"Dałem futbolowi wszystko, co miałem przez ponad 18 lat mojego życia. Poświęcałem się codziennie, bez wymówek. Moje ciało wciąż czuje się gotowe na wyzwania, mojego serca już tam nie ma" - przyznał pod koniec sierpnia Szczęsny w mediach społecznościowych.
"Czuję, że nadszedł czas, aby poświęcić całą moją uwagę mojej rodzinie - wspaniałej żonie Marinie i dwójce naszych pięknych dzieci" - dodał piłkarz, który był już wówczas bez klubu.
14 sierpnia Juventus Turyn, w którym występował przez siedem lat, poinformował bowiem, że kontrakt z bramkarzem został rozwiązany za porozumieniem stron.
W definitywne zakończenie kariery przez Szczęsnego od początku wątpił jednak selekcjoner reprezentacji Michał Probierz, czemu dał wyraz już na początku września, przy okazji zgrupowania kadry przed inauguracją Ligi Narodów.
"Moje prywatne zdanie jest takie, że on nie wytrzyma zbyt długo. Jest za młody i jeszcze wróci do grania. To są na pewno trudne momenty dla piłkarza. Ale życie jest dynamiczne, widzimy wiele powrotów w sporcie. Wierzę w to, że za pół roku Wojtek znów gdzieś będzie bronił" - przyznał wówczas Probierz.
Równie tajemniczo selekcjoner odpowiedział wtedy na pytanie o pożegnalny mecz Szczęsnego w kadrze narodowej, np. w październiku.
"Na razie Wojtek niech odpocznie. Zobaczymy, co będzie w październiku. A może być różnie, bo życie przynosi różne historie. Jak się już raz pożegnało, to można się z powrotem przywitać i znów pożegnać. Były takie przypadki. W bramce mogą grać nawet 40-latkowie, zresztą obecnie coraz częściej widzimy, że nie tylko na tej pozycji. Dlatego spokojnie bym do tego podchodził" - stwierdził Probierz.
Jak się okazało, miał rację. Z jednym wyjątkiem - Szczęsny będzie ponownie bronić nie za pół roku, ale... już teraz.
22 września poważnej kontuzji kolana doznał niemiecki bramkarz Barcelony Marc-Andre ter Stegen, dla którego sezon już się zakończył. Od tego czasu wypadki potoczyły się błyskawicznie.
Kataloński klub miał prawo pozyskać golkipera pozostającego bez klubu. Szybko skontaktował się więc ze Szczęsnym, na co dzień przyjacielem (nie tylko z reprezentacji) najlepszego strzelca Barcelony Roberta Lewandowskiego.
Dodatkowo sytuację ułatwił fakt, że doświadczony bramkarz ma z żoną dom w południowej Hiszpanii - w Marbelli.
"Mam wielki szacunek dla historii Barcelony, to jeden z najlepszych klubów na świecie. Rozumiem trudną sytuację, jaka powstała po kontuzji Marc-Andre ter Stegena i myślę, że byłoby niegrzeczne z mojej strony, gdybym nie rozważył tej opcji" - powiedział już kilka dni temu Szczęsny katalońskiemu dziennikowi "Sport".
Urodzony 18 kwietnia 1990 roku w Warszawie piłkarz - syn Macieja, w przeszłości również golkipera reprezentacji - rozegrał dotychczas 84 spotkania w drużynie narodowej, z czego w 30 zachował czyste konto.
W czasach juniorskich występował w Agrykoli i Legii Warszawa. Od 2009 roku grał w Arsenalu Londyn, z którego był wypożyczany do Brentfordu i Romy. W 2017 roku przeszedł do Juventusu - jak się okazało, ostatniego klubu w jego... dotychczasowej karierze.
Jej początki nie były jednak szczęśliwe. Np. podczas jednego z treningów – przy podnoszeniu sztangi – złamał sobie obie ręce...
O tym, że Szczęsny junior zrobi karierę, mówiono od dawna. Jak podkreślano, już jako młody chłopak wyróżniał się na tle rówieśników tym, że bardzo szybko się uczył. Przyswajał bez problemu ćwiczenia, które inni musieli długo powtarzać.
Dorosłą kadrę poznał od środka już w maju 2008 roku, w wieku 18 lat, gdy został awaryjnie, na kilka dni, powołany na zgrupowanie kadry przed mistrzostwami Europy w Austrii i Szwajcarii. Artur Boruc i Tomasz Kuszczak mieli wówczas bowiem jeszcze obowiązki w swoich klubach.
W trakcie tego zgrupowania wystąpił w nieoficjalnym sparingu ze szwajcarskim FC Schaffhausen, zastępując w trakcie drugiej połowy Łukasza Fabiańskiego.
W barwach narodowych zadebiutował natomiast 18 listopada 2009 w spotkaniu z Kanadą w Bydgoszczy (1:0), gdy zmienił w przerwie Kuszczaka.
Pierwszą wielką imprezą dla wychowanka warszawskiej Agrykoli były mistrzostwa Europy 2012 w Polsce i na Ukrainie. Przed tym turniejem bronił znakomicie, wygrany na początku czerwca 4:0 sprawdzian z Andorą był wówczas piątym kolejnym meczem, w który reprezentacja nie straciła gola.
"Bardzo fajnie, ale taki rekord nie będzie miał większego znaczenia, jeśli nie uda nam się zachować czystego konta w meczu z Grecją na inaugurację Euro 2012" - podkreślił wówczas Szczęsny.
W pierwszym meczu turnieju (1:1) puścił bramkę po strzale Dimitrisa Salpingidisa, a co gorsza w 69. minucie zobaczył czerwoną kartkę za faul w polu karnym. Do bramki wszedł za niego Przemysław Tytoń i obronił "jedenastkę".
"Ciężko mi znaleźć pozytywy po tym, jak zostałem usunięty z boiska. Odbieram to w ten sposób, że rozgrywając jeden z najważniejszych meczów w karierze, nie udało mi się go dokończyć, osłabiłem zespół i nie wystąpię z Rosją. Trudno, trzeba żyć dalej" - przyznał wówczas Szczęsny i dodał, że decyzja sędziego o czerwonej kartce była prawidłowa.
Musiał pauzować w starciu z Rosją (1:1), a ówczesny selekcjoner Franciszek Smuda nie dał mu już szansy w ostatnim meczu grupowym – przegranym 0:1 z Czechami.
Cztery lata później znacznie lepiej rozpoczął mistrzostwa Europy we Francji. Nie dał się pokonać w wygranym 1:0 meczu z Irlandią Północną w Nicei, ale już w pierwszej połowie - jak się później okazało - nabawił się urazu uda, gdy zderzył się z napastnikiem rywali Kyle'em Laffertym.
Zastąpił go Łukasz Fabiański, który spisywał się tak dobrze, że pozostał między słupkami do końca udanej przygody Polaków z turniejem, czyli do ćwierćfinału.
Szczęsny wciąż był jednak bardzo ważną postacią dla Adama Nawałki. Selekcjoner zaufał mu także przed meczem mistrzostw świata 2018 z Senegalem (1:2). W Moskwie golkiper Juventusu nie spowodował rzutu karnego, nie doznał kontuzji, lecz znów pierwsze spotkanie okazało się dla niego pechowe.
W 60. minucie wybiegł daleko przed pole karne i nie zdołał powstrzymać Mbaye Nianga, który minął go i bez kłopotów trafił do pustej bramki.
"Dopełnieniem wszystkiego była przebieżka naszego bramkarza. Chyba do kiosku z napojami wyskokowymi" – ocenił surowo w TVP Sport jego ojciec Maciej.
Tymczasem syn podkreślił, że nie będzie bał się podobnych interwencji w kolejnym meczu.
"Teraz można powiedzieć, że wyjście nie było konieczne, bo straciliśmy bramkę. Nie zdążyłem do piłki, ale mogę jedynie +gdybać+. Gdybym został w bramce, miałbym sytuację sam na sam. Nie zrobiłem kariery ,grając na alibi. Jeśli taka sytuacja powtórzy się w meczu z Kolumbią, to się nie cofnę" – zadeklarował.
W rywalizacji z Kolumbią w Kazaniu Szczęsny nie popełnił większych błędów, ale nic to nie dało, ponieważ Polska przegrała 0:3 i pożegnała się z turniejem. W meczu o "honor" z Japonią (1:0) bronił już Fabiański.
Kolejna wielka impreza - przesunięte o rok (na 2021) z powodu pandemii mistrzostwa Europy - znów rozpoczęła się pechowo dla Szczęsnego.
W pierwszym spotkaniu biało-czerwoni przegrali w Sankt Petersburgu ze Słowacją 1:2, a polski bramkarz już w 18. minucie zaliczył... samobójcze trafienie.
Chwilę wcześniej na lewej stronie Robert Mak minął Bartosza Bereszyńskiego oraz Kamila Jóźwiaka, pobiegł w kierunki bramki i oddał strzał w tzw. krótki róg. Piłka odbiła się od słupka, następnie pleców Szczęsnego i wpadła do bramki. Oficjalnie gol został zaliczony jako samobójczy golkipera.
W drugim meczu - z Hiszpanią w Sewilli (1:1) - Szczęsny zrehabilitował się, popisując się kilkoma znakomitymi interwencjami. Gospodarze nie zdołali pokonać go nawet z rzutu karnego - Gerard Moreno trafił w słupek, a dobitka Alvaro Moraty była nieudana.
Wprawdzie na koniec biało-czerwoni ulegli Szwecji 2:3 i pożegnali się z imprezą, ale Szczęsny mógł być zadowolony ze swoich występów. Również dlatego, że po raz pierwszy w karierze zagrał we wszystkich meczach reprezentacji w turnieju.
Po raz drugi taka sytuacja miała miejsce w mistrzostwach świata 2022 w Katarze.
Piłkarz przyleciał na mundial w świetnej dyspozycji, po udanych występach w Juventusie. W turnieju imponował spokojem, opanowaniem, a gdy trzeba było, fruwał w bramce jak natchniony.
Obronił dwa rzuty karne - w fazie grupowej z Arabią Saudyjską (2:0) i Argentyną (0:2). W tym drugim przypadku nie dał się pokonać słynnemu Lionelowi Messiemu. Powtórzył osiągnięcie Jana Tomaszewskiego z MŚ 1974, który też obronił dwie "jedenastki".
Szczęsny wystąpił łącznie w czterech meczach, a biało-czerwoni odpadli po porażce 1:3 z Francją w 1/8 finału.
Bohaterem reprezentacji Polski okazał się również w barażu z Walią o awans do mistrzostw Europy 2024.
Od początku spotkania w Cardiff Szczęsny był skoncentrowany i kilka razy ratował zespół z opresji. Nie puścił gola w ciągu 90 minut i dogrywki. Najważniejszą paradą popisał się jednak w piątej serii rzutów karnych, przy stanie 5-4 dla Polski. Obronił strzał Daniela Jamesa i biało-czerwoni mogli świętować awans.
Na Euro 2024 w Niemczech zagrał w dwóch pierwszych meczach. Zaliczył wiele udanych interwencji, ale oba spotkania biało-czerwoni przegrali - z Holandią w Hamburgu 1:2 oraz z Austrią w Berlinie 1:3. W ostatnim już tylko o honor bronił Łukasz Skorupski, a drużyna Probierza zremisowała w Dortmundzie z Francją 1:1.
W połowie sierpnia Juventus ogłosił, że rozstaje się ze Szczęsnym. W ciągu siedmiu lat polski golkiper, nazywany w Turynie "Tek", zdobył osiem trofeów: trzy tytuły mistrza Włoch (2018, 2019, 2020), trzy razy Puchar Włoch i dwukrotnie Superpuchar Italii.
"Zawsze będzie pamiętany jako oddany piłkarz i człowiek, który nosił naszą koszulkę z dumą i profesjonalizmem. Dziękujemy za wszystko +Tek+ i życzymy powodzenia na przyszłość!" - podkreślono w komunikacie włoskiego klubu.
Ponad miesiąc wcześniej Szczęsny po raz drugi został ojcem. Wspólnie z żoną Mariną poinformowali, że 3 lipca na świat przyszła ich córeczka, której dali na imię Noelia. Para ma już sześcioletniego syna Liama.