierwszym miejscu bez wątpienia umieściłabym „The Haunting”, nakręcony na podstawie powieści Shirley Jackson „The Haunting of Hill House”. Najczęściej oglądam wersję z lat 60. z udziałem Julie Harris. Uważam, że to najlepiej nakręcony film z gatunku horrorów. Lubię też, co jakiś czas, obejrzeć stary film o duchach z lat 30. „The Old Dark House”.
Andrzej Kazimierczak