Orr stoi przed niezwykle trudnym zadaniem. Musi przekonać kredytodawców miasta do przyjęcia niższych spłat lub wystąpić do sądu z wnioskiem o uznanie niewypłacalności Detroit, co poprzedzi ogłoszenie bankructwa. Biorąc pod uwagę wielkość 700-tysięcznego miasta, skalę problemów i niezdolność płacenia za własne rachunki można przypuszczać, że sprawa ostatecznie oprze się o Sąd Najwyższy USA.
W pierwszym dniu negocjacji z kredytodawcami Kevyn Orr wystąpił z bardzo śmiałym planem. Oświadczył, że spłata 18,5 mld dol. długu nie jest możliwa. W związku z tym zaproponował kredytodawcom, właścicielom miejskich obligacji, funduszom emerytalnym i przedstawicielom związków zawodowych, zwrot nie więcej niż 10 centów za każdego dolara.
Możliwość ogłoszenia bankructwa Detroit Orr szacuje na 50 procent. Równocześnie wyraża nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie.
Detroit, centrum amerykańskiego przemysłu samochodowego, jest najbiedniejsze spośród dużych miast. Ponad 30 proc. mieszkańców żyje poniżej poziomu ubóstwa.
Na fatalną sytuację Detroit złożyło się kilka czynników. Zapaść w przemyśle samochodowym, a co za tym idzie zwolnienia z dobrze wynagradzanej pracy, pozbawiły miasto dochodów z podatków. Niewątpliwie do gospodarczej ruiny Detroit przyczyniło się również nieudolne zarządzanie, a także rozrzutność ojców miasta.
Dziś niektóre dzielnice świecą pustką. Tylko gdzieniegdzie mieszkają pojedyncze rodziny, których nie stać na wyprowadzkę do innej części miasta. W opuszczonych domach gnieżdżą się gangi. Policja ma zakaz zapuszczania się w te rejony ze względu na wysoką przestępczość. Zresztą brak pieniędzy zmusił miasto do zmniejszenia szeregów policji.
(eg)