Amoré, amoré! Amoré, amoré! Taki miłosny lejtmotyw przewijał się przez sobotni wieczór w ogromnej sali Copernicus Center, szczelnie wypełnionej miłośnikami włoskiego belcanta, jako że wieczór ten zmienił się w noc wenecką czasu karnawału, kiedy to za najwymyślniejszymi kolorowymi maskami kryły się uczucia. Nie zawsze miłosne.
Paderewski Symphony Orchestra już od kilku lat rozpoczyna nowy rok koncertami karnawałowymi, wprowadzając słuchaczy w dobry nastrój i prezentując najbardziej znane i lubiane utwory muzyki klasycznej z repertuaru operetkowo-operowego. Wszyscy pamiętają "Wiedeńską noc", "Królów walca" czy "Cesarski walc". Tym razem głównym tematem została "Noc w Wenecji", a jak Wenecja, to najpiękniejsze pieśni włoskie oraz muzyczne perełki kompozytorów zafascynowanych bogactwem i urokiem weneckich balów karnawałowych.
Na dużej scenie Copernicusa znowu pojawiło się ponad stu wykonawców, w tym 50-osobowa orkiestra. Gospodarzami byli, schowani jak przystało za maskami, Agata Paleczny i Andrzej Krukowski. Piękno włoskiego belcanto prezentowały znane już dobrze chicagowskiej publiczności trzy soprany – Olga Bojovic, Anna Siwiec-Sitkowska i Mirosława Sojka-Topór, z towarzyszeniem tenorów: Andrzeja Steca i Jana Króla.
Pięknie dopełniał ich popisy chór PaSO pod dyrekcją Jadwigi Niesiołowskiej, a młodzi tancerze zespołu Wici nadali występom tempa i wigoru. Sekcja skrzypcowa Akademii PaSO wtórowała profesjonalnej orkiestrze z powagą i zacięciem dojrzałych muzyków.
Prawdziwą niespodzianką okazały się akrobatyczne układy taneczne Sary z Aloft Aerial Dance, która jak biały gołąb z Placu św. Marka szybowała pod kopułą sceny na białej wstędze. Oczywiście, jak zawsze nad całością czuwali i ton nadawali: dyrektor PaSO Barbara Bilszta i dyrygent Wojciech Niewrzoł.
Amoré, amoré! – wołali do siebie Agata i Andrzej. Amoré, amoré! – wołała widownia do orkiestry od pierwszej nuty uwertury do "Nocy w Wenecji" Johanna Straussa. Amoré, amoré! – gdy Mirosława Sojka-Topór powitała publiczność arią "Vilio, o Vilio” z operetki Lehara. Amoré, amoré! – dla przepięknej pieśni Pucciniego "O mio babbino caro" we wspaniałym wykonaniu Olgi Bojovic. Amoré, amoré! – zapierającemu dech w piersi głosowi Anny Siwiec-Sitkowskiej w arii Toski "Visi d’arté" Pucciniego.
Amoré, amoré! – gdy Jan Król mocnym głosem wyśpiewywał "Nella Fantasia" Morriconego. Amoré, amoré! – przytupywał tłum na widowni, gdy wybrani tancerze Wici wytańcowywali polkę "Gołębie", tarantellę "La danza" i najbardziej chyba znany walc w historii walców "Nad pięknym modrym Dunajem" Johanna Straussa młodszego.
Amoré, amoré! – dla studentów Akademii PaSO, którzy w koncercie Vivaldiego wykazali się kunsztem zawodowców.
No i... Amoré, amoré! Amoré, amoré! – szalała sala Copernicusa, kiedy na scenie pojawiał się drobny, ale wysoki, o uroczym chłopięcym uśmiechu i wspaniale ustawionym melodyjnym głosie o jasnej barwie Andrzej Stec. W repertuarze popularnych pieśni i arii zupełnie zawładnął chicagowską widownią, która na pierwsze dźwięki "Zejdź do gondoli" Straussa, "O sole mio" czy "Parla mi d’amore, Mariu" Bixio wstrzymywała dech. A "Ave Maria" Cacciniego wycisnęła niejednemu łzę z oka. Amoré, amoré! Amoré, amoré! – Andrzeju! Wracaj do Chicago jak najczęściej.
Ale najliczniejsze i najmocniejsze Amoré, amoré! należy się Barbarze Bilszcie i Wojciechowi Niewrzołowi za to, że stworzyli, rozwinęli i konsekwentnie wypełniają muzyczną edukację chicagowskiej Polonii, powołując przed laty Paderewski Symphony Orchestra z własną Akademią i chórem. Bo przecież włoskie Amoré, amoré! to nic innego, jak nasze polskie "Kochajmy się!"
Tekst i zdjęcia:
Bożena Jankowska