W opublikowanym w czwartek specjalnym raporcie nowojorski Komitet Ochrony Dziennikarzy (CPJ) po raz pierwszy od powstania w 1981 r. przedstawił stan przestrzegania wolności mediów w Stanach Zjednoczonych. Zazwyczaj grupa ta koncentruje się na promowaniu wolności prasy w innych krajach.
Autorem 30-stronicowej analizy “Administracja Obamy a prasa” jest Leonard Downie Jr., były redaktor naczelny “Washington Post”. Prace nad raportem rozpoczął po ujawnieniu w maju, że ministerstwo sprawiedliwości USA niejawnie przejęło dane telefoniczne ok. 100 dziennikarzy agencji Associated Press z kwietnia i maja ub. roku.
Barack Obama objął urząd prezydenta, obiecując otwarty, przejrzysty rząd, ale “nie spełnił tej obietnicy” - ocenia Downie.
“W Waszyngtonie za administracji Obamy urzędnicy rządowi coraz bardziej obawiają się kontaktów z prasą. Prowadzona przez obecną administrację wojna z przeciekami i podejmowane przez nią próby kontrolowania informacji to najbardziej agresywne tego typu działania, jakich byłem świadkiem od czasu administracji Nixona” - podkreśla. Downie był wówczas jednym z edytorów zaangażowanych w dziennikarskie śledztwo “Washington Post” w sprawie afery Watergate.
“Niewątpliwie dziennikarscy informatorzy (częściej) oglądają się za siebie. Bardziej się boją, są roztrzęsieni, i to nie tylko, kiedy chodzi o sprawy dotyczące bezpieczeństwa narodowego. (...) Administracja Obamy dąży do ogromnej kontroli i jest bardzo odporna na dziennikarskie interwencje” - twierdzi wysoki rangą edytor AP Michael Oreskes.
Aby uniezależnić się od mediów, Biały Dom stworzył własną sieć informacyjną, złożoną ze stron internetowych, mediów społecznościowych, a nawet własnego programu informacyjnego prezentującego korzystne dla władzy nagrania i zdjęcia. Kilkakrotnie publikował np. nagrania ze spotkań prezydenta z ważnymi osobistościami, choć spotkania te nie figurowały w oficjalnym programie. Podobnej skrytości nie znały poprzednie ekipy rządzące.
Zdaniem Franka Sesno, byłego szefa biura CNN w Waszyngtonie, działania podejmowane przez administrację Obamy “ograniczają przepływ informacji”. “Bezpośredni, otwarty dialog ze społeczeństwem jest dobry, ale wchodzimy na grząski teren, gdy dialogu używa się, by szerzyć propagandę i unikać kontaktu z dziennikarzami” - ocenia.
Według Downie’ego momentem przełomowym, od którego nasiliły się skrytość władz, nadzór i kontrola informacji, były ataki terrorstyczne z 11 września 2011 roku. Choć według autora raportu trudno rysować bezpośrednie analogie miedzy rządami George’a W. Busha i Obamy, to zauważa on, że zdaniem części dziennikarzy administracja obecnego prezydenta sprawuje większą kontrolę nad mediami niż jej poprzedniczka.
Pierwszy za rządów Obamy proces w sprawie wycieku danych związanych z bezpieczeństwem narodowym wytoczono w kwietniu 2009 roku - oskarżony został hebraista pracujący dla FBI, który przekazał blogerowi tajne informacje o Izraelu. Po tej sprawie ruszyły kolejne.
Dotychczas o przekazanie poufnych informacji mediom oskarżono sześciu urzędników i dwóch współpracowników rządowych. Za wszystkich pozostałych prezydentów USA wytoczono tylko trzy podobne procesy.
Według Downiego obecna administracja ułatwiła sobie ściganie tzw. whistle blowers (osób zgłaszających nadużycia np. w instytucji, dla której pracują), zawężając definicję takiego aktu. Według rządowej wykładni whistle blowerem można nazwać jedynie osobę donoszącą o “marnotrawstwie, defraudacji lub nadużyciach”. Osoby donoszące o wątpliwych etycznie lub nielegalnych praktykach uznaje się za winne przekazywania poufnych informacji.
Biały Dom dystansuje się od wniosków płynących z raportu CPJ. Rzecznik Białego Domu przekonuje, że podobne skargi to efekt “naturalnych napięć” między ośrodkiem władzy a mediami. “Twierdzenie, że ludzie nie chcą mówić i przekazywać informacji dziennikarzom, jest niezgodne z faktami” - dodał.
(PAP)