Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 2 października 2024 11:30
Reklama KD Market
Reklama

Płyń po morzach i oceanach



Wszystko zaczęło się w lutym 1961 roku. Otrzymałam list z Polskich Linii Oceanicznych z propozycją przyjęcia godności matki chrzestnej budowanego właśnie dziesięciotysięcznika. Statek miał nosić imię "Konopnicka". 


 


Godność matki chrzestnej zaproponowano mi jako prawnuczce Marii Konopnickiej. Dla tak młodej podówczas osoby (miałam 25 lat) był to ogromny zaszczyt i wyróżnienie. Jakaż byłam dumna i szczęśliwa! 


 


Wodowanie statku nastąpiło w Stoczni Gdańskiej 17 kwietnia 1961 roku. Byłam bardzo podekscytowana i bardzo przestraszona. Czy uda mi się bezbłędnie rozbić butelkę szampana o burtę statku? To było bardzo ważne, gdyż marynarze są przesądni i nic w trakcie wodowania nie może pójść nie tak jak powinno. 


 


Przy wodowaniu "Konopnickiej" nie było toporka, którym przecina się linkę z uwiązaną do niej butelką szampana. Trzeba było tak mocno cisnąć butelkę, aby doleciała do burty statku i roztrzaskała się na kawałki. 


 


Czułam jak drżą mi nogi i ręce. Jeszcze tylko głęboki oddech, silny zamach i...udało się! Kropelki perlistego szampana  spłynęły kaskadą po burcie mojego chrześniaka.


 


Uroczystość podniesienia bandery i przekazania statku do eksploatacji wyznaczona została na połowę grudnia tego samego roku. Cztery dni przed planowaną uroczystością, dokładnie 13 grudnia, wydarzyła się pamiętna tragedia. Podczas ostatnich prac wykończeniowych w maszynowni statku wybuchł pożar. 


 


Ogień był gwałtowny i szybko się rozprzestrzeniał. Aby ratować robotników uwięzionych w maszynowni, trzeba byłoby wyciąć otwór w burcie, a to równałoby się ze spisaniem statku na straty. Zgromadzeni na nabrzeżu portowcy gotowi byli zrobić wszystko, aby ratować kolegów. Jednakże przybyli na miejsce katastrofy panowie z komitetu partii zdecydowali inaczej: "Ratować statek, nie ludzi". Dla nich życie dwudziestu dwóch robotników nie miało żadnego znaczenia. 


 


Jeszcze długo słyszano,  jak uwięzieni walą młotami w ściany statku, błagając o pomoc. Nie dostali jej. Zginęli wszyscy.


 


O tym tragicznym wydarzeniu Jacek Kaczmarski napisał piękną i przejmującą balladę, która przez wiele lat była oczywiście na indeksie. 


 


MS  Maria Konopnicka 


Wykańczaliśmy jednostkę.


Plan się walił, liczył czas.


A tych paru pracowało tam,  na dnie.


Wtem się ogniem zajął mostek.


Ewakuowali nas.


A od tamtych na dnie odwrócili się! 


Okręt płonie! – wrzeszczą – plan!


Trzeba gasić, co się da!


My – po jeszcze żywych – dalej, kadłub ciąć!


Wtedy wojsko zawezwali


I ratować zakazali:


Kula w łeb, kto zechce w rękę palnik wziąć! 


I usłyszeliśmy, jak młoty o stal walą


Coraz wolniej, jakby z czasem zwlekał czas.


Oni biją tam na alarm,


Że się żywym ogniem palą!


My stoimy i nie robi nic nikt z nas. 


I ucichło to ich bicie


Długo zanim pożar zgasł.


Milczał statek ocalony, wojsko, my.


Ale premię za przeżycie


Wyfasował każdy z nas


I urlopu strachowego po dwa dni.


Zwodowaliśmy jednostkę


I o burtę szampan prysł.


Zaspawanych na dnie wieczny grób wśród braw.


W chorągiewkach nowy mostek.


Flag białoczerwony błysk.


Płyń po morzach, imię polskiej floty sław! 


I słyszymy wciąż, jak młoty o stal walą


Coraz wolniej, jakby z czasem zwlekał czas.


Oni biją tam na alarm,


Że się żywym ogniem palą!


My stoimy i nie robi nic nikt z nas. 


Dla mnie dramat ginących w płomieniach ludzi był osobistą tragedią, której nie zapomnę nigdy.


 


Mimo złych rokowań "Konopnicka" została wyremontowana. Dwa lata po tragedii, 1 lipca 1963 r., nastąpiło uroczyste podniesienie bandery. 


 


Przez następne 16 lat "Konopnicka" pływała szczęśliwie na trasie Gdynia–Szanghaj–Gdynia. Armatorem statku było Chińsko-Polskie Towarzystwo Maklerów Okrętowych "Chipolbrok". 


 


Po tym okresie, zgodnie z warunkami umowy z "Chi-polbrokiem", MS "Konopnicka" została przekazana pod chińską banderę i otrzymała nazwę "Yixing". Chińska załoga nie eksploatowała statku z takim pietyzmem i troskliwością, jak polscy marynarze. Zapewne z tego właśnie powodu poszedł on "na żyletki" dużo wcześniej niż przewidywano. 


 


Data ostatecznego wyjścia statku z eksploatacji nie jest dokładnie znana. Dla mnie jest ona równoznaczna z datą przekazania statku Chińczykom w Szanghaju w lutym 1979 roku.


 


Pierwszym dowódcą statku był kpt. Pawlak, a ostatnim – kpt. Józef Mościcki, który żegnał "Konopnicką" w Szanghaju.


 


Nigdy, niestety, nie było mi dane odbyć rejsu moim chrześniakiem. Rejs na trasie Gdynia–Szanghaj–Gdynia  trwał 5–6 miesięcy, a na tak długą nieobecność w domu nie mogłam sobie pozwolić. Ominęły mnie więc piękne i niezapomniane przeżycia, jakie dla każdej matki chrzestnej niesie ze sobą taki rejs. 


 


Przez wszystkie lata służby "Konopnickiej" pod polską banderą utrzymywałam serdeczne kontakty z kapitanami i załogą. Była to bardzo ciekawa i sympatyczna wymiana korespondencji. A na początku 1978 r. otrzymałam od załogi piękny, ręcznie wykonany dyplom, upoważniający mnie do noszenia w prawej klapie żakietu odznaki DZSM, czyli "Dwóch Złotych Skrzyżowanych Marszpikli". Bardzo mnie to wyróżnienie wzruszyło i choć częściowo wynagrodziło brak rejsu moim chrześniakiem. 


 


Joanna Twardowska-Modrzejewska, matka chrzestna MS "Konopnicka"


Łódź, w sierpniu 2011


-------------------- 


Od redakcji: Jak podaje Wikipedia, statek uległ całkowitemu zniszczeniu w wyniku pożaru, który wybuchł podczas postoju w Szanghaju 30 października 1980 r.



Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama