Księdza prałata Józefa Obrębskiego z Mejszagoły pod Wilnem znają na Litwie prawie wszyscy. Ten zasłużony dla kościoła i polskości kapłan obchodził niedawno sto drugą rocznicę swoich urodzin. Dzieli się także swoim życiowym doświadczeniem ze wszystkimi, którzy zapukają do jego mieszkania.
Miałem i ja tę przyjemność poznać osobiście księdza prałata i gościć u niego kilka razy – pierwszy raz kilka lat temu w dzień jego imienin 19 marca. Wszystkie te spotkania, choć trwające zbyt krótko, wywarły na mnie duże wrażenie.
"Urodziłem się pod Zambrowem, na ziemi łomżyńskiej – opowiadał dostojny jubilat. Do szkoły gimnazjalnej uczęszczałem w Wysokim Mazowieckim i w Wilnie, gdzie w roku 1932 ukończyłem następnie teologię na Uniwersytecie im. Stefana Batorego. Potem przez osiemnaście kolejnych lat duszpasterzowałem w Turgielach, przy granicy z Białorusią, skąd w roku 1950 bolszewicy przenieśli mnie do Mejszagoły. Tu mieszkam do dnia dzisiejszego i pełnię posługę kapłańską jako emerytowany kapłan".
Pracując blisko siedemdzisiąt lat na Wileńszczyźnie ks. Józef Obrębski przeżył tam okupację niemiecką, sowiecką i czasy Litwy sowieckiej. Chętnie wraca jednak wspomnieniami do tamtych odległych w czasie dni. Uważa też, że minione trudne chwile były dla całego kościoła i jego wiernych okresem wielkiej próby. Dziś natomiast, kiedy ludziom praktycznie niczego się już nie zabrania, wielu z nich zapomina o Bogu i nie ma czasu na krótką chociażby modlitwę.
"Podczas okupacji hitlerowskiej – wspomina dalej – księży i kleryków z Wilna wywieziono. Chciano w ten sposób pozbawić nas i naszych wiernych ducha. Podobnie zresztą działo się z nauczycielami akademickimi oraz inteligencją polską. Tych także Niemcy zamykali i likwidowali. Ja też byłem przygotowany na śmierć w każdej praktycznie chwili. Opatrzność na szczęście czuwała nade mną. Moi parafianie prosili o interwencję w mojej sprawie niemieckiego oficera – katolika, który poręczył za mnie osobiście i dzięki któremu wyszedłem na wolność. Mogłem więc dalej pełnić swoje obowiązki duszpasterskie. Miałem zawsze szczęście do dobrych ludzi. Dzięki ich pomocy mogłem też przetrwać najtrudniejsze czasy w moim życiu – lata II wojny światowej oraz okupacji sowieckiej. Moi parafianie zawsze w porę ostrzegali mnie, że mi coś grozi albo czego mam unikać".
Ksiądz prałat podobnym zaufaniem darzył także zawsze wszystkich innych. Zawsze też z wielkim szacunkiem odnosił się do ludzi innych wyznań i narodowości, którzy zawsze licznie zamieszkiwali Wileńszczyznę. Miał więc wielu przyjaciół pośród muzułmanów, żydów, karaimów, prawosławnych czy staroobrzędowców. Dzięki nim właśnie, szczególnie w czasach Litwy sowieckiej, uniknął wielu nieprzyjemności i niebezpieczeństw. To oni ostrzegali go przed partyjnymi komisarzami przysłuchującymi się w ukryciu jego kazaniom.
"Pamiętam jak za czasów bolszewickich odwiedziłem wydział teologiczny uniwersytetu wileńskiego, gdzie na korytarzu był, rzucający się wszystkim w oczy, napis: religia opium dla narodów. I w tym właśnie duchu starano się wówczas wszystkich wychowywać. Oczywiście nie szło im z tym wcale tak łatwo. Nie wszyscy dali się na to złapać. Ludzie pamiętali przecież dobrze ich niedawne obiecanki, że stworzą ustrój prawdziwej sprawiedliwości społecznej i że wszystkim będzie się w nim świetnie powodziło. Dochodziło więc często do znęcania się nad najbardziej opornymi. Wielu też z nich zostało wywiezionych, a po wielu ślad na długo zaginął. Dopiero dziś, po latach, dowiadujemy się, że trzymano ich bez żadnego uczciwego wyroku w łagrach.
Do mnie do Mejszagoły przychodziło zawsze wielu ludzi z całego dawnego ZSRR, szczególnie zaś z tych terenów, gdzie nie było duszpasterzy – nawet z Moskwy czy ówczesnego Leningradu. Przyjeżdżali, aby porozmawiać, wyspowiadać się czy wreszcie zawrzeć sakramentalny związek małżeński. Pamiętam też pielgrzymów z Ukrainy, którzy tu przyjechali w intencji uproszenia kapłana dla swojej parafii. W tym też celu ułożyli sobie nawet własną modlitwę – tysiąc raz „Ojcze nasz”.
Także teraz, na niepodległej już Litwie, mamy tu jeszcze sporo spraw do pilnego załatwienia. Wiem, że ponosimy konsekwencję tamtych czasów i że ten proces będzie jeszcze trwał wiele długich lat.
Teraz już nikt nikomu do kościoła nie zabrania chodzić. Właściwie tak już było za czasów Gorbaczowa. Ta jednak wolność ma też i swoje złe strony. Słyszę często od ludzi, że kościół jest dziś znacznie słabszy niż za czasów komuny. Ludzie mają bowiem pełną wolność i mogą robić wszystko, czego tylko zapragną, a Bóg jest im już prawie zupełnie niepotrzebny".
Z księdzem prałatem rozmawialiśmy prawie o wszystkim i mimo jego stu kilku lat ma nadal trzeźwy umysł. Nadal też spotyka się z ludźmi i im doradza. Szczególnie bliskie więzy łączą go z członkami Związku Polaków na Litwie, którzy w dowód sympatii sprezentowali mu nawet kolorowy telewizor, aby mógł śledzić bezpośrednie transmisje z ostatniej pielgrzymki papieża Jana Pawła II w Polsce. Dzięki takim właśnie wspaniałym patriotom jakim jest ks. prałat Józef Obrębski przetrwała w dużym stopniu polskość na Litwie. Ten wspaniały człowiek może być teraz wzorem dla niejednego polskiego pokolenia na Wileńszczyźnie. Ks. Józef Obrębki jako pierwszy Polak otrzymał Kartę Polaka na Litwie.
Leszek Wątróbski
Reklama