Okiem felietonisty
“Żeberyt” – to nazwa podtynkowego stelażu mocującego miskę klozetową. Żeberyt w polskiej łazience określa pozycję światopoglądową polskiego obywatela. W Polsce użytkownicy ubikacji dzielą się na tych, co załatwiają się w “żeberyt”, i tych , u których w łazience stoi na podłodze sedes tradycyjny. Wisząca na ścianie łazienki miska klozetowa stała się wizytówką użytkownika, określającą jego pozycję i do złudzenia przypominającą wizytówki z napisem “magister” na drzwiach mieszkań w czasach PRL-owskich. Ci obywatele, którzy robią w “żeberyt” mają uczucie, że są już w Unii Europejskiej, a “sedesiaki podłogowe” ciągle żyją w rozkroku między PRL a Europą. Nieznana pozostaje liczba obywateli, którzy nie korzystają z wiszącego “żeberytu” ani też nie posiadają podłogowego sedesu, ale ci pozostają poza sferą zainteresowań liberalnego rządu i skazani są na medytacje w sławojkach sanacyjnych.
Polska, jak zawsze, zaskakuje zewnętrznych obserwatorów energią stałych mieszkańców, która ujawnia się w sytuacjach zupełnie nieoczekiwanych. Kiedy wypożyczymy samochód na lotnisku Okęcie, strach się włączyć do ruchu ulicznego, który przypomina w Warszawie wyścigi formuły “Jeden plus dopalacz”. Energia drzemiąca w kierowcach tych samochodów, przerobionych na metanowy gaz, próbuje zmieniać pojazdy w wyścigowe bolidy. O zasadach amerykańskiej uprzejmości na drodze możemy w Polsce raz na zawsze zapomnieć. Jeżeli ktoś w to nie wierzy, proszę usiąść za kierownicą i włączyć się do polskiego wyścigu na zatłoczonych drogach.
Na własne oczy widziałem, jak na ulicy Piłsudskiego w Łodzi, z prawej strony wyprzedził nas motocklista jadąc po chodniku. Po przejechaniu kilkunastu metrów wrócił na jezdnię. Wyprzedzanie w miejscach niedozwolonych należy do pospolitych wykroczeń zakompleksionych kierowców. W Polsce samochód nie służy do przemieszczenia się z miejsca na miejsce, ale w rękach wielu kierowców przemienia się w narzędzie tortur, maltretujące innych użytkowników dróg. Zmiany obyczajów wynikające z transformacji ustrojowej widzimy w Polsce na każdym kroku.
W ciągu kilku dni pobytu miałem dwa razy okazję do zjedzenia obiadu w eleganckich restauracjach. W pięknych wnętrzach siedzieliśmy zawsze sami w dostojnej pustce tych lokali. Czy jest to objaw biedy mieszkańców Polski, czy też można to odebrać jako gest biednych mieszkańców dla bogatych elit, którym nie chcą przeszkadzać w konsumpcji potraw tylko dla elit przeznaczonych?Zakupy w pięknym sklepie delikatesowym w centrum Łodzi również należą do wydarzeń silnie stresujących. Po ogromnym sklepie snuje się kilku klientów. Mamy wrażenie, że sklep zbudowano tylko dla nas, na naszą w nim wizytę, a rząd Platformy Obywatelskiej usunął z tego sklepu zbędnych klientów, aby nie zakłócać spokoju elit złożonych z Mira, Rysia i Zbysia.
Przeżyciem równie nadzwyczajnym jest tankowanie samochodu “do pełna”, co jest obowiązkiem każdego kierowcy, który oddaje samochód do wypożyczalni. Za takie tankowanie zapłaciłem przeszło 250 złotych. Jak to się ma do renty mojej ciotki, lepiej jej o to nie pytać. Proporcje między zarobkami polskich elit, w tym licznych dziennikarzy urabiających opinię publiczną, a zarobkami zwykłych obywateli są wynikiem zniewalającej troski polskiego rządu o dobre samopoczucie polskich elit. Gadające głowy w telewizjach komercyjnych przypominają panoptikum osobliwości. Czy jest choć jakiś telewidz, który wierzy tym gadającym głowom ?
Na tym tle szokiem są niskie notowania opozycji parlamentarnej. Pobieżnemu obserwatorowi wydaje się, że opozycja parlamentarna powinna “zjeść” ten leniwy rząd na śniadanie w sejmowym barze. Ten rząd, którego jedynym pomysłem jest sprzedaż lasów państwowych dla ratowania dziury budżetowej, którą sam stworzył w porozumieniu z obcymi bankami działającymi na terenie RP. Czy ten rząd pyta się narodu o zgodę na dalsze bezmyślne działania, które Polskę zmienią w kolonię europejskich globalistów. Polski dług cały czas rośnie z prędkością 6 milionów złotych na godzinę. Czy o to walczyła Solidarność? Czy sprzedaż polskich lasów państwowych była zapisana w postulatach Gdańskich stoczniowców? Kto ma postawić te pytania? Opozycja je nie stawia. Ona jest sparaliżowana bólem i spętana zastępczymi problemami.
Z niepokojem możemy oczekiwać na wynik wyborów samorządowych.
28 września 2010