Mieszkaniec Henderson w Nevadzie, zabrany z sierocińca, adoptowany i wychowany w Chicago przez małżeństwo przekonane, że jest ich dzieckiem, próbuje odnaleźć swoje miejsce w świecie i dowiedzieć się, kim naprawdę jest. Jego niezwykła historia pojawia się na pierwszych stronach gazet.
W kwietniu 1964 roku w chicagowskim szpitalu Michael Reese przyszedł na świat Paul Joseph, syn polsko-chorwackiego małżeństwa Dory i Chestera Fronczaków.
Dzień po jego urodzeniu, 27 kwietnia, do karmiącej synka Dory weszła kobieta w uniformie pielęgniarki i zabrała dziecko, rzekomo do lekarza na badanie.
Wyszła ze szpitala, odjechała czekającą taksówką i zniknęła wraz z noworodkiem bez śladu.
Zaalarmowana policja prowadziła masowe poszukiwania; FBI obejrzało 10 tys. niemowląt i przesłuchało 30 tys. świadków, bez skutku.
W lipcu 1965 roku przed sklepem w Newark, w stanie New Jersey został znaleziony roczny chłopczyk. Znalazł się w sierocińcu pod tymczasowym nazwiskiem Scott McKinley.
Po oględzinach dziecka FBI stwierdziło z dużą pewnością, że jest to Paul Fronczak i przekazało go matce, która na jego widok powiedziała: "To moje dziecko".
Ponieważ brakowało dowodów jego tożsamości, Fronczakowie musieli go adoptować. Wychowali Paula Josepha, nigdy nie wspominając ani porwania, ani adopcji.
Kiedy Paul znalazł w domu stare wycinki z gazet, opisujące jego historię, zaczął zadawać pytania, jednak rodzice nie chcieli roztrząsać sprawy. Podkreślali, że jest ich synem i nie ma potrzeby rozmawiania na ten temat.
Jednak Paul podejrzewał coraz mocniej, że nie jest dzieckiem swoich – kochających i kochanych – rodziców, zwłaszcza że nie był do żadnego z nich podobny.
W zeszłym roku, mając 49 lat i własną rodzinę, postanowił szukać prawdy o swoim pochodzeniu. Przeprowadzone badanie DNA wykazało, że nie jest synem Fronczaków.
Teraz chce się dowiedzieć – kim jest, kim są jego biologiczni rodzice i dlaczego go porzucili, a także – co się stało z prawdziwym, porwanym ze szpitala Paulem Josephem Fronczakiem.
Krystyna Cygielska