Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 26 września 2024 16:45
Reklama KD Market

Tańce nagrobne


Ameryka od środka



Gdy po świecie rozeszła się wiadomość, że Osama Bin Laden został zastrzelony w czasie ataku doborowego oddziału żołnierzy Navy Seals na kompleks budynków w Pakistanie, w kilku miastach USA, w tym w Waszyngtonie i Nowym Jorku, na ulice wyległy tłumy ludzi, celebrujących to wydarzenie niemal radośnie. Ludzie śpiewali, wymachiwali flagami, skandowali przeróżne hasła i paradowali z naprędce sporządzonymi transparentami. Mogło się wydawać, że właśnie wygraliśmy jakiś niezwykle ważny mecz albo że obchodzone jest radosne święto narodowe.


 


Oczywiste jest to, że Osama był złoczyńcą, który zasługiwał na śmierć. Jest jednak coś bulwersującego w spontanicznym radowaniu się z czyjegokolwiek zgonu. O wiele bardziej pożądana byłaby z okazji zabicia terrorysty chwila refleksji nad wszystkimi jego ofiarami i ich rodzinami. Picie szampana zdecydowanie wolę w ramach sylwestrowych zabaw, a nie na czyimś grobie. Zresztą w tym akurat przypadku grobu nawet nie ma, co jest bardzo pozytywnym końcem tragicznej “kariery” Bin Ladena. Mimo to, spontaniczne wiwaty na cześć jego śmierci wydają mi się nieco dziwne, obserwowane były przez świat z pewnym zakłopotaniem. Warto zauważyć, że Watykan skwitował zastrzelenie Bin Ladena bardzo oszczędnym w słowach komunikatem, w którym podkreślono całe zło wyrządzone przez niego światu. I tak właśnie powinna wyglądać reakcja na odejście Saudyjczyka w zaświaty.


 


Równie dziwna, nieco makabryczna dyskusja wszczęta została wokół tego, czy Biały Dom powinien opublikować zdjęcia zastrzelonego Bin Ladena, by w ten sposób udowodnić, że ów rzeczywiście nie żyje. Pojawiły się głosy, iż byłoby to pożądane, nawet jeśli zdjęcia te są dość odrażające. Ostatecznie Obama postanowił, że zdjęć tych nie zaprezentuje światu, co uważam za decyzję słuszną. Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że ci, którzy na razie uważają, iż w Pakistanie nie było żadnego rajdu komandosów, a wszystko zostało sfingowane przez Amerykę, i tak już nigdy nie dadzą się przekonać, że jest inaczej. Tylko patrzeć, jak zaczną się szerzyć przeróżne teorie spiskowe. W ten sposób Bin Laden będzie żył nadal, choć tylko w przenośni. A skoro tak, to po co pokazywać nam okrwawione ciało faceta, o którym większość cywilizowanego świata woli jak najszybciej zapomnieć? Nie obchodzi mnie za bardzo to, czy ktoś w jego śmierć wierzy, czy też nie.


 


Gdy po raz pierwszy usłyszałem, że Bin Laden został zabity przez amerykańskich żołnierzy, pomyślałem sobie “good riddance”, czyli mniej więcej “i bardzo dobrze”. Żadnego entuzjazmu lub radości. Tą ostatnią mogła przynieść jedynie precyzyjna, śmiała i bezbłędnie wykonana przez żołnierzy operacja militarna. Jest to ważne nie tylko dlatego, że przyniosła ona pożądany rezultat, ale również dlatego, iż pokazuje ona, że żaden międzynarodowy morderca, terrorysta lub złoczyńca nigdy nie może spać spokojnie, niezależnie od tego, gdzie się ukrywa. Cieszyć się należy również z tego, że administracja waszyngtońska podjęła niezwykle ryzykowną, zarówno w sensie politycznym, jak i militarnym, decyzję o przeprowadzeniu ataku w Pakistanie. Gdyby się na to nie zdecydowała, najbardziej poszukiwany terrorysta świata mógłby w swojej wystawnej siedzibie doczekać zacisznej emerytury, a to byłoby dla wszystkich dotkliwą porażką.


 


Andrzej Heyduk


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama