Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 4 października 2024 20:21
Reklama KD Market

Na luzie


W Ameryce spotyka się coraz częściej ludzi beztroskich, pozornie obojętnych, zdystansowanych wobec mody i panujących dawniej obyczajów. Wobec innych zawsze uśmiechnięci i życzliwi, zawsze na luzie. Zdają się być pogodnymi studentami, dziećmi zwolnionymi z przestrzegania zasad narzuconych przez edukację i obyczaje starszych.


 


Nie wiem czy to maniera, czy rzeczywiste postrzeganie rzeczywistości. Spotykasz sąsiada, zawsze cię zagadnie o pogodę i samopoczucie, wydaje się szczęśliwy. Żyjemy w czasach rewolucji medialnej i internetowego szaleństwa, w królestwie techniki i obyczajowej barbarii.


 


Wszechobecny globalizm wpłynął na naszą obyczajowość. Zmienił się system życia i bycia,  zdewaluował system wartości, upadły autorytety, odsunięto religię. Tak jakby nie było rygorów religijnych i szacunku dla starszych. Jakby nad nami było tylko błękitne niebo, do którego tylko niektórzy jeszcze wzdychają. Pojawiła się istna pustynia, świat bez marzeń i pragnień, pełen mitów hollywoodzkich.


 


"text-align: left; text-indent: 12px; line-height: 12px; font: normal normal normal 11px/normal 'Myriad Pro'; margin: 0px;">Rewolucja medialna zmieniła nasze życie. Coraz mniej mówimy, coraz rzadziej komunikujemy się między sobą. To media narzucają nam ten pokraczny styl bycia i życia. Postępująca unifikacja ludzkich zachowań powoduje, że stajemy się zoraz bardziej milczącymi robotami i mizantropami.


 


Dokąd podążamy? Nikt nie wie. Zapewne donikąd, no bo gdzie?  Czekamy na jakieś cudowne objawienie, na przyjście Godota, może na trzęsienie ziemi. A może na nową rewolucję obyczajową? Tyle ich już było i niewiele zmieniły. Jaka zatem teraz nadejdzie?


 


Ameryka jest przedziwnym krajem, tu wszystko wydaje się inne. Nie ma klas społecznych, jak to było w dawnej Europie. Tutaj demokracja zunifikowała wszystkie stany, nie ma arystokracji dziedziczących wytworne maniery, ale są arystokracje finansowe. W miastach obywatele wydają się równi, nieważne czy jesteś architektem, robotnikiem, profesorem, ale ważny jest kult pracy i system wartości. Nie ma tej europejskiej czołobitności i kompleksów. Czy to są jeszcze fakty, czy tylko mity po odchodzącej Ameryce? Może tak było, ale obecnie też iskrzy tutaj konflikt społeczny i towarzyski. Bogaty bufon wywozi obecnie pieniądze do rajów podatkowych i nie kwapi się do socjalizacji na przykład z robotnikiem. No bo i po co? On woli siedzieć zamknkinięty w swoim domu-fortecy, mając przekonanie o swojej wyższości nad innymi. Kultura masowa poprzez telewizję dociera czasem do niego, drażniąc go niepomiernie, ale obojętny na ludzki los wspólczesny bufon pozostaje niereformowalny. Coż! "Honores mutant mores...Zaszczyty zmieniąją obyczaje, jak mówi łacińska maksyma. A może należałoby rzec: to dolar i brak zasad moralnych zmienia naszą osobowość.


 


Ale chcę mówić o amerykańskim luzie, który jest czasem śmieszny i wręcz teatralny. Tutaj wszyscy są na luzie, tak wypada. Jesteś na luzie, to jesteś "cool". Jesteś na luzie, to nie masz problemów i ty rozdajesz karty. A więc hulaj dusza, piekła nie ma… luz… blues…


 


Tu wszyscy mają w sobie zaprogramowaną otwartość; robotnica fabryczna, urzędnik, lekarz, profesor, student. To cecha osobowości wyróżniająca Amerykanów i drażniąca Europejczyków .


 


Luz to sposób życia i bycia, to prostota myśli i czynów. Z pewnością technokratyczny model życia wykreował ten przedziwny styl, tę swobodę, to nieskrępownie. Rozluźnić zmysły to przecież wielka sprawa, a być na luzie to jakby fruwać swobodnie ponad wszystkimi problemani, niczym ptak. Czegóż  więcej trzeba? Niczego! Chyba tylko już zdrowia i dalszej swobody, a wszystkie problemy odpłyną na bok. Takie podejście jest naturalnym buforem chroniącym nas w tych kryzysowych czasach, to rodzaj autokuracji.


 


Luz bywa śmieszny i bardzo groteskowy. Wystarczy spojrzeć czasem na Amerykankę, paradujacą dumnie po sklepie z wałkami na głowie. Może się śpieszy biedaczka na wieczorną randkę, a chce olśnić ukochanego. Może planuje wyskok do teatru, a tam przecież trzeba błyszczeć. A może to tumiwisizm każe jej tak postępować. Nie wspomnę już o wiekowych damach, które paradują dumnie z ogromną furą ondulowanych włosów na głowie. Czy to objaw luzu, czy naturalna praktyczność ?


 


No, ale może czepiam się niepotrzebnie.


 


Moda też bywa na luzie, a jakże! Podziwiamy wszyscy te spadające aż do kolan spodnie u chłopców i mężczyzn, jest to podobno erotyczne i stylowe. Na szczęście ta maniera zdaje się wygasać. Ale pojawiają sie nowi mężczyźni, paradujący w obcisłych spodniach, wąziutkich koszulach , wytatuowani od stóp do głowy. Wyglądają na rachityków, przerasowanych ratlerków. Czyżby kult macho zanikał?  A przecież siłownie produkują na dwie zmiany mężczyzn turopodobnych, o przerośnietych muskułach. Siłownie, te fabryki sztucznych mięsni, to jedyne "fabryki" jakie pozostały w Ameryce. A może już niebawem, muskularne dziewczyny będą nadawać ton młodzieżowej, żeńskiej modzie?


 


A propos mody, to jej nie ma w tym kraju. Widać tylko dżinsy, adidasy, jakąś bluzkę i duży samochód. Jak jesteś na luzie nie potrzebujesz stroju. Ważny jest pieniądz i uciechy wszelakie, dozwolone i zabronione. Nawet urzędnicy państwowi ograniczają stroje do niezbędnego minimum, też chcą być na luzie, reszta jest bezstylowa i dżinsowa. Co za czasy!


 


Mniejszości etniczne i imigranci wyróżniają się znacznie swą egzotyką. Tylko oni nie są na luzie, o nie! Amerykanie zdają się mówić do nich: "When in Rome, do as the Romans do" (gdy jesteś w Rzymie, zachowuj się jak Rzymianie), gdy mieszkasz w Ameryce noś się po amerykańsku. Ale pomińmy tę kwestię.


 


Nasze polskie białogłowy, emigrantki, imigrantki, obywatelki też są na luzie. A jakże! Paradują gustownie ubrane, wyróżniając się z tłumu. Może słowiańskim wyglądem, ładnym odzieniem… no i włosami z tymi sławnymi  polskimi "pasemkami" – co druga pani nosi te białe "ozdoby" na głowie.


 


W niedzielę, w drodze do koscioła, kobiety z Europy wschodniej wyróżniają się elegancją.


 


Zachowanie na luzie czasem drażni. A jakże! Czynią to wszechobecne komórki. Czasem ni stąd ni zowąd rozpoczyna się konwersacja w miejscu publicznym. Często rozmówczynie (Polki czy Amerykanki) nie baczą na nic, jakby świat wokół nich nie istaniał. Konwersują o tym i owym, a ty słuchasz tych niepotrzebnych niedyskrecji rodzinnych. Ten rodzaj publicznych zwierzeń jest również znakiem czasu.


 


W Chicago ledwo kichniesz, a już kilka osób mówi ci "Bless you". To bardzo miłe i takie spontaniczne. Czasem jednak może być męczące. Moja koleżanka – astmatyczka – każdej wiosny kicha niemiłosiernie, wtedy gdy pylą pyłki. Wówczas  jej życie staje się nie do zniesienia. Gdy wtargnie do sklepu i kicha co chwilę, staje się obiektem  zainteresowania, wszyscy jej mówią: Bless you, bless you, bless you… a ona już ledwo oddycha, szybko kończy zakupy i umyka.


 


Znam wiele Polek upodabniających się obyczajów amerykanskich i starają się być równiez na wiecznym dżinsowym luzie. Te uwięzione w dżinsach "elegantki" w wieku średnim i starszym wyglądają niczym kowbojki. Czyżby męczyło je bycie kobietą? W pracy w dżinsach, na bankiecie w dżinsach, w kinie w dżinsach… Wyglądają jak robotnice w XIX-wiecznej fabryce.


Polska bohema artystyczna w Chicago też lubi luz. Czasem pojawia się w etnicznej telewizji, w strojach-widmach, panie jakby prosto z joggingu, panowie  z kontraktorki. To prostackie lekceważenie publiczności nie ma wiele wspólnego ze swobodą. Swoboda stroju zdradza braki kultury i kindersztuby.


 


Kończę.  Ale ten Kopeć złośliwy, pomyślą niektórzy, sam przecież nie jest idealny, też stara się być na luzie.


 


Mimo wszystkich przykrych uwag życzę wszystkim ciągłego luzu, nonkonformizmu, ekstrawagancji i nonszalancji.


Janusz Kopeć


 


 


 


 


 


 



Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama