W roku minionym 1549 pasażerów próbowało przemycić broń na pokład. Stanowi to liczbę o 17 proc. wyższą niż rok wcześniej.
"TSA nie posiada danych o broni skonfiskowanej przed rokiem 2011, jednak daje się zauważyć, że liczba ta z roku na rok stale rośnie" – wyjaśnia rzecznik TSA, David Castelveter.
Szczegóły niektórych konfiskat powodują nawet u agentów ochrony zdziwienie i zakoczenie.
W ubiegłym roku podczas kontroli na lotnisku w Sacramento w Kalifornia u jednego z podróżnych odkryto na plecach kaburę. Zawierała pistolet kalibru 9 mm. W bagażu tego samego pasażera były ukryte trzy inne naładowane pistolety, 192 sztuki amunicji, dwa magazynki i trzy noże.
Na innym lotnisku kontrola wykryła broń ręczną i magazynek schowany w magnetofonie kasetowym. Jeszcze inny pistolet z siedmioma nabojami w magazynku znaleziono za okładziną w bagażu podręcznym podróżnego na dworcu lotniczym w Charlotte w Karolinie Płn.
W Allentown w Pensylwanii podróżny próbował wnieść na pokład samolotu pistolet wyglądem przypominający długopis. Pytany przez ochronę najpierw zapewniał, że to długopis, a dopiero pod naciskiem przyznał, że jest w posiadaniu broni palnej.
W marcu br. pasażer na lotnisku Bradley Hartford International w Connecticut miał pistolet z ośmioma nabojami przywiązany do lewej nogi. W Salt Lake City podróżny przymocował pistolet do sztucznej nogi.
"TSA nie uważa, że pasażerowie próbujący przemycać broń palną do samolotu to terroryści" – mówi Castelveter. "Nie potrafimy jednak wyjaśnić dlaczego liczba takich przypadków rośnie z każdym rokiem" – dodaje rzecznik TSA.
Najczęściej stosowaną wymówką jest stwierdzenie: "Na śmierć zapomniałem, że mam przy sobie broń".
(ak)