Minął kolejny rok, lecz cieszyć się nie myślimy, że o kolejny rok jesteśmy starsi. Być może takie myślenie nie ma sensu, gdy ma się 20 lat, lecz gdy ma się "trochę" więcej? Wspaniale byłoby nie dzielić życia na etapy, tylko po prostu żyć i cieszyć się jednakowo, nie- ważne czy ma się 20 czy 70 lat. W pewnych kulturach, w naszej niestety też, panuje przeświadczenie, że jak ma się powyżej 50 lat, to już jest się starym i niczego od życia nie należy oczekiwać.
W Stanach Zjednoczonych zauważyłam, że nie wszyscy myślą w ten sposób. Znam kobiety po 60, które ubierają krótkie spódnice i tańczą na parkiecie. Ktoś powie "z tyłu liceum z przodu muzeum", może, ale who cares, jak mówią Amerykanie. Po co się przejmować, kiedy można po prostu żyć i być szczęśliwym, na ile się da.
W Ameryce większość bogatych ludzi na starość idzie do "centrów starości", gdzie żyje się jak w złotej klatce. Fryzjer na miejscu, restauracja na miejscu, sklep z podstawowymi rzeczami, na miejscu i pielęgniarka też. Mają prywatne opiekunki i żyją w luksusie często do późnej starości. Oczywiście patrząc na to z drugiej strony, to życie takie jest odizolowaniem od świata, ale kto o tym myśli. Natomiast, jeżeli weźmiemy pod uwagę tych biedniejszych, to już sprawy się komplikują. W przypadku choroby czy niedołęstwa kwalifikują się do regularnych domów starości, gdzie w pokojach jest 4 i więcej łóżek.
Czy mają poczucie, że dzieci ich nie chcą? To zależy. W kulturze amerykańskiej, poniekąd, to normalne. Rodziny wielopokoleniowe mieszkające w jednym domu to rzadkość. Zdarzają się takowe, może jeszcze w kulturze hinduskiej, arabskiej, koreańskiej, meksykańskiej czy naszej – polskiej, gdzie dzieci opiekują się rodzicami. Amerykańskie dzieci odwiedzają rodziców lub wynajmują im opiekunkę za ich pieniądze.
Coraz więcej przybywa biednych ludzi (Polaków też), którzy mając skromne emerytury nie mają z czego opłacić podstawowych rachunków i zaczynają wychodzić na ulice, by żebrać o pomoc. Smutne, ale prawdziwe. Niby wiele jest informacji, jak otrzymać pomoc, lecz jak przyjdzie co do czego, to ludzie są zagubieni i nie wiedzą, gdzie się udać.
Proponuję za dużo nie myśleć, bo to też niedobrze. Człowiek przestraszony tym, co będzie, spina się wewnętrznie i kurczy emocjonalnie. Zaczynają się choroby, często cały posplatany ze sobą ciąg. Jak sobie pomóc? Zacznijmy... tańczyć. Śmieszne? Może. Lecz chociaż mało się o tym mówi, taniec to świetna terapia i sposób na wyrażanie uczuć. Oczyszcza też psychikę z niepotrzebnych emocji i stresów. Ten rodzaj aktywności fizycznej daje ogromny zastrzyk energii. Nie tylko dzieci mają tańczyć. Nienawidząc ćwiczeń zacznijmy tańczyc, obojętne ile mamy lat i... ile $ na koncie. Choreoterapia – terapia tańcem, staje się coraz bardziej popularna. To fakt, że czasy niedobre i ludziom nie chce się myśleć o rozrywkach.
Gdy przyjechałam do Ameryki 21 lat temu, kluby były pełne, ludzie się bawili. Teraz natomiast czasy niepewne, dolar stracił na wartości i pracy jest mniej. Zewsząd słyszymy złe prognozy, na internecie makabryczne wizje świata, więc jak żyć?
W powojennej Polsce lat 40. czy 50. ludzie byli zestresowani, a jednak oglądając filmy z tego okresu, widzimy kolorowe sukienki w groszki i taniec na gruzach. Czy to nie był sposób odreagowania? A później różne spotkania rodzinne i tak modne prywatki. Ludzie, pomimo ciężkich czasów, więcej żyli życiem, mniej się izolowali. Teraz natomiast żyjemy niepewnością i lękiem.
A życie ucieka i żaden moment nie powróci. Nie powróci...
Marianna Dziś
mariannadzis@att. net
mariannadzis.blogspot.com
(847) 322-4740