Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 14 listopada 2024 22:06
Reklama KD Market

Kiedy Amerykanom zabraknie rozmiarów?

Pomimo kryzysu i chudego portfela nadchodzą dla Amerykanów tłuste lata – trzech na czterech mieszkańców USA do 2020 roku będzie cierpiało na otyłość lub nadwagę – wynika z najnowszych badań. Jeżeli rząd nie podejmie odpowiednich kroków, by zwalczyć szerzącą się epidemię...
Pomimo kryzysu i chudego portfela nadchodzą dla Amerykanów tłuste lata – trzech na czterech mieszkańców USA do 2020 roku będzie cierpiało na otyłość lub nadwagę – wynika z najnowszych badań. 

Jeżeli rząd nie podejmie odpowiednich kroków, by zwalczyć szerzącą się epidemię, nakłady na opiekę zdrowotną wzrosną w zastraszającym tempie – ostrzega Organization for Economic Cooperation and Development (OECD). Organizacja, z siedzibą w Paryżu i zrzeszająca 33 wiodące światowe ekonomie, obawia się zatrważających skutków otyłości, m. in. bolesnych nadszarpnięć finansowych dla rządów czy znacznego skrócenia długości życia – o 8 do 10 lat, podobnie jak w przypadku palaczy.

Franco Sassi, autor badań, podaje bardzo prozaiczne powody epidemii. – Jedzenie jest dużo tańsze niż kiedyś, szczególnie to niezdrowe. Ponadto zmienia się styl życia – mamy coraz mniej czasu na przygotowywanie posiłków i więcej jadamy w restauracjach – mówi Sassi, który nad projektem pracował 3 lata. Nie mówiąc już o braku aktywności fizycznej… Obecnie blisko 70 proc. Amerykanów jest otyłych lub ma nadwagę. W latach 80. była to jeszcze niecała połowa ludności USA. A już za dziesięć lat odsetek ten wzrośnie do 75 proc. i Ameryka zostanie, według raportu, „najgrubszym państwem należącym do OECD”. 
Jednocześnie wzrosną wydatki na zwalczanie otyłości, w tym na służbę zdrowia, które obecnie osiągają w USA poziom 1 proc. PKB. W innych krajach należących do OECD wskaźnik ten waha się w granicach pół procenta. Niektóre badania wskazują, że koszty medyczne mogą wzrosnąć nawet o 70 proc. do 2015 roku. Według popularnego wskaźnika BMI, gdzie wartość 30 lub więcej wskazuje na otyłość, na tę chorobę w USA i Meksyku cierpi jedna trzecia ludności. Dla porównania, w Japonii i Korei z tym problemem boryka się 3-4 proc. obywateli. Jeszcze bardziej pesymistyczne wyniki badań przytaczają amerykańscy naukowcy. Do 2030 roku 86 proc. dorosłych Amerykanów będzie cierpiało na nadwagę lub otyłość – informują uczeni z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. Dlatego też rząd dwoi się i troi, by przekonać Amerykanów do wymiany „śmieciowego jedzenia” m. in. na warzywa. Dotychczas nie pomogły inicjatywy na rzecz walki z otyłością, surowe wytyczne żywieniowe sporządzone przez rządowych specjalistów czy nawet gotowa do spożycia sałata w torebkach, której produkcja to biznes wart 3 mln dol rocznie. We wrześniu 2010 r. Centrum Prewencji i Kontroli Chorób (Center for Disease Control and Prevention - CDCP) opublikowało badanie, z którego wynika, że tylko 26 proc. dorosłych Amerykanów je warzywa trzy lub więcej razy dziennie. Nie jest to nawet połowa tego, czego życzyłby sobie rząd. Co więcej, dane te nie zmieniły się od 10 lat. 
Według corocznego raportu wydanego przez NPD Group, zajmującą się badaniem rynku konsumenckiego, 17 proc. obiadów w USA zawiera surówkę lub sałatkę. W 1994 roku było to 22 procent. Natomiast sałatki jako danie główne zamawia w restauracjach zaledwie 5 proc. Amerykanów. Wskaźnik ten spadł o połowę od 1989 roku. Co ciekawe, Amerykanie doskonale zdają sobie sprawę, że spożywanie warzyw jest zdrowe. Problem w tym, że na przygotowanie posiłku w udziałem warzyw trzeba przeznaczyć cenne minuty swojego życia, a tych zabiegani mieszkańcy USA nie mają. Tym sposobem warzywa, nawet gdy zakupione, zostają skazane na powolną śmierć w lodówce. Pomijając nawet umiejętności kucharskie Amerykanów (lub ich brak), dla większości z nich zakup jarzyn, w porównaniu z cenami innych produktów, po prostu się nie opłaca. – Cenimy smak, wygodę, niskie ceny, ale nie zdrowie – stwierdza Harry Balzer, analityk z NPD Group. Dla Melissy MacBride, bizneswoman z Manhattanu, warzywa są „utrapieniem”. Kobieta przyznaje, że jadłaby ich więcej, ale jabłko ma tę przewagę, że można go zjeść w każdej chwili, a na przykład jarmuż? – Mam go sobie schować do torebki? – pyta. Jednak do unikania w swojej diecie warzyw mało kto się przyznaje. Pielęgniarka z nowojorskiego szpitala chirurgicznego mówi, że przez warzywa dostaje mdłości. Nie chciała upublicznić swojego nazwiska, gdyż wie, że jako pracownik służby zdrowia powinna świecić przykładem dla innych. David Bernstein, kelner pracujący w dzielnicy Queens, który układ stoisk z warzywami na Union Square Greenmaket ma opanowany do perfekcji, z zażenowaniem wymienia główne składniki swojej diety: bekon, jogurt, mrożone faszerowane piersi z kurczaka… Tłumaczy się, że czasem po prostu nie wie jak przyrządzić dane warzywo. Jednak dr Jennifer Foltz, współautorka raportu CDCP dostrzega poprawę sytuacji w niektórych kręgach społeczeństwa. Kobiety i starsi konsumenci oraz ci bardziej wykształceni i z większymi zarobkami jedzą więcej warzyw niż przeciętni obywatele.
 
Jak zauważa dr Foltz najważniejsze jest, by „zdrowy wybór stał się łatwym wyborem”. Dlatego do kluczowych kwestii należy zwiększanie dostępności warzyw i uatrakcyjnianie ich ceny. Dlatego też rosnące jak grzyby po deszczu targi warzywne, których jest w USA już ponad 6 tys., umożliwiają nabywanie warzyw za bony żywnościowe oferowane najuboższym obywatelom. W miastach małe ogródki powstają nawet na dachach domów. Już niemal każdy stan wprowadził specjalne programy, dzięki którym warzywa trafiają do najuboższych dzielnic i szkolnych stołówek. Niedawno opublikowano także kolejne badania naukowców z Uniwersytetu Berkeley w Kalifornii. Pod lupę wzięto program wprowadzony w lokalnych szkołach, w ramach którego dzieci same uprawiały warzywa i przygotowywały z nich posiłki w przerwach między lekcjami. Okazało się, że uczniowie objęci akcją jedli o półtorej porcji warzyw dziennie więcej niż ich rówieśnicy z innych szkół. Rząd próbuje także w ciekawszy sposób opracować wytyczne spożywania warzyw, gdyż suche statystki zwyczajnie do konsumentów nie przemawiają. Specjaliści z Departamentu Zdrowia zachęcają m. in. do wizualizacji posiłku na talerzu, tak by połowę zajmowały różnego rodzaju warzywa. Do ciekawych praktyk uciekli się chociażby producenci mini marchewek. Rozpoczęli wartą 25 mln dolarów kampanię reklamową, w której w jednym ze spotów wykorzystują nowoczesne gadżety i muzykę heavy metalową, by zwrócić uwagę dzieci i jednocześnie uatrakcyjnić zwykłe marchewki. Udostępnili także specjalną aplikację na iPhone’a – grę wideo „Xtreme Xrunch Kart”, którą uruchamia jedynie odgłos chrupanej marchewki… Pozostaje pytanie czy takie zabiegi wystarczą, by Ameryka ostatecznie poradziła sobie z problemem, który doprowadza ją do niestrawności? Podobno Coca-cola i Pepsi też pomagają w jej leczeniu… Anna Samoń
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama