Michael Grant, po którym widać te jedenaście lat od czasu walki z Andrzejem Gołotą, powiedział reporterowi Wojtkowi Kubikowi, że wcale nie liczy na jeden cios, czy nokaut i uważa, że będzie potrafił łatwo wygrać walkę z „Góralem” na punkty. „Nie będę bazował na tym, że jestem potężniejszy i wyższy. Będę bazował na tym, żeby pokazać lepszy boks od Adamka, któremu jeszcze raz dziękuję, ze szansę w którą czasami sam wątpiłem” – powiedział bardzo kurtuazyjny podczas spotkania Grant. – Zaskoczyła ciebie pogodna natura rywala? – pytam Tomka. Tomasz Adamek: Każdy ma swój własny styl. Grant jest pełen uprzejmości, wszystko jest bardzo grzeczne. Ja zawsze na konferencjach prasowych jestem taki sam, bo co można na nich nowego powiedzeć? – Odłożyłeś boks zupełnie na bok, czy jeszcze, jak to masz zwyczaju, są lekkie treningi. Bardzo lekkie. Jakaś walka z cieniem, może odrobina szybkościowych zajęć, a tak to tylko odpoczynek i zbieranie energii, jeśli trzeba będzie, na pełne 12 rund. On się naprawdę dobrze przygotował, ale ja też mam za sobą jedenaście tygodni treningów. – Nie złości ciebie fakt, że większość fachowców stawia na twoje łatwe zwycięstwo, a przecież Grant ma za sobą osiem kolejnych wygranych walk, siedem lat od ostatniej porażki i jest bardzo pewny siebie? Nie interesuje mnie opinia innych ludzi, nawet największych fachowców, na temat moich rywali. Granta, czy zresztą kogokolwiek innego. Ja zawsze kiedy trenuję zakładam, że mój rywal będzie miał ze mną walkę życia. I ja muszę być na to przygowany. Opinie nie mają żadnego znaczenia, kiedy się wchodzi do ringu walczyć z chcącym ciebie znokautować przeciwnikiem. – Pojawiła się informacja, że bez względu na wynik walki z Michaelem Grantem będziesz walczył ponownie 7 listopada, tym razem w Atlantic City. Kaczka dziennikarska. Ja się o tej mojej „następnej walce” dowiedziałem z prasy, ktoś mnie o to zapytał. Ja nic o tym nie wiem, nie mam takich planów. Liczy się tylko 21 sierpnia i Michael Grant. Przemek Garczarczyk Zdjęcia: Wojtek Kubik
Reklama