Lorraine Banich ma 107 lat
Urodziła się w Lublinie. Nie, nie w tym polskim nad Bystrzycą. Przyszła na świat w Lublinie w stanie Wisconsin, miasteczku, które przez pierwszą połowę XX w. było stuprocentowo polskie.
O Lorraine Banich można chyba bez większego błędu powiedzieć, że jest najstarszą czytelniczką Dziennika Związkowego. W poniedziałek skończy bowiem 107 lat. W metropolii chicagowskiej trudno byłoby chyba znaleźć osobę, która byłaby dłużej wierna polskiej prasie niż Lorraine.
"Skończyłam tylko trzy klasy szkoły podstawowej. Takie były czasy, że większości rodziców w moim miasteczku nie było stać na kształcenie swych dzieci" – mówi Banich w rozmowie z Dziennikiem Związkowym. Mówi głośno, bo słuch już wprawdzie nie taki, jak kiedyś, ale pamięć wciąż znakomita.
"Jestem samoukiem. Poprawnego pisania i czytania po angielsku praktycznie nauczyłam się sama, ale znajomość polskiego abc zawdzięczam mamie Pelagii, z domu Kończal" – opowiada Lorraine.
Ojciec, Ignacy Strzelewicz zmarł, gdy miała zaledwie 3 lata. Wraz z dwoma siostrami wychowywana przez matkę od najmłodszych latach pracowała na pobliskich farmach.
Mając 15 lat przyjechała do Chicago. Zamieszkała u ciotki i jeszcze jako nastolatka poszukiwała "dorosłej" pracy. Tutaj przyszła z pomocą polska gazeta. W Dzienniku Związkowym wyszukała ogłoszenie o wolnym etacie. Znalazła zatrudnienie w kuchni polskiej restauracji na "Trójkącie Polonijnym" u zbiegu ulic Ashland, Division i Milwaukee. Spędziła tam długie sześć lat. Jej obowiązkowość i sumienność umożliwiły awans na stanowisko kelnerki i... poznanie przyszłego męża. Bernard (Benny) Banich stał się stałym klientem ze względu na smaczne potrawy, ale i piękną kelnerkę, w której rewirze od tego czasu zawsze zajmował stolik.
Już po kilku miesiącach Lorrraine opuściła restaurację, bo znajomość przemieniła się w małżeństwo. Znalazła kolejne zatrudnienie w Western Electric Co. Wkrótce młodzi małżonkowie opuścili gościnne Chicago, by zamieszkać w Round Lake na dalekim przedmieściu Wietrznego Miasta.
"Spędziliśmy tam wspaniałe i niezapomniane kilkanaście lat" – mówi Lorrain, lecz jednocześnie ze smutkiem dodaje, że transakcja tej nieruchomości jest wydarzeniem, którego w życiu żałuje najbardziej.
"Sprzedałam ten piękny dom niemal za pół ceny, ale zmusiła mnie do tego sytuacja życiowa. Benny, mój wspaniały i pełen humoru małżonek poważnie zachorował. Podjął leczenie w Chicago, a my powróciliśmy na "Polonijny Trójkąt" – wspomina Lorraine.
Niestety, wkrótce p. Banich została wdową i następne lata spędza sama, ale nie samotnie.
Pytana o najszczęśliwszy moment w życiu nie potrafi znaleźć odpowiedzi. "Zawsze wokół mnie było wielu ludzi, krewnych, znajomych i przyjaciół. To właśnie chwile spędzane z nimi należą do najradośniejszych i naprawdę żadnej z nich nie mogę wyróżnić. Rodzinie i przyjaciołom zawdzięczam swój optymizm, który przez tyle lat trzyma mnie przy życiu" – zapewnia seniorka.
Lorraine mieszka obecnie w domu opieki w Lyons, Illinois, gdzie pieczę nad nią sprawuje sąsiad John Szeplak. Dzięki sąsiedzkiej pomocy seniorka każdego tygodnia otrzymuje do domu weekendowe wydanie Dziennika Związkowego.
"Jestem czeskiego pochodzenia i być może dlatego potrafiłem nawiązać tak wspaniały kontakt z Lorraine. Utrzymujemy go codziennie zwłaszcza, że sąsiadka, mimo swojego wieku jest wciąż niezwykle sprawna umysłowo, co widać szczególnie przy kartach, no i lekturze polonijnej gazety" – komentuje Szeplak.
Dodaje, że Lorraine do dzisiaj gotuje polskie potrawy. Nigdy niczego nie zamawia, a polskie jedzenie gotuje od zera, nie korzystając z półproduktów.
"Praktycznie od zawsze sama robię pierogi, gołąbki, bigos i całą gamę polskich potraw. Nauczyła mnie tego pochodząca z Poznania mama i nigdy polskiej kuchni nie zapomniałam" – mówi Larraine.
"Czas więc na pierogi, których już dawno nie jedliśmy" – wtrąca z uśmiechem sąsiad Szlepak, który przysłuchuje się naszej rozmowie.
Przypomina jednocześnie z żalem, że ani on ani Larraine nigdy nie prowadzili poszukiwań swych korzeni.
"Udało mi się ustalić, że oboje rodzice przybyli do Ameryki przez Ellis Island pod koniec XIX wieku. Za moich młodych lat nie było ani czasu ani możliwości dociekać, jak wygląda historia powiązań rodzinnych. Robią to teraz moi bratankowie i siostrzenice. Mam tylko nadzieję, że będę żyć wystarczająco długo, by poznać wyniki poszukiwań" – śmieje się Lorraine.
Ostatnie lata przed przejściem na emeryturę seniorka pracowała w biurze podróży Munsen´s Discover Travel. Odwiedziła wiele krajów Ameryki Środkowej i Europy. Na liście nie znalazła się jednak Polska.
Pytana czy chciała odwiedzić kraj swych przodków odpowiada: "Zawsze pragnęłam tego z całego serca, ale jakoś nigdy się nie udawało, a teraz to już chyba niemożliwe..." – w rekompensacie zagłębia się w lekturę Dziennika Związkowego.
W poniedziałek 3 czerwca Larraine Banich skończy 107 lat. W imieniu redakcji życzymy wszystkiego najlepszego!
Andrzej Kazimierczak