Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 14 listopada 2024 21:46
Reklama KD Market

Po 2014 r. Amerykanie zostaną (raczej) w Afganistanie

Z końcem 2014 r. z Afganistanu wycofane zostaną zachodnie wojska, ale Amerykanie pozostawią tam kilka tysięcy żołnierzy. Afgański prezydent już się na to zgodził, a swoją aprobatę musi wyrazić tylko posłuszna mu zwykle Loja Dżirga. 



Loja Dżirga, wielkie zgromadzenie politycznej i plemiennej starszyzny, będące według afgańskiej konstytucji najwyższą władzą w kraju zostanie zwołana w ciągu miesiąca i ma zdecydować, czy pozostali w Afganistanie amerykańscy żołnierze mogą zostać wyłączeni spod afgańskiej jurysdykcji, a za popełnione tak przestępstwa będą sądzeni według amerykańskiego prawa i w USA. Waszyngton podkreśla, że nie oznacza to immunitetu dla amerykańskich żołnierzy, a jedynie, że będą odpowiadać przed amerykańskimi sądami. Dla Amerykanów kwestia ta nie podlega żadnej dyskusji i zapowiadają oni, że jeśli Kabul nie wyrazi na to zgody, wycofają z Afganistanu wszystkie swoje wojska niżby mieli je poddawać afgańskim sądom. Tak właśnie postąpili w 2011 r. w Iraku, skąd nie porozumiawszy się w tej sprawie z Bagdadem wycofali wszystkich swoich żołnierzy.

Prezydent Hamid Karzaj traktował tę sprawę jako kartę przetargową w negocjacjach z Amerykanami, by wymusić na nich inne ustępstwa. Domagał się przede wszystkim, by USA dały Afganistanowi podobne gwarancje bezpieczeństwa jak sprzymierzonym z nimi państwom NATO i zobowiązały się m.in. do automatycznej wojskowej pomocy w przypadku zbrojnej agresji na Afganistan ze strony któregoś z państw trzecic0h, np. Pakistanu, gdzie swoje bazy i kryjówki mają talibowie. Karzaj upierał się też, by pozostali w Afganistanie amerykańscy żołnierze nie podejmowali samodzielnych operacji zbrojnych lecz każdorazowo uzgadniali je z Afgańczykami.

Przekonany, że pozostawienie kilkutysięcznego kontyngentu jest dla Amerykanów kwestią absolutnie zasadniczą, Karzaj do ostatniej chwili zachowywał pozory bezkompromisowości. Powtarzał, że interesują go wyłącznie korzyści Afganistanu, a jeśli Amerykanom jego warunki nie odpowiadają, mogą się wszyscy wynosić.

Ustąpił dopiero, gdy szef amerykańskiej dyplomacji John Kerry przekonał go w Kabulu, że Waszyngton ani myśli się targować i jeśli Afgańczycy nie przystaną na jego warunki, rzeczywiście wycofa wojska, zostawiając kabulski rząd bez wojskowego wsparcia w wojnie z talibami, a także obiecanych miliardów dolarów na utrzymanie afgańskiego wojska rządowego.

Amerykanie dodatkowo pilili Afgańczyków, by dobić targu przed końcem października, by zapewnić sobie wystarczająco dużo czasu na przygotowania związane z dzierżawą wojennych baz po 2014 r. i kalkulacją jak wielki kontyngent (mówi się 10 tys.) utrzymać w Afganistanie.

Karzaj, który za pół roku składa prezydencki urząd, za wszelką cenę nie chce przejść do historii jako przywódca, który nie tylko został wyniesiony do władzy dzięki cudzoziemcom, ale w dodatku zgodził się na utworzenie obcych baz wojskowych w kraju, od wieków odnoszącym się z alergiczną niechęcią do wszelkiej obcej interwencji. W historii Afganistanu wszyscy poprzednicy Karzaja, którzy postrzegani byli przez Afgańczyków jako marionetki cudzoziemców, wcześniej czy później tracili zarówno władzę, jak i życie.

Nie chcąc brać na siebie odpowiedzialności za wszystkie uzgodnione w czasie weekendu postanowienia umowy z Amerykanami (zgodził się na samodzielne operacje wojsk USA i zrezygnował z żądania gwarancji bezpieczeństwa afgańskich granic), Hamid Karzaj ogłosił, że w sprawie pozostałego do ustalenia zasadniczego punktu umowy - wyłączenia amerykańskich żołnierzy spod afgańskiej jurysdykcji - zadecyduje Loja Dżirga.

Loja Dżirga, zwoływana w sprawach najważniejszych dla losów Afganistanu, podejmowała dotąd dokładnie takie decyzje, jakich życzył sobie Karzaj. Znacznie liczniejsza niż parlament i wybierana inaczej niż posłowie, w tradycyjny sposób, spośród przywódców politycznych, religijnych i plemiennych składała się zwykle ze znacznie większej liczby zwolenników panującego władcy niż zwykle w parlamencie.

W grudniu 2002 r. to Loja Dżirga wybrała go na prezydenta (wcześniej był jedynie tymczasowym przywódcą, wskazanym przez Amerykanów po inwazji na Afganistan jesienią 2001 r.), a dwa lata temu Loja Dżirga zgodziła się, by przystąpił z Amerykanami do rozmów o utworzeniu w Afganistanie baz wojennych USA.

Zachodni dyplomaci w Kabulu w rozmowach z dziennikarzami pozostają optymistami i uważają, że i tym razem Loja Dżirga podejmie dokładnie taką decyzję, jaką będzie sobie życzył Karzaj i weźmie na siebie formalną odpowiedzialność za utworzenie w Afganistanie obcych baz wojennych i wyłączenie pozostających w nich cudzoziemskich żołnierzy spod afgańskiej jurysdykcji. Powołując się na wolę Loi Dżirgi, Karzaj zaś podpisze z Amerykanami umowę i będzie to jedna z jego ostatnich ważnych decyzji w roli afgańskiego przywódcy.

(PAP)

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama