Ameryka od środka
Przed kilkoma dniami weszły w życie niektóre przepisy, zawarte w kontrowersyjnej ustawie o refomie amerykańskiego systemu opieki zdrowotnej. Już teraz dzieci w wieku do 26 lat będą mogły pozostać w planie ubezpieczeniowym swoich rodziców, a towarzystwa ubezpieczeniowe nie mogą stosować tzw. “lifetime limits”, jeśli chodzi o pokrywanie kosztów leczenia. Ponadto w życie weszła również zasada, zgodnie z którą ubezpieczenie medyczne nie może zostać unieważnione w przypadku dzieci, u których wykryto jakieś schorzenia nie ujawnione w początkowej polisie ubezpieczeniowej.
Wszystkie te zmiany dotyczą setek tysięcy Amerykanów i mają ogromne znaczenie. Mimo to, jak wykazują liczne sondaże, większość mieszkańców USA nadal albo nie wie, o co w tej ustawie w ogóle chodzi, albo wie, ale jest jej postanowieniom przeciwna. Są to szokujące statystyki, ponieważ zdają się świadczyć o tym, iż propaganda skierowana przeciw w sumie skromnym zmianom, wywalczonym po ciężkich bojach w Kongresie, odnosi skutki. Gdy jednak ludzie prowadzący te sondaże pytają swoich respondentów nie o całą ustawę, lecz o konkretne jej postanowienia, ogromna większość popiera wyliczone powyżej zmiany.
Wynika stąd, iż Amerykanie są kompletnie zdezorientowani i ulegają bardzo łatwo tezom o szerzącym sirę rzekomo w Waszyngtonie “socjaliźmie” i narastających wpływach rządu federalnego. Spójrzmy prawdzie w oczy – Ameryka ma z socjalizmem mniej więcej tyle wspólnego, co Marks z demokracją. W zależności od lokatora Białego Domu dochodzi do takich czy innych zmian “ideologicznych”, ale są one przeważnie niuansem, a nie rewolucją. Ponadto konstytucyjne zasady organizacji państwa wykluczają możliwość jakiegoś ogromnego przewrotu politycznego.
Obama może być i jest krytykowany za różne poczynania, ale zatwierdzenie ustawy o reformie systemu ubezpieczeń medycznych pozostanie na zawsze jego sukcesem, a zapowiadane już próby unieważnienia tej ustawy mają bardzo nikłe szanse na sukces. Tak samo było przed laty w przypadku programów Medicare i Medicaid, z którymi powszechnie kojarzono nieuchronne nadejście “komuny”. Dziś ludzie, którzy głośno gardłują przeciw “rządowym programom opieki społecznej” w tym samym zdaniu dodają, że nie zgadzają się na żadne redukcje lub zmiany, jeśli chodzi o Medicare. Często słyszy się też, że cały system Social Security i Medicare to totalna paranoja, która zbankrutuje kraj. Mimo to, absolutnie nic tym systemom nie grozi przez co najmniej następnych 30 lat, a politycy, którzy sugerują eliminację lub prywatyzację tych programów zwykle skazani są na stracenie przy urnach wyborczych.
Retoryka o niemocy rządu federalnego i jego biurokracji bywa bardzo chwytliwa, i jest może nawet po części słuszna, ale nie zmienia to faktu, że Waszyngton winien troszczyć się nie tylko o obronę kraju przed zewnętrznymi wrogami i rodzimymi przestępcami, ale również o los przeciętnego obywatela, który – jak stanowi konstytucja – ma nie tylko przeróżne swobody, ale również prawo do normalnego życia “w poszukiwaniu szczęścia”. Jednym z kluczy do owego szczęścia, nawet jeśli często ulotnego, jest z pewnością dobre zdrowie. Za 10 lub 20 lat ci sami ludzie, którzy dziś twierdzą, że chcą unieważnić “Obamacare”, będą tej ustawy bronić tak samo żarliwie jak postanowień o Social Security. Na razie jednak działają wbrew własnym interesom, przeciw przepisom, na których mogą wyłącznie skorzystać.
Tym, którzy twierdzą, że na reformy systemu ubezpieczeń zdrowotnych nas nie stać, polecam następujący fakt: na wojny w Iraku i Afganistanie wydajemy codziennie 2 miliardy dolarów.
Andrzej Heyduk