Brak wodomierzy ma oczywiście i swoje dobre strony: chicagowianie mogą brać długie prysznice i bez ograniczeń podlewać trawę przed swoimi domami.
Zasadniczą wadą jest jednak to, iż szacunki mają niewiele wspólnego ze zużyciem wody czy liczbą osób zamieszkałych w danym domu.
W myśl przepisów miejskich, wielkość zużycia ocenia się zależnie od szerokości i długości domu lub liczby zlewów, toalet i innych podłączeń wodnych do budynku.
"Ta formuła oceny zużycia wody jest już przestarzała" – mówi komisarz miejskiego departamentu wodociągów Thomas Powers.
"Biorąc pod uwagę, że trudno znaleźć dwa identyczne domy, szacunki są jedynie próbą oceny, ile wody pobiera dane gospodarstwo domowe" – dodaje Powers.
Dopiero porównanie rachunków za wodę dwóch podobnych domów z północno-zachodniej dzielnicy Chicago pozwala na ocenę poprawności wyliczeń.
W wykorzystanych do porównania powierzchniowo zbliżonych nieruchomościach mieszka ta sama liczba osób. W jednym z domów zainstalowano wodomierz.
Z wyliczeń wynika, że przez sześć miesięcy tego roku właściciele domu z wodomierzem zapłacili za wodę 346 dol., podczas gdy rachunek za korzystanie z wody bez ograniczeń wyniósł 670 dolarów.
"To jest naprawdę oburzające" - mówi Maureen Conley, współwłaścicielka testowanego domu bez wodomierza. "Zamiast płacić miastu za wodę, z której nie korzystamy, moglibyśmy zaoszczędzone pieniądze przeznaczyć na inne cele".
Conley wraz ze współwłaścicielem Jerry Olsonem złożyła wniosek o zainstalowanie wodomierza w swoim domu.
Od rozpoczęcia miejskiego programu Water Save w 2009 r. wodomierze założono w 32 tys. domów jednorodzinnych w Chicago.
(ak)