O zmaganiach, jakie poprzedziły ten wynik, świadczy fakt, że do demokratów, dołączyło 14 republikanów, nie bacząc na negatywne podejście ich partii do reformy. Umożliwiło to przejście projektu w izbie wyższej Kongresu. To dobra wiadomość dla 11 milionów nielegalnych imigrantów i nowa doza nadziei dla Polaków, których głosowanie w Senacie przybliża do zniesienia wiz.
Barack Obama podziękował Senatowi za przyjęcie ustawy i wyraził nadzieję, że to samo uczyni Izba Reprezentantów.
Zanim doszło do głosowania prezydent Obama przekonywał, że od czasu, gdy objął urząd, granice zostały bardzo uszczelnione. Strzeże ich dwa razy więcej oficerów niż w 2004 roku, a wskaźniki nielegalnych przekroczeń są najniższe od dekad. Podkreślił, że przewidziane w ustawie dodatkowe 6,5 mld dolarów na zabezpieczenie granic, w tym na drony, bezzałogowe samoloty obserwacyjne, to największe zobowiązanie finansowe do zabezpieczenia granic w historii USA.
Ochrona granic to nie wszystko - twierdzi szereg amerykańskich obserwatorów politycznych. Robert Bonner, który w latach 2001-2005 był szefem U.S. Customs and Border Protection - Urzędu Ceł i Ochrony Granic - uważa, że celem powinno być teraz usunięcie “magnesu” przyciągającego nielegalnych imigrantów do USA. Tym magnesem jest dostęp do rynku pracy, a jego przyciąganie jest tak mocne, że nie wystarczy ani stalowy płot, ani podwojenie patroli straży granicznej na południowych rubieżach Stanów Zjednoczonych. Potrzebne są sankcje za zatrudnianie osób bez uprawnień do pracy przy jednoczesnym polepszeniu funkcjonowania elektronicznego systemu weryfikacji pracowników E- Verify. Wysokie grzywny dla korporacji i pojedynczych pracodawców w połączeniu z karami aresztu za zatrudnianie nielegalnych imigrantów zmniejszą liczbę przekroczeń granicy, co uwolni część funkcjonariuszy ochrony granic, Border Patrol, umożliwiając im podjęcie działań prewencyjnych.
Tymczasem przewodniczący Izby Reprezentantów, Republikanin John Boehner, dał do zrozumienia, że uchwalona przez Senat propozycja tak bardzo różni się od tego, co chciałaby w niej widzieć republikańska większość Izby, że nie będzie on nawet poddawać jej pod głosowanie i zajmie się opracowaniem własnej wersji reformy.
Jak pisze dziennik Washington Post, w powstałym rozgardiaszu głos niespodziewanie zabrała grupa zamożnych zwolenników Partii Republikańskiej, którzy łożą na kampanie wyborcze i sponsorują komitety akcji politycznej, gromadzące pieniądze na potrzeby partii. Ich przesłanie jest jasne. Chcą uchwalenia reformy. Wielu sponsorów dostrzega, że spora część społeczeństwa uważa Partię Republikańską za nietolerancyjną. Jeżeli republikanie tego nie zmienią, nie znajdą sposobu dotarcia do rosnącego w siłę i wpływy środowiska latynoskiego, to mogą zapomnieć o wygrywaniu wyborów. Nie chodzi tylko o wyciągnięcie ręki do Latynosów. Wśród zamożnych zwolenników Partii Republikańskiej powstała obawa o percepcję partii w społeczeństwie, które postrzega ją coraz częściej jako tracącą kontakt z dynamiczną i zróżnicowaną współczesną Ameryką.
Wojciech Minicz