Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 22 listopada 2024 15:34
Reklama KD Market

Co się działo w Ontario?


Tego państwo nie widzieli i nie słyszeli...


 


“Popatrz na moje ręce” - mówił Chris Arreola (28-2, 25 KO), wyciągając w moją stronę dwie napuchnięte dłonie. „Waliłem go po głowie i tylko słyszałem, jak mi się wszystko w tych dłoniach przesuwa. On nie ma szczęki z granitu. Granit jest bardziej miękki. On ma łeb ze stali” – mówił „Koszmar”, kiedy czekaliśmy na rozpoczęcie konferencji prasowej w Citizens Business Bank w kalifornijskim Ontario. 


 


Trzydzieśmi minut wcześniej zakończyła się wygrana przez Tomka Adamka (41-1, 28 KO) walka, która natychmiast przeszła do klasyków wagi ciężkiej. „Takie walki ratują wagę ciężką. Od szóstej rundy chciałem wstać od stołu i poszukać gdzieś Kerry Davisa (szef HBO Sports – przyp. PG), namawiając go, żeby zaraz, bez względu na to kto wygra, podpisywał walkę rewanżową” – mówił mi Lennox Lewis. „On już jest gotowy do walk  z tymi co mają tytuły.  W każdej następnej walce będzie jeszcze lepszy”.


 


„Ilu zostało jeszcze niedowiarków? Pewnie kilku, pewnie jeszcze się ich trochę ostało. Ale ja naprawdę chcę być mistrzem świata. Widzieliście dzisiaj jak bardzo chciałem” – mówił Tomek, kiedy, krótko po pierwszej w nocy czasu kalifornijskiego, już na hotelowym korytarzu „Hiltona” dawał ostatni wywiad i podpisywał ostatni autograf. Popatrzylem na jego zryte bliznami,  zdarte do krwi rękawicami Arreoli plecy, bąble na stopach i zmęczoną twarz i nie miałem wątpliwości, że już więcej chcieć nie mógł. Choć z drugiej strony – ile razy „Góral” nas już zaskoczył? Przyjrzyjmy się temu, co podpatrzyłem, usłyszałem i zobaczyłem w Ontario:


 


* 36 minut boksu w Ontario zrobiło z Tomka Adamka zupełnie innego pięściarza – i nie chodzi tutaj nawet o zebrane podczas tej walki doświadczenie. Oczywiście najważniejsze było zwycięstwo, ale jego pozasportowej wartości nie można było przecenić. 


 


„Niezwykła walka, wielkie zwycięstwo. Na mojej nieoficjalnej karcie sędziowskiej Tomasz wygrał 116:112. Pod koniec walki, w niektórych rundach on się bawił z Arreolą! Niezwykły popis boksu – następny musi być w Newark” – czytam e-mail przesłany mi właśnie przez Dana Rafaela z ESPN. Ivaylo Gotzew, bułgarski menedżer byłego mistrza świata Samuela Petera ciągnie mnie za ramię. „Dla Adamka nic nie jest niemożliwe. Nie wierzyłem, że będzie w stanie przyjąć bomby Arreoli. A on przyjmował i chciał się dalej bić. Chciałbym być dzisiaj promotorem Adamka. Kathy może sobie już wypisywać czeki...” Nie tylko Duva może wypisywać sobie czeki podczas negocjacji, ale Tomek – na podstawie kontraktu z HBO - zaczyna być promowany w całych Stanach na równi z takimi pięściarzami jak Shane Mosley czy Kelly Pavlik. To można przeliczyć na dziesięciokrotne zwiększenie popularności i przede wszystkim nacisk HBO, by najlepiej opłacani potencjalni rywale Polaka chcieli z „Góralem” walczyć. Bo kasa będzie się zgadzać.


 


* Kathy Duva ma do powiedzenia tylko jedno: „David Haye – gdzie jesteś?! Nie wyobrażam sobie, żeby David był w stanie przyjąć tyle ciosów  Adamka i stać na nogach, jak to robił Arreola. Mamy przyrzeczoną walkę przez HBO, najprawdopodobniej zrobimy ją w pierwszym tygodniu października, oczywiście w Prudential Center w Newarku. Nawet nie mam siły myśleć z kim. Możemy z każdym, daj mi nacieszyć się na razie Tomkiem”.


 


   * Jestem w szatni Chrisa Arreoli. Henry Ramirez, jego trener rozkłada ręce. „Nie wiem czy przyjdziemy na konferencję prasową. Chris ma obie dłonie rozwalone, a twarz jakby mu pszczoły pogryzły. Lekarz każe jechać do szpitala”. „Idziemy, co ja jestem jakaś cipa? Nie będę się nigdzie chował” – słyszę za sobą głos Arreoli. W czarnych, wyglądających trochę jak jego żony Eron okularach „Dolce&Gabbana”, wygląda trochę śmiesznie. „Tłuczesz, tłuczesz i nic z tego przeciwko Adamkowi nie wynika. On bardziej walczył swoją walkę, niż ja swoją i to zadecydowało. Nie będę komentował tego punktowania 117-111 dla Adamka poza to, że ten sędzia powinien dostać wpierd... Ale ślepych się nie bije” – mówi Chris. „Adamek wygrał tą walkę zasłużenie. Trzeba się zabrać do roboty. Jak ja bym chciał rewanżu! Może być wszędzie, nawet w Polsce. Pogadasz z Adamkiem?


 


* Mówi Tomek Adamek: „Dziękuję Chrisowi za walkę i wszystkim, którzy przybyli tu do Ontario. Myślę, że pokazaliśmy dobry boks, który podobał się naszym kibicom. To był kolejny przystanek w drodze po tytuł mistrza świata w kategorii ciężkiej, który kiedyś zdobędę. Treningi w Teksasie sprawiły, że byłem dobrze przygotowany do walki i to do pełnych 12 rund.  Nie mogłem stanąć na wprost Chrisa, bo on jest jak ściana i mógłbym przegrać. W głowie tę walkę układałem przez osiem tygodni, podczas przygotowań, bo bez tego walki się nie wygra. Wierzyłem w zwycięstwo, a wiara przecież góry może przenosić. Owszem były trudne chwile, ale pragnienie zwycięstwa pozostało we mnie do końca i wygrałem. Oprócz bicia, w ringu potrzebne jest myślenie, żeby przepuszczać ciosy rywala, dobrze pracować na nogach i ja myślałem dziś przez 12 rund. Dobrze "tańczyłem" na nogach, odpoczywałem trochę i nie byłem aż tak zmęczony. Nie chwiałem się na nogach i z kondycją do końca było w porządku. Owszem trochę ciosów też przyjąłem, ale tego się nie uniknie w 12-rundowej walce. Uważam, że wykonałem dobrze swoją robotę Miałem w swoim życiu już trudniejsze walki. Chris to jednak niebezpieczny zawodnik i trzeba było uważać na każdy cios. Teraz jestem gotowy do walki z każdym, ale karty rozdaje telewizja HBO. Jeśli przedstawią nam ofertę i partnera do walki, to ją przemyślimy. Ja mogę walczyć z każdym. Mogę powiedzieć tylko tyle: będę mistrzem świata w wadze ciężkiej. Nie wiem kiedy, ale będę. Ale teraz czas na odpoczynek, walczyłem cztery walki pod rzad bez żadnej przerwy, nie widziałem rodziny przez osiem tygodni. Zasłużyłem?


 


* Kiedy już myślałem, że po takiej walce Adamka nic nie może już na  mnie zrobić wrażenia, zobaczyłem trzy rzeczy: Tomka przedzierającego się przez tłum polskich kibiców i robiących sobie zbiorowe zdjęcia kiedy wychodziliśmy do zaparkowanego samochodu i taki sam tłumek, chyba z 300 przybranych w biało-czerwone szaliki krzyczących w holu „Hiltona” – „Dziękujemy” i „Adamek, Adamek!”. Ta trzecie, kto wie czy nie największa wrażenie to wkraczający chwilę potem w biało-czerowone morze szalików i koszulek... „Koszmar” Arreola. Sala najpierw zdębiała, ale kiedy Chris krzyknął „Kto się ze mną napije piwa za waszego zwycięzcę?” – wszyscy oszaleli. Chris pił piwo – po jednej butelce w każdej z obolałych dłoni – podpisywał polskie biustonosze i flagi, robił sobie zdjęcia, aż wreszcie w tym samym halu, który świętował Górala zabrzmiało  z polskich lekko podmęczonych trunkami i emocjami prawie tak samo głośne „Arreola, Arreola”. „Jakich on ma kibiców, ja was naprawdę kocham. Wy jesteście tacy sami jak my – jak jesteście za kimś, to na całość”. Kiedy poszedłem pisać, było grubo po pierwszej. Chris zapowiadał, że zamknie bar o czwartej i może napije się z Adamkiem. Na razie chyba mu się nie udalo, ale w przyszłości, kto wie, bo przecież promotor Arreoli Dan Goossen nie ukrywał, że nic nie cieszyłoby go bardziej niż rewanż. Tylko, że od 24 kwietnia to już kto inny stawia warunki.


 


Przemek Garczarczyk


z Ontario


Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama